Taka wycieczka przy czwartku.
Zaczęliśmy w Soli, koło dzwonnicy loretańskiej.
Poszliśmy prosto do góry bez szlaku w kierunku Rachowca.
Po prawej Oźna - góra gdzie mnie jeszcze nie było.
Ładne te pozaszlaki.
Jest upalnie, pachnie skoszonym sianem. Lato w pełni.
Ukochana radośnie pozuje z Tobim w ambonce.
Dać padalca do relacji jest teraz w dobrym guście.
Na Rachowcu trawka jeszcze wiosenna.
Widok na Beskid Śląski.
Zwardoń i Kikula.
Idziemy na Skalankę, którą szlak omija. My omijamy schronisko.
Łubin w różnych kolorach.
Przełęcz Graniczne.
Znowu porzucamy szlak i idziemy grzbietem na Oźną.
Niewiele tu śladów człowieka.
W dalszej części grzbietu wychodzimy na wielką drewnianą willę pośrodku niczego.
Ma dużą oszkloną werandę z kominkiem. Ukochana znowu zaczyna marudzić, że chce dom
Niedaleko natrafiamy na sporą kapliczkę. Jest zamknięta na klucz, ale klucz jest w zamku. Otwieram, a tu taki wypas. Normalnie cuda na tej Oźnej.
Idziemy dalej grzbietem. Jest bardzo widokowy.
Rycerka w stronę Wielkiej Raczy.
Praszywka Wielka. Od tej strony solidny kawał góry.
Na pierwszym planie dalsza część grzbietu, a po prawej Muńcół.
Nieco mniejszy dom, ale ładniej położony.
Na taki może mógłbym się zgodzić
Grzbietem jestem zachwycony.
Schodzimy do Soli.
Bardzo fajne rejony. W zasadzie najładniejsze odcinki były poza szlakiem. Może na przyszłość trzeba jeszcze bardziej szlaków unikać?