Chorwacja - Paklenica
- sprocket73
- Posty: 5771
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Chorwacja - Paklenica
Część I - Anića kuk
W tym roku udało się pojechać na normalny urlop do ciepłych krajów.
Ze względu na covidowe szaleństwo wybraliśmy opcję dość bezpieczną - Chorwację. Odwiedziliśmy Paklenicę, czyli najbardziej znane górskie rejony w tym kraju. Do tej pory omijaliśmy to miejsce ze względu na opisy w przewodniku, które ostrzegały, że jest tam trudno, gorąco, a trasy górskich wycieczek są bardzo długie.
Zaczęliśmy spokojnie, od oglądania gór z plaży. Prezentują się normalnie, jak inne znane nam już chorwackie góry. Tutaj szeroki widok od Wielkiej Paklenicy z lewej do Małej Paklenicy z prawej.
Kanion Mała Paklenica. Mieszkaliśmy na wprost jego wylotu.
Bardziej znany Kanion Wielka Paklenica był 3 km obok.
O samych górach nie czytałem wiele przed wyjazdem. Uznałem, że na miejscu się coś zaimprowizuje. Na kwaterze był folder reklamowy ze schematem szlaków. Dało to już jakieś pojęcie. Dodatkowo przed wejściem do parku obfotografowałem szczegółową mapę.
Na pierwszą wycieczkę wybrałem niewysoki pobliski szczyt Anića kuk (712 m). Miał to być taki rekonesans, rozpoznanie z czym mamy do czynienia. Wycieczka krótka, więc wyszliśmy o 8. Dzień był chłodny, w nocy padało. Wyruszyliśmy z buta z kwatery, a nasz cel wyglądał bardzo zwyczajnie. To ten najwyższy kopczyk.
Wchodzimy na dobrze oznaczony szlak (jak na chorwackie standardy). Na początku powoli nabieramy wysokości idąc fajną ścieżką.
Jak tylko robi się stromiej, ścieżka staje się kamienista i tak już pozostanie.
Widok w stronę morza.
Ciekawe formy skalne.
Wychodzimy wyżej i widzimy nasz cel, który wygląda już nie tak grzecznie i niegroźnie jak z dołu.
Tak wygląda Anića kuk od łagodniejszej strony. Zastanawiam się jak prowadzi szlak. Pojawia się lekkie podekscytowanie.
Okrążamy górę tracąc wysokość, a ona pokazuje nam coraz groźniejsze oblicze.
Piękna góra, bez wątpienia. Tylko jak się na nią wychodzi???
Okazuje się, że ot tak po prostu, sru do góry.
Z Wielkiej Paklenicy dochodzi więcej ludzi. Jedni błądzą. Inni się wycofują. Widać nie tylko nas zaskoczyła góra. Trudności techniczne są całkiem spore jak na szlak turystyczny. Nie można sobie pozwolić na najmniejszy błąd.
Dajemy do góry. Tobi na przedzie.
Dla nas trudności są w sam raz.
Szczyt zdobyty
Widok na górną część Wielkiej Paklenicy.
Łażę na boki szukając fajnych widoków. Pionowe ściany robią niesamowite wrażenie.
Środkowa część Wielkiej Paklenicy.
A tu dolna część.
Miałem takie ciągoty, żeby schodzić bezszlakowo tym grzbietem. Na mapie była zaznaczona ścieżka. Jednak widząc to z góry mi przeszło.
Pozostał więc powrót dokładnie tą samą drogą. Miało być fajnie, ale nie było. Po południu temperatura wzrosła, droga się dłużyła. Kamienista, zarośnięta trawą ścieżka była łatwiejsza przy wychodzeniu. Teraz nogi już zmęczone, a każdy krok musi być dokładnie przemyślany. Żar leje się z nieba, a my jeszcze nie przyzwyczajeni. Im niżej tym mniej podmuchów wiatru i gorąc coraz bardziej dokucza.
Wróciliśmy bardzo wyczerpani, po 9 godzinach. Taka to była mała zapoznawcza wycieczka.
C.D.N.
W tym roku udało się pojechać na normalny urlop do ciepłych krajów.
Ze względu na covidowe szaleństwo wybraliśmy opcję dość bezpieczną - Chorwację. Odwiedziliśmy Paklenicę, czyli najbardziej znane górskie rejony w tym kraju. Do tej pory omijaliśmy to miejsce ze względu na opisy w przewodniku, które ostrzegały, że jest tam trudno, gorąco, a trasy górskich wycieczek są bardzo długie.
Zaczęliśmy spokojnie, od oglądania gór z plaży. Prezentują się normalnie, jak inne znane nam już chorwackie góry. Tutaj szeroki widok od Wielkiej Paklenicy z lewej do Małej Paklenicy z prawej.
Kanion Mała Paklenica. Mieszkaliśmy na wprost jego wylotu.
Bardziej znany Kanion Wielka Paklenica był 3 km obok.
O samych górach nie czytałem wiele przed wyjazdem. Uznałem, że na miejscu się coś zaimprowizuje. Na kwaterze był folder reklamowy ze schematem szlaków. Dało to już jakieś pojęcie. Dodatkowo przed wejściem do parku obfotografowałem szczegółową mapę.
Na pierwszą wycieczkę wybrałem niewysoki pobliski szczyt Anića kuk (712 m). Miał to być taki rekonesans, rozpoznanie z czym mamy do czynienia. Wycieczka krótka, więc wyszliśmy o 8. Dzień był chłodny, w nocy padało. Wyruszyliśmy z buta z kwatery, a nasz cel wyglądał bardzo zwyczajnie. To ten najwyższy kopczyk.
Wchodzimy na dobrze oznaczony szlak (jak na chorwackie standardy). Na początku powoli nabieramy wysokości idąc fajną ścieżką.
Jak tylko robi się stromiej, ścieżka staje się kamienista i tak już pozostanie.
Widok w stronę morza.
Ciekawe formy skalne.
Wychodzimy wyżej i widzimy nasz cel, który wygląda już nie tak grzecznie i niegroźnie jak z dołu.
Tak wygląda Anića kuk od łagodniejszej strony. Zastanawiam się jak prowadzi szlak. Pojawia się lekkie podekscytowanie.
Okrążamy górę tracąc wysokość, a ona pokazuje nam coraz groźniejsze oblicze.
Piękna góra, bez wątpienia. Tylko jak się na nią wychodzi???
Okazuje się, że ot tak po prostu, sru do góry.
Z Wielkiej Paklenicy dochodzi więcej ludzi. Jedni błądzą. Inni się wycofują. Widać nie tylko nas zaskoczyła góra. Trudności techniczne są całkiem spore jak na szlak turystyczny. Nie można sobie pozwolić na najmniejszy błąd.
Dajemy do góry. Tobi na przedzie.
Dla nas trudności są w sam raz.
Szczyt zdobyty
Widok na górną część Wielkiej Paklenicy.
Łażę na boki szukając fajnych widoków. Pionowe ściany robią niesamowite wrażenie.
Środkowa część Wielkiej Paklenicy.
A tu dolna część.
Miałem takie ciągoty, żeby schodzić bezszlakowo tym grzbietem. Na mapie była zaznaczona ścieżka. Jednak widząc to z góry mi przeszło.
Pozostał więc powrót dokładnie tą samą drogą. Miało być fajnie, ale nie było. Po południu temperatura wzrosła, droga się dłużyła. Kamienista, zarośnięta trawą ścieżka była łatwiejsza przy wychodzeniu. Teraz nogi już zmęczone, a każdy krok musi być dokładnie przemyślany. Żar leje się z nieba, a my jeszcze nie przyzwyczajeni. Im niżej tym mniej podmuchów wiatru i gorąc coraz bardziej dokucza.
Wróciliśmy bardzo wyczerpani, po 9 godzinach. Taka to była mała zapoznawcza wycieczka.
C.D.N.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Adrian pisze:a wy sponiewierani
Wyszły z nich braki kondycyjne.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
A ja już się bałem, że na dwóch zdjęciach Tobiego się skończy.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
- sprocket73
- Posty: 5771
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Część II - Veliki Vitrenik i Velika Paklenica
Plan drugiej wycieczki rodził się w bólach. W drodze negocjacji przy winie ustaliliśmy, że idziemy do Wielkiej Paklenicy, przez małą górę o mylącej nazwie nazwie Wielki Viternik (433 m). Ten plan przypasował każdemu
Viternik jest bardzo wysunięty w stronę morza, dobrze widoczny góruje nad Starigradem i bardzo zachęca (przynajmniej mnie) do wyjścia na niego.
Podjeżdżamy autem do Starigradu i przed 7:00 wyruszamy na szlak. Szybko zdobywamy pierwszą przełęcz o wysokości 255 metrów z widokiem na Mały Viternik (410 m).
My idziemy na ten Wielki, wyższy o 23 metry. Okazuje się, że szlak jest trudny do odnalezienia. Po prostu idzie się w górę po kamieniach i krzakach i co chwilę się go gubi.
Jednak to tylko niecałe 200 metrów podejścia, więc jakoś dajemy radę. Opłacało się, poranne widoki są piękne. Pod nami początek Wielkiej Paklenicy. Dalej miejscowość Seline, gdzie mieszkamy.
Zbliżenie na ruiny nad brzegiem morza. Tam czasem plażowaliśmy.
Świetnie wygląda też górski interior.
A to bardzo ciekawe skały, które roboczo nazywamy "Grzebykiem". Widać je również z dołu i coś mnie do nich ciągnie. Mam przeczucie, że to fajne miejsce.
Nacieszywszy oczy widokami zastanawiamy się jak schodzić w dół. Wypadałoby tą samą drogą, która weszliśmy, ale potem trzeba by okrążyć całą górę dołem, więc może prościej będzie zejść od razu na przełęcz nad Paklenicą? Ukochana jest chętna, ale ja uważam, że to zbyt ryzykowne, bo nie widać całej drogi. Lepiej zejść wcześniej do wioski, to wydaje się łatwe. Schodzimy więc takim kamienistym zboczem na wprost. Wioskę widać po lewej.
Wioska, a raczej opuszczona osada wygląda tak.
Okazało się, że to krótkie zejście dało nam popalić. Kamienie były ostre jak brzytwy. Nawet lekkie dotkniecie ręką przecinało skórę. Tutejsze skały są miękkie, woda lub wiatr rzeźbią w nich takie kanały. Sama krawędź jest bardzo ostra. Tam gdzie ktoś chodzi, łatwo ją stępić. Ale my schodziliśmy w dziewiczym terenie. Z niepokojem obserwowałem łapy Tobiego i wypatrywałem czerwonych plam na kamieniach. Jednak jakoś dawał radę.
Na samym dole teren był tak zarośnięty, że nie przebilibyśmy się nawet kilkunastu metrów przez krzaki, gdyby nie było ścieżki, ale jakimś cudem była, taka dla zwierząt. Dzięki temu doszliśmy do szlaku i do głównego wejścia do osady.
Mieszkańcy wyszli nas powitać.
A ten chciał nas złapać w sieć i zjeść.
Potem miało być już prosto. Szlakiem doszliśmy na krawędź kanionu. Cudny widok.
I okazało się, że schodzi się po takich kamieniach (zdjęcie zrobione wstecz, czyli w górę).
Ale to nie kamienie i strome zejście okazały się problemem. Stok był idealnie wyeksponowany do słońca. Mimo wczesnej przedpołudniowej pory temperatura zaczęła zabijać.
Kto miał siłę, mógł podziwiać otwierającą się Wielką Paklenicę.
Zeszliśmy na dno wąwozu w okolice parkingu i od razu udaliśmy się do wyschniętego koryta strumienia. Tu było najchłodniej. Trzeba było pół godzinki posiedzieć i się schłodzić. Uff, te chorwackie upały.
Po odpoczynku wchodzimy w Paklenicę. Na parkingu sporo samochodów.
W środku ludzie pochowani w cieniu. Wspinacze atakują głównie zacienione ściany.
Tobi znalazł trochę stojącej wody i się schładza.
Idziemy w górę. Zastanawiam się gdzie są ci wszyscy ludzie z samochodów. Pewnie już wyżej.
Z góry schodzą konie, które pewnie noszą towary do schronisk.
Im wyżej tym bardziej pusto. Dziwne.
Droga jest zacieniona, ale upał dokucza. W wyższych partiach kanionu woda w strumieniu nie wyschła, wiec można się schładzać. Ludzi brak. Zagadka, gdzie jest Tobi?
Nagle pojawiają się góry właściwe. A więc tak to wygląda. Zamurowało mnie.
Skalna ściana, a gdzieś za nią najwyższe partie Velebitu.
Nieźle umęczeni dochodzimy do schroniska. Pusto. Czyli ludzie po prostu oglądają tylko sam początek kanionu i nie pchają się wyżej. Trochę niepojęte.
Kupujemy po piwku, siadamy. Tobi zapoznaje się ze schroniskowym psem. Z mapy wynika, że najwyższy szczyt Vaganski Vrh jest już bardzo blisko. Dziwi mnie, że na szlakowskazie jest podany do niego czas 6 godzin. Pytam chłopaka z obsługi, czy to czas w jedną stronę, czy w obie. Za bardzo nie jest zorientowany, ale zawołał jakąś kobietę, która zmierzyła mnie srogim wzrokiem i zapytała, czy teraz tam chcę iść. Oczywiście odpowiedziałem, że nie i zaczęliśmy rozmowę. Powiedziała, że na górę są 3 szlaki, ale każdym idzie się 6 godzin. Najkrótszego nie poleca, opisała go jako rzekę ostrych kamieni. Poleca najdłuższy, który idzie dookoła i jest najbardziej łagodny. Pytam ją o trudności w porównaniu z Anića kuk, mówi, że trudności nie ma żadnych. Dodała też, że należy startować od schroniska o 5:00 rano, żeby zdążyć przed upałem na podejściu.
Przyjąłem te wiadomości z pewnym dystansem. 1300 metrów podejścia od schroniska to kawałek, ale żeby 6 godzin? Jakim cudem? Wyszedłem jeszcze trochę wyżej ponad schronisko, aby przyjrzeć się ścianie. Jest kawał góry. Wychodzi na to, że Vaganskiego Vrhu raczej nie zdobędziemy, ale nie byłem jakoś mocno nieszczęśliwy.
Po małej drzemce Tobi zaczął utykać. Obejrzałem mu łapy, nie było wielkich ran, ale jakieś drobne przecięcia chyba jednak wystąpiły. Z ciekawości obejrzałem swoje buty - szok, podeszwa pocięta jak żyletką, brakuje kilku kawałków pośrodku. Buty miałem już mocno sfatygowane, podeszwa cienka, nie wytrzymała. Ukochana w prawie nowych butach nie miała takich zniszczeń. Biedny Tobi. Wracamy Paklenicą w dół. Upał zelżał.
Podziwiamy idealnie oświetlone ściany Anića kuk.
W kanionie zapada zmierzch. Wszystko chowa się w cieniu.
Na koniec znowu mamy słońce. Mimo, że niskie, wciąż mocno grzeje. Idziemy z buta do Starigradu, a potem jeszcze kawałek do auta.
Ta lekka wycieczka trwała 12 godzin. Tobi pociął łapy, ja buty, Ukochana odparzyła podeszwy stóp - cokolwiek to znaczy.
C.D.N.
Plan drugiej wycieczki rodził się w bólach. W drodze negocjacji przy winie ustaliliśmy, że idziemy do Wielkiej Paklenicy, przez małą górę o mylącej nazwie nazwie Wielki Viternik (433 m). Ten plan przypasował każdemu
Viternik jest bardzo wysunięty w stronę morza, dobrze widoczny góruje nad Starigradem i bardzo zachęca (przynajmniej mnie) do wyjścia na niego.
Podjeżdżamy autem do Starigradu i przed 7:00 wyruszamy na szlak. Szybko zdobywamy pierwszą przełęcz o wysokości 255 metrów z widokiem na Mały Viternik (410 m).
My idziemy na ten Wielki, wyższy o 23 metry. Okazuje się, że szlak jest trudny do odnalezienia. Po prostu idzie się w górę po kamieniach i krzakach i co chwilę się go gubi.
Jednak to tylko niecałe 200 metrów podejścia, więc jakoś dajemy radę. Opłacało się, poranne widoki są piękne. Pod nami początek Wielkiej Paklenicy. Dalej miejscowość Seline, gdzie mieszkamy.
Zbliżenie na ruiny nad brzegiem morza. Tam czasem plażowaliśmy.
Świetnie wygląda też górski interior.
A to bardzo ciekawe skały, które roboczo nazywamy "Grzebykiem". Widać je również z dołu i coś mnie do nich ciągnie. Mam przeczucie, że to fajne miejsce.
Nacieszywszy oczy widokami zastanawiamy się jak schodzić w dół. Wypadałoby tą samą drogą, która weszliśmy, ale potem trzeba by okrążyć całą górę dołem, więc może prościej będzie zejść od razu na przełęcz nad Paklenicą? Ukochana jest chętna, ale ja uważam, że to zbyt ryzykowne, bo nie widać całej drogi. Lepiej zejść wcześniej do wioski, to wydaje się łatwe. Schodzimy więc takim kamienistym zboczem na wprost. Wioskę widać po lewej.
Wioska, a raczej opuszczona osada wygląda tak.
Okazało się, że to krótkie zejście dało nam popalić. Kamienie były ostre jak brzytwy. Nawet lekkie dotkniecie ręką przecinało skórę. Tutejsze skały są miękkie, woda lub wiatr rzeźbią w nich takie kanały. Sama krawędź jest bardzo ostra. Tam gdzie ktoś chodzi, łatwo ją stępić. Ale my schodziliśmy w dziewiczym terenie. Z niepokojem obserwowałem łapy Tobiego i wypatrywałem czerwonych plam na kamieniach. Jednak jakoś dawał radę.
Na samym dole teren był tak zarośnięty, że nie przebilibyśmy się nawet kilkunastu metrów przez krzaki, gdyby nie było ścieżki, ale jakimś cudem była, taka dla zwierząt. Dzięki temu doszliśmy do szlaku i do głównego wejścia do osady.
Mieszkańcy wyszli nas powitać.
A ten chciał nas złapać w sieć i zjeść.
Potem miało być już prosto. Szlakiem doszliśmy na krawędź kanionu. Cudny widok.
I okazało się, że schodzi się po takich kamieniach (zdjęcie zrobione wstecz, czyli w górę).
Ale to nie kamienie i strome zejście okazały się problemem. Stok był idealnie wyeksponowany do słońca. Mimo wczesnej przedpołudniowej pory temperatura zaczęła zabijać.
Kto miał siłę, mógł podziwiać otwierającą się Wielką Paklenicę.
Zeszliśmy na dno wąwozu w okolice parkingu i od razu udaliśmy się do wyschniętego koryta strumienia. Tu było najchłodniej. Trzeba było pół godzinki posiedzieć i się schłodzić. Uff, te chorwackie upały.
Po odpoczynku wchodzimy w Paklenicę. Na parkingu sporo samochodów.
W środku ludzie pochowani w cieniu. Wspinacze atakują głównie zacienione ściany.
Tobi znalazł trochę stojącej wody i się schładza.
Idziemy w górę. Zastanawiam się gdzie są ci wszyscy ludzie z samochodów. Pewnie już wyżej.
Z góry schodzą konie, które pewnie noszą towary do schronisk.
Im wyżej tym bardziej pusto. Dziwne.
Droga jest zacieniona, ale upał dokucza. W wyższych partiach kanionu woda w strumieniu nie wyschła, wiec można się schładzać. Ludzi brak. Zagadka, gdzie jest Tobi?
Nagle pojawiają się góry właściwe. A więc tak to wygląda. Zamurowało mnie.
Skalna ściana, a gdzieś za nią najwyższe partie Velebitu.
Nieźle umęczeni dochodzimy do schroniska. Pusto. Czyli ludzie po prostu oglądają tylko sam początek kanionu i nie pchają się wyżej. Trochę niepojęte.
Kupujemy po piwku, siadamy. Tobi zapoznaje się ze schroniskowym psem. Z mapy wynika, że najwyższy szczyt Vaganski Vrh jest już bardzo blisko. Dziwi mnie, że na szlakowskazie jest podany do niego czas 6 godzin. Pytam chłopaka z obsługi, czy to czas w jedną stronę, czy w obie. Za bardzo nie jest zorientowany, ale zawołał jakąś kobietę, która zmierzyła mnie srogim wzrokiem i zapytała, czy teraz tam chcę iść. Oczywiście odpowiedziałem, że nie i zaczęliśmy rozmowę. Powiedziała, że na górę są 3 szlaki, ale każdym idzie się 6 godzin. Najkrótszego nie poleca, opisała go jako rzekę ostrych kamieni. Poleca najdłuższy, który idzie dookoła i jest najbardziej łagodny. Pytam ją o trudności w porównaniu z Anića kuk, mówi, że trudności nie ma żadnych. Dodała też, że należy startować od schroniska o 5:00 rano, żeby zdążyć przed upałem na podejściu.
Przyjąłem te wiadomości z pewnym dystansem. 1300 metrów podejścia od schroniska to kawałek, ale żeby 6 godzin? Jakim cudem? Wyszedłem jeszcze trochę wyżej ponad schronisko, aby przyjrzeć się ścianie. Jest kawał góry. Wychodzi na to, że Vaganskiego Vrhu raczej nie zdobędziemy, ale nie byłem jakoś mocno nieszczęśliwy.
Po małej drzemce Tobi zaczął utykać. Obejrzałem mu łapy, nie było wielkich ran, ale jakieś drobne przecięcia chyba jednak wystąpiły. Z ciekawości obejrzałem swoje buty - szok, podeszwa pocięta jak żyletką, brakuje kilku kawałków pośrodku. Buty miałem już mocno sfatygowane, podeszwa cienka, nie wytrzymała. Ukochana w prawie nowych butach nie miała takich zniszczeń. Biedny Tobi. Wracamy Paklenicą w dół. Upał zelżał.
Podziwiamy idealnie oświetlone ściany Anića kuk.
W kanionie zapada zmierzch. Wszystko chowa się w cieniu.
Na koniec znowu mamy słońce. Mimo, że niskie, wciąż mocno grzeje. Idziemy z buta do Starigradu, a potem jeszcze kawałek do auta.
Ta lekka wycieczka trwała 12 godzin. Tobi pociął łapy, ja buty, Ukochana odparzyła podeszwy stóp - cokolwiek to znaczy.
C.D.N.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
sprocket73 pisze: i wypatrywałem czerwonych plam na kamieniach
Już wiadomo jak oni malują swoje znaki na skałach ...
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- sprocket73
- Posty: 5771
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Czasem jak gdzieś kapnie odpowiednio farba, wygląda to przerażająco
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Zaczynam się cieszyć że nie zdecydowaliśmy się tam jechać, a plan był któregoś roku. Masakra, Iza by mnie zabiła za takie hrdcory
A Wy jesteście królami chaszczingu, to ja bym doprowadził do tragedii, w najlepszym wypadku
Pociąłeś nowe buty ?
A Wy jesteście królami chaszczingu, to ja bym doprowadził do tragedii, w najlepszym wypadku
Pociąłeś nowe buty ?
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Adrian, łącznie zmieniany 2 razy.
Adrian pisze:Pociąłeś nowe buty ?
sprocket73 pisze:Buty miałem już mocno sfatygowane, podeszwa cienka, nie wytrzymała.
Adrian pisze:A Wy jesteście królami chaszczingu
Tyś widział chaszczing ...
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- sprocket73
- Posty: 5771
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Adrian, nie dramatyzuj, przecież moglibyście jak wszyscy pospacerować szeroką drogą w Paklenicy. Tam jest problem jedynie z temperaturą, ale i tak znacznie mniejszy niż gdzie indziej.
Królem chaszczingu jest Tobi
Królem chaszczingu jest Tobi
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
sprocket73 pisze:Wypadałoby tą samą drogą, która weszliśmy, ale potem trzeba by okrążyć całą górę dołem, więc może prościej będzie zejść od razu na przełęcz nad Paklenicą? Ukochana jest chętna, ale ja uważam, że to zbyt ryzykowne, bo nie widać całej drogi.
To jakaś niewiarygodna zamiana ról.
sprocket73 pisze:Nieźle umęczeni dochodzimy do schroniska. Pusto. Czyli ludzie po prostu oglądają tylko sam początek kanionu i nie pchają się wyżej. Trochę niepojęte.
W takie upały nie ma się co dziwić
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
- sprocket73
- Posty: 5771
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Sebastian pisze:To jakaś niewiarygodna zamiana ról.
Ukochana jest gotowa na ryzyko jeżeli oszczędziłoby ono parę metrów podejścia Poza tym osiągnęła już pewien poziom pewności siebie i to może być zgubne, bo jednak doświadczenie w ocenie sytuacji ma wciąż małe w porównaniu ze mną.
W tym konkretnym przypadku, jakbyśmy poszli od razu na przełęcz, to byłaby wielka wtopa. Ze szlaku potem widać było jak strome były fragmenty niewidoczne z góry. Poza tym szlak omijał przełęcz i wychodził nad nią, gdyż była zawalona wielkimi blokami skalnymi pomiędzy którymi była gęsta roślinność. Jakbyśmy na nią zeszli, to mielibyśmy wielkie kłopoty.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 47 gości