Tatry... ale te nizkie
- sprocket73
- Posty: 5771
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Tatry... ale te nizkie
Przed tygodniem przypomnieliśmy sobie smak Słowacji i zapragnęliśmy więcej. Pogoda dopisała, pojawiła się okazja na zrealizowanie dawnego planu odwiedzenia nieznanej nam dotąd części Niżnych Tatr na wschód od Doliny Demianowskiej.
Część I - Poludnica (1549 m) - na dobry początek
Pojechaliśmy do miejscowości Závažná Poruba, tam od pierwszego strzału znaleźliśmy bardzo fajne kwatery. Wioska zrobiła sympatyczne wrażenie. Ciekawa wąska zabudowa, czysto i schludnie.
Na rozgrzewkę wybraliśmy się na pobliską górkę o nazwie Południca. Zalesiony szczyt nie obiecywał zbyt wiele, ale postanowiliśmy spokojnie zacząć.
Spokojny słowacki padalec cierpliwie pozował. Nie to co nasze polskie narowiste.
Tam gdzie można dojechać szutrową drogą, mimo parku narodowego, można sobie pozwolić na domek w górach. Słowacy praktycznie podchodzą do tematu.
Nabieramy wysokości.
Jaskinia, gdzie podczas wojny ukrywali się Żydzi (wyczytane na tablicy pamiątkowej).
Widok na Tary Zachodnie.
Osiągamy Predną Poludnicę (1469 m). Widok na Tatry. Znowu trochę brakuje przejrzystości.
Coraz więcej Słowaków chodzi z psami po górach.
Zostało jeszcze krótkie podejście na wierzchołek główny.
Wie ktoś jak się ten kwiatek nazywa?
Szczytujemy!
Całkiem porządne widoki.
Tu w stronę głównej grani. Na pierwszym planie Krakova hoľa (1752 m).
W stronę Gór Choczańskich.
Na zachód.
Po lewej Siná (1560 m), którą kiedyś z takim uporem próbowaliśmy zdobyć bezszlakowo (udało się dopiero za drugim razem).
Na wschód.
Pośrodku Ohnište (1538 m) - podobno fajne miejsce, choć z daleka nie wygląda.
Schodzimy inną drogą, wiodącą bardziej grzbietem wzdłuż wychodni skalnych (niebieski szlak do Iľanova)
Kiedy podziwiam widoki, Ukochana oznajmia, że przed nami trudna przeszkoda - drabina.
Dziwię się no jak to trudna drabina, niemożliwe. Faktycznie jest tak jakby trochę z boku, ciężko na nią wejść, trzeba tak trochę wskoczyć. Chwytam się jej, a ona cała leci w bok. Szok. Nie jest niczym przymocowana. Całkiem luźna, chwieje się na boki i do tyłu. Ukochana twierdzi, że nigdy tędy nie zejdzie. Próbujemy szukać obejścia, ale po obu stronach długi mur skalny. Wygląda, że trzeba próbować tutaj.
Udało mi się chwycić drabinę od góry, trochę przestawić, wbić do gruntu. Wydawała się stabilniejsza. Wszedłem na nią i zszedłem. Ukochana nie chciała, twierdziła, że się gibnie do tyłu, ale przekonałem ją, że jej ciężkie cielsko dociśnie ją grawitacyjnie do skały. Udało się.
A Tobi poradził sobie sam.
Idziemy dalej. Bardzo ładny jest szlak po tej stronie.
Co chwile punkty widokowe.
Tu na Południcę, czyli tam byliśmy.
Grzebienie skalne robią wrażenie.
Tobi wychylał się najbardziej.
Powoli wytracamy wysokość.
Liptowski Mikulasz i Tatry Zachodnie.
A na pierwszym planie Iľanovo, gdzie schodzimy.
Wracamy dołem na kwaterę. W oddali Chocz. Dzień się kończy.
Nie wiedziałem, że pod Krywaniem są pola uprawne
Poludnica wcale nie jest nudną zalesioną górą na jaką wygląda z daleka. Jest bardzo fajna
A to dopiero rozgrzewka
C.D.N.
Część I - Poludnica (1549 m) - na dobry początek
Pojechaliśmy do miejscowości Závažná Poruba, tam od pierwszego strzału znaleźliśmy bardzo fajne kwatery. Wioska zrobiła sympatyczne wrażenie. Ciekawa wąska zabudowa, czysto i schludnie.
Na rozgrzewkę wybraliśmy się na pobliską górkę o nazwie Południca. Zalesiony szczyt nie obiecywał zbyt wiele, ale postanowiliśmy spokojnie zacząć.
Spokojny słowacki padalec cierpliwie pozował. Nie to co nasze polskie narowiste.
Tam gdzie można dojechać szutrową drogą, mimo parku narodowego, można sobie pozwolić na domek w górach. Słowacy praktycznie podchodzą do tematu.
Nabieramy wysokości.
Jaskinia, gdzie podczas wojny ukrywali się Żydzi (wyczytane na tablicy pamiątkowej).
Widok na Tary Zachodnie.
Osiągamy Predną Poludnicę (1469 m). Widok na Tatry. Znowu trochę brakuje przejrzystości.
Coraz więcej Słowaków chodzi z psami po górach.
Zostało jeszcze krótkie podejście na wierzchołek główny.
Wie ktoś jak się ten kwiatek nazywa?
Szczytujemy!
Całkiem porządne widoki.
Tu w stronę głównej grani. Na pierwszym planie Krakova hoľa (1752 m).
W stronę Gór Choczańskich.
Na zachód.
Po lewej Siná (1560 m), którą kiedyś z takim uporem próbowaliśmy zdobyć bezszlakowo (udało się dopiero za drugim razem).
Na wschód.
Pośrodku Ohnište (1538 m) - podobno fajne miejsce, choć z daleka nie wygląda.
Schodzimy inną drogą, wiodącą bardziej grzbietem wzdłuż wychodni skalnych (niebieski szlak do Iľanova)
Kiedy podziwiam widoki, Ukochana oznajmia, że przed nami trudna przeszkoda - drabina.
Dziwię się no jak to trudna drabina, niemożliwe. Faktycznie jest tak jakby trochę z boku, ciężko na nią wejść, trzeba tak trochę wskoczyć. Chwytam się jej, a ona cała leci w bok. Szok. Nie jest niczym przymocowana. Całkiem luźna, chwieje się na boki i do tyłu. Ukochana twierdzi, że nigdy tędy nie zejdzie. Próbujemy szukać obejścia, ale po obu stronach długi mur skalny. Wygląda, że trzeba próbować tutaj.
Udało mi się chwycić drabinę od góry, trochę przestawić, wbić do gruntu. Wydawała się stabilniejsza. Wszedłem na nią i zszedłem. Ukochana nie chciała, twierdziła, że się gibnie do tyłu, ale przekonałem ją, że jej ciężkie cielsko dociśnie ją grawitacyjnie do skały. Udało się.
A Tobi poradził sobie sam.
Idziemy dalej. Bardzo ładny jest szlak po tej stronie.
Co chwile punkty widokowe.
Tu na Południcę, czyli tam byliśmy.
Grzebienie skalne robią wrażenie.
Tobi wychylał się najbardziej.
Powoli wytracamy wysokość.
Liptowski Mikulasz i Tatry Zachodnie.
A na pierwszym planie Iľanovo, gdzie schodzimy.
Wracamy dołem na kwaterę. W oddali Chocz. Dzień się kończy.
Nie wiedziałem, że pod Krywaniem są pola uprawne
Poludnica wcale nie jest nudną zalesioną górą na jaką wygląda z daleka. Jest bardzo fajna
A to dopiero rozgrzewka
C.D.N.
Ostatnio zmieniony 2021-09-13, 10:54 przez sprocket73, łącznie zmieniany 2 razy.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Mi też się bardzo podobało, a najbardziej szczytowanie Ukochanej.
Czekam na dalszy ciąg.
Czekam na dalszy ciąg.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
- sprocket73
- Posty: 5771
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Który Admin mi edytuje tytuł???
Ma być "nizkie" - to tak po słowacku brzmi
Ma być "nizkie" - to tak po słowacku brzmi
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5771
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Część II - Ohnište (1538 m) - dla miłośników dzikiego piękna
Ohnište było w planach od kilku lat. W końcu nadszedł ten dzień
Podjechaliśmy na parking końcowy w Janskej dolinie i wyruszyliśmy w boczną Stanišovską dolinę żółtym szlakiem. Temperatura z rana 5 stopni, ale słońce ostro operowało.
Następnie zmieniamy szlak na zielony. Poranne widoki na Tatry są zadowalające.
Kierujemy się grzbietem do góry. Długie strome podejście. Przed nami Slemä (1514 m).
Po drodze, kiedy mamy już sporą wysokość, Ukochana orientuje się, że zostawiła przy punkcie widokowym na dole na ławce okulary. Patrzę na zdjęcia, od tamtego miejsca podchodzimy już 45 minut. O ironio na zdjęciu widać nawet owe nieszczęsne okulary jak leżą. No ale to za daleko, żeby się wrócić. Ileż by to mogło trwać jakbym się sprężył? Postanowiłem sprawdzić - równo 20 minut tam i z powrotem. Jaki z tego wniosek? Można by robić 3 razy dłuższe trasy, tylko trzeba biegiem
Szczytujemy. Widoki dość ograniczone.
Na Slemie znajduje się wrak samolotu, który rozbił się w czasie II wojny światowej.
Jak widać miejsce należycie upamiętnione.
Całkiem sporo z tego samolotu zostało do dzisiaj. Blisko 80 lat, a blachy lśnią.
Nie ma się co spieszyć ze zwrotem wraku tupolewa.
Idziemy w kierunku północnym płaskowyżem. Od rana nikogo nie spotkaliśmy. Ścieżka ledwie przedeptana. A podobno u nas w Tatrach tłumy?
Można poleżeć w trawie, obfotografować motylki.
Ostatnie podejście na Ohnište. Myślałem, że będzie tu ładniej.
Szczyt. Punkt widokowy na Rovną hol'ę (1723). Koniec szlaku.
Na zachód widać grzebień skalny, ale tam iść nie wolno, bo rezerwat.
Można sobie tylko wyobrazić jakby się szło pod tymi skałami.
Widok wstecz. Piękna ścieżka. Ale nie wolno - rezerwat.
Kiedyś był tu szlak, widać stare oznaczenia. Były nawet specjalne poidełka dla piesków, które od rana nic nie piły, bo im wody nikt nie zabrał, celowo i z premedytacją.
Dobrze, że zlikwidowali ten szlak. Można by tu sobie krzywdę zrobić.
Jakiś kamień mógłby na głowę spaść.
Skalne okno.
Wielkie piękne skalne okno.
A może skalna brama?
Kiedy się wchodzi w środek, można stracić perspektywę.
Widok od tyłu.
Niesamowite miejsce. Zdjęcia nie oddają.
Posiedzieliśmy długo, spotkaliśmy Polaka miłośnika pozaszlaków. Pora wracać.
Idziemy nieco inaczej. W poszukiwaniu lejów krasowych. Głębokie kominy - można wrzucić kamyczek i nasłuchiwać a on leci i leci. W naszych stronach czegoś takiego nie widziałem.
Na koniec skrótem bez szlaku dochodzimy do szlaku, którym schodzimy w dół na Svidovské sedlo.
Widok na Ohnište z dołu.
Jest tam tych grzebieni skalnych wiele poziomów.
Jeszcze raz to napiszę - niesamowite miejsce.
Widziałem wcześniej zdjęcia, a i tak mnie bardzo zaskoczyło.
Na koniec asfaltem Janską doliną do auta.
Powtórzę jeszcze raz, jakby ktoś zapomniał - na Ohnište nie wolno chodzić bo rezerwat, zrozumiano?!
C.D.N.
Ohnište było w planach od kilku lat. W końcu nadszedł ten dzień
Podjechaliśmy na parking końcowy w Janskej dolinie i wyruszyliśmy w boczną Stanišovską dolinę żółtym szlakiem. Temperatura z rana 5 stopni, ale słońce ostro operowało.
Następnie zmieniamy szlak na zielony. Poranne widoki na Tatry są zadowalające.
Kierujemy się grzbietem do góry. Długie strome podejście. Przed nami Slemä (1514 m).
Po drodze, kiedy mamy już sporą wysokość, Ukochana orientuje się, że zostawiła przy punkcie widokowym na dole na ławce okulary. Patrzę na zdjęcia, od tamtego miejsca podchodzimy już 45 minut. O ironio na zdjęciu widać nawet owe nieszczęsne okulary jak leżą. No ale to za daleko, żeby się wrócić. Ileż by to mogło trwać jakbym się sprężył? Postanowiłem sprawdzić - równo 20 minut tam i z powrotem. Jaki z tego wniosek? Można by robić 3 razy dłuższe trasy, tylko trzeba biegiem
Szczytujemy. Widoki dość ograniczone.
Na Slemie znajduje się wrak samolotu, który rozbił się w czasie II wojny światowej.
Jak widać miejsce należycie upamiętnione.
Całkiem sporo z tego samolotu zostało do dzisiaj. Blisko 80 lat, a blachy lśnią.
Nie ma się co spieszyć ze zwrotem wraku tupolewa.
Idziemy w kierunku północnym płaskowyżem. Od rana nikogo nie spotkaliśmy. Ścieżka ledwie przedeptana. A podobno u nas w Tatrach tłumy?
Można poleżeć w trawie, obfotografować motylki.
Ostatnie podejście na Ohnište. Myślałem, że będzie tu ładniej.
Szczyt. Punkt widokowy na Rovną hol'ę (1723). Koniec szlaku.
Na zachód widać grzebień skalny, ale tam iść nie wolno, bo rezerwat.
Można sobie tylko wyobrazić jakby się szło pod tymi skałami.
Widok wstecz. Piękna ścieżka. Ale nie wolno - rezerwat.
Kiedyś był tu szlak, widać stare oznaczenia. Były nawet specjalne poidełka dla piesków, które od rana nic nie piły, bo im wody nikt nie zabrał, celowo i z premedytacją.
Dobrze, że zlikwidowali ten szlak. Można by tu sobie krzywdę zrobić.
Jakiś kamień mógłby na głowę spaść.
Skalne okno.
Wielkie piękne skalne okno.
A może skalna brama?
Kiedy się wchodzi w środek, można stracić perspektywę.
Widok od tyłu.
Niesamowite miejsce. Zdjęcia nie oddają.
Posiedzieliśmy długo, spotkaliśmy Polaka miłośnika pozaszlaków. Pora wracać.
Idziemy nieco inaczej. W poszukiwaniu lejów krasowych. Głębokie kominy - można wrzucić kamyczek i nasłuchiwać a on leci i leci. W naszych stronach czegoś takiego nie widziałem.
Na koniec skrótem bez szlaku dochodzimy do szlaku, którym schodzimy w dół na Svidovské sedlo.
Widok na Ohnište z dołu.
Jest tam tych grzebieni skalnych wiele poziomów.
Jeszcze raz to napiszę - niesamowite miejsce.
Widziałem wcześniej zdjęcia, a i tak mnie bardzo zaskoczyło.
Na koniec asfaltem Janską doliną do auta.
Powtórzę jeszcze raz, jakby ktoś zapomniał - na Ohnište nie wolno chodzić bo rezerwat, zrozumiano?!
C.D.N.
Ostatnio zmieniony 2021-09-13, 13:30 przez sprocket73, łącznie zmieniany 1 raz.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Jakby tam był, to by miał piękną wycieczkę. Na szczęście nie poszedł tam, gdzie nie wolno, tylko Ukochaną wysłał, cwaniak.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
- sprocket73
- Posty: 5771
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Część III - Štiavnica (2025 m) - to co najlepsze dla prawdziwych koneserów turystyki
W Niżnych Tatrach są 4 dwutysięczniki. 3 z nich znajdują się na szlaku, a jeden poza. Nie można na niego chodzić, bo to rezerwat. Droga na niego jest prosta, kawałek grzbietem od Ďumbiera na wschód. Ale moje plany na zdobycie Štiavnicy były inne.
Podjechaliśmy na ten sam parking co poprzedniego dnia, tylko wcześniej (ale było rześko z rana) i wyruszyliśmy w głąb Janskej doliny szlakiem niebieskim. Najpierw asfalt, potem szutrówka, im dalej tym droga mniej uczęszczana.
W pewnym momencie uznałem, że należy skręcić w prawo i wyjść grzbietem na Štiavnicę. Plan prosty, ale szalony. Ponad 1000 metrów podejścia w pionie bez szlaku, przez wszystkie piętra roślinności. Założenie było takie, że ma być ścieżka. Ukochana mówiła, że nie ma. Ja widziałem, że jest. Głos decydujący miał Tobi i poszliśmy. Widać ścieżkę, prawda?
Najpierw kawałek lasem, następnie przez obszar wiatrołomów. Pięknie było w porannym słońcu. I trochę straszno, bo wyglądało nieprzejściowo.
Tej ścieżki nie byłem pewny, ale miałem nadzieję, że jednak jest. W pasie kosówek okazało się, że ta ścieżka istnieje nie tylko w mojej wyobraźni. Kosówka była nawet poprzycinana. Zacząłem wierzyć w powodzenie akcji.
Coraz bardziej stromo, coraz bardziej pięknie. Ścieżka wciąż nas prowadzi ku górze.
Momentami była naprawdę dobrze widoczna. Na tym etapie byłem już przekonany na 100%, że wyjdziemy.
Zacząłem skupiać się na widokach i pięknych okolicznościach przyrody. Widać Tatry i Ohnište - jest pięknie!
I wtedy Ukochana mówi, że koniec ścieżki.
Faktycznie, ścieżka zaczęła wchodzić w kosówki. Każdy kto chodził w kosówkach wie jak to jest. Najpierw trzeba przekroczyć jedną wyrośniętą gałązkę. Potem przebić się 2 metry rozgarniając na boki, a dalej widać łączkę. Potem niestety trzeba przejść kawałek po kosówce i tak z każdą przeszkodą jest coraz gorzej. Do tego ścieżka coraz bardziej zanika i jest kaplica.
Dlatego zrobiliśmy odwrót i postanowiliśmy iść byle w górę, tam gdzie widać że kosówki jest mało. Prowadził Tobi.
Nachylenie zrobiło się 50%. Podłoże trawiasto-jagodowe, bardzo nierówne, czasem do kolan, czasem po pas. W pewnym sensie nowe doświadczenie. Dużo gorzej niż w śniegu.
Na szczęście zdobywaliśmy wysokość i zaczynało się wypłaszczać. A kolorki robiły się coraz bardziej jesienne.
Obrodziło borówkami (czyli brusznicami). Zjadłem ich sporą ilość. Dodawały sił.
W końcu doszliśmy na wypłaszczenie i padliśmy.
Stąd wydawało się już blisko.
Po długim odpoczynku regeneracyjnym ruszamy dalej.
Cudnie. Widać coraz więcej.
Widok na wschód aż po Kráľovą hoľę (1946 m).
Widok na północ.
Droga niesamowicie się dłuży, ale w końcu wychodzimy na szczyt i okazuje się, że to jeszcze nie Štiavnica. No cóż, takie rzeczy zdarzają się
A więc to nie koniec przyjemności, idziemy dalej, coraz wyżej
Widok wstecz.
Na Štiavnicy pierwszy szczytuje Tobi
Tak, tym razem jesteśmy. Widok na główny grzbiet Niżnych Tatr.
Najwyższy szczyt pasma - Ďumbier (2043 m), jest najbliżej.
Widok na schronisko pod Ďumbierem. Do niego byśmy doszli idąc cały czas szlakiem.
Wchodzimy na zamknięty zimowy szlak. Widok wstecz na Štiavnicę.
Szczytujemy na Ďumbierze
Potem krótki kawałek wśród innych turystów, którzy w większości wyjechali kolejką i odbijamy na żółty szlak na Sedlo Javorie. Znowu jesteśmy prawie sami.
Piękne jesienne kolory.
Wytracamy wysokość.
Odchodzimy coraz dalej od głównego grzbietu.
Zmęczenie narasta, ale popołudniowe widoki wynagradzają wszystko. Po lewej Siná (1560 m).
Ten grzbiet też się dłuży. Ale w końcu schodzimy na przełęcz, gdzie robimy odpoczynek w ostatnich promieniach słońca.
Schodzimy w Janską dolinę czerwonym szlakiem. Początkowo jest bardzo stromy.
A w środkowej części taki. Fajny szlak dla koneserów, takich jak my. Jeżeli była tu kiedyś ścieżka, to została zawalona gałęziami. Proszę nie regulować monitorów - to jest szlak
A na koniec jeszcze asfalcik na dobicie.
Piękny dzień!
Tak powinno wyglądać chodzenie po górach!
C.D.N.
W Niżnych Tatrach są 4 dwutysięczniki. 3 z nich znajdują się na szlaku, a jeden poza. Nie można na niego chodzić, bo to rezerwat. Droga na niego jest prosta, kawałek grzbietem od Ďumbiera na wschód. Ale moje plany na zdobycie Štiavnicy były inne.
Podjechaliśmy na ten sam parking co poprzedniego dnia, tylko wcześniej (ale było rześko z rana) i wyruszyliśmy w głąb Janskej doliny szlakiem niebieskim. Najpierw asfalt, potem szutrówka, im dalej tym droga mniej uczęszczana.
W pewnym momencie uznałem, że należy skręcić w prawo i wyjść grzbietem na Štiavnicę. Plan prosty, ale szalony. Ponad 1000 metrów podejścia w pionie bez szlaku, przez wszystkie piętra roślinności. Założenie było takie, że ma być ścieżka. Ukochana mówiła, że nie ma. Ja widziałem, że jest. Głos decydujący miał Tobi i poszliśmy. Widać ścieżkę, prawda?
Najpierw kawałek lasem, następnie przez obszar wiatrołomów. Pięknie było w porannym słońcu. I trochę straszno, bo wyglądało nieprzejściowo.
Tej ścieżki nie byłem pewny, ale miałem nadzieję, że jednak jest. W pasie kosówek okazało się, że ta ścieżka istnieje nie tylko w mojej wyobraźni. Kosówka była nawet poprzycinana. Zacząłem wierzyć w powodzenie akcji.
Coraz bardziej stromo, coraz bardziej pięknie. Ścieżka wciąż nas prowadzi ku górze.
Momentami była naprawdę dobrze widoczna. Na tym etapie byłem już przekonany na 100%, że wyjdziemy.
Zacząłem skupiać się na widokach i pięknych okolicznościach przyrody. Widać Tatry i Ohnište - jest pięknie!
I wtedy Ukochana mówi, że koniec ścieżki.
Faktycznie, ścieżka zaczęła wchodzić w kosówki. Każdy kto chodził w kosówkach wie jak to jest. Najpierw trzeba przekroczyć jedną wyrośniętą gałązkę. Potem przebić się 2 metry rozgarniając na boki, a dalej widać łączkę. Potem niestety trzeba przejść kawałek po kosówce i tak z każdą przeszkodą jest coraz gorzej. Do tego ścieżka coraz bardziej zanika i jest kaplica.
Dlatego zrobiliśmy odwrót i postanowiliśmy iść byle w górę, tam gdzie widać że kosówki jest mało. Prowadził Tobi.
Nachylenie zrobiło się 50%. Podłoże trawiasto-jagodowe, bardzo nierówne, czasem do kolan, czasem po pas. W pewnym sensie nowe doświadczenie. Dużo gorzej niż w śniegu.
Na szczęście zdobywaliśmy wysokość i zaczynało się wypłaszczać. A kolorki robiły się coraz bardziej jesienne.
Obrodziło borówkami (czyli brusznicami). Zjadłem ich sporą ilość. Dodawały sił.
W końcu doszliśmy na wypłaszczenie i padliśmy.
Stąd wydawało się już blisko.
Po długim odpoczynku regeneracyjnym ruszamy dalej.
Cudnie. Widać coraz więcej.
Widok na wschód aż po Kráľovą hoľę (1946 m).
Widok na północ.
Droga niesamowicie się dłuży, ale w końcu wychodzimy na szczyt i okazuje się, że to jeszcze nie Štiavnica. No cóż, takie rzeczy zdarzają się
A więc to nie koniec przyjemności, idziemy dalej, coraz wyżej
Widok wstecz.
Na Štiavnicy pierwszy szczytuje Tobi
Tak, tym razem jesteśmy. Widok na główny grzbiet Niżnych Tatr.
Najwyższy szczyt pasma - Ďumbier (2043 m), jest najbliżej.
Widok na schronisko pod Ďumbierem. Do niego byśmy doszli idąc cały czas szlakiem.
Wchodzimy na zamknięty zimowy szlak. Widok wstecz na Štiavnicę.
Szczytujemy na Ďumbierze
Potem krótki kawałek wśród innych turystów, którzy w większości wyjechali kolejką i odbijamy na żółty szlak na Sedlo Javorie. Znowu jesteśmy prawie sami.
Piękne jesienne kolory.
Wytracamy wysokość.
Odchodzimy coraz dalej od głównego grzbietu.
Zmęczenie narasta, ale popołudniowe widoki wynagradzają wszystko. Po lewej Siná (1560 m).
Ten grzbiet też się dłuży. Ale w końcu schodzimy na przełęcz, gdzie robimy odpoczynek w ostatnich promieniach słońca.
Schodzimy w Janską dolinę czerwonym szlakiem. Początkowo jest bardzo stromy.
A w środkowej części taki. Fajny szlak dla koneserów, takich jak my. Jeżeli była tu kiedyś ścieżka, to została zawalona gałęziami. Proszę nie regulować monitorów - to jest szlak
A na koniec jeszcze asfalcik na dobicie.
Piękny dzień!
Tak powinno wyglądać chodzenie po górach!
C.D.N.
Ostatnio zmieniony 2021-09-13, 21:45 przez sprocket73, łącznie zmieniany 1 raz.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5771
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Część IV - Krakova hoľa (1752 m) - na wyciszenie
Dzień wyjazdu, więc wycieczka lekka i przyjemna. Śpimy do oporu, pakujemy się i podjeżdżamy do Iľanova. Najpierw asfalt, potem schodzimy w prawo na zielony szlak. Jest on dziki.
Widok na Poludnice.
Widok na Chopok.
Szczyt Poludnicy, a w tle Brestova i Salatín w Tatrach Zachodnich.
Krakovą hoľę zdobywamy bez żadnego odpoczynku po drodze. 1000 metrów w pionie. Czyżby z każdym dniem była w nas większa moc?
Góry Choczańskie. Z prawej Prosečné.
Siná - własnie tym grzbietem nie udało nam się kiedyś wyjść. Tobi nie dał rady przejść tych skałek pośrodku
Ruszamy w drogę powrotną. Niebieskim szlakiem na Sedlo pod Kúpeľom. Tym szlakiem nie chodzi nikt. To co widać to ścieżka (z lewej przy kosówkach).
Ledwie przejściowo, ale daliśmy radę.
Ianovska dolina - ładna.
Pogoda - cały czas cudowna.
Sówki nas żegnają.
Dziękujemy za uwagę
Poznaliśmy bliżej Niżne Tatry. To ogromne pasmo. Są tam jeszcze dziewicze dla nas tereny.
Oprócz rejonu Chopoka góry są praktycznie bezludne. Ciekawe dlaczego. Boczne szczyty za mało atrakcyjne? Dojście dolinami do głównej grani za długie? Nie wiem.
Štiavnicę będę pamiętał długo.
THE END
Dzień wyjazdu, więc wycieczka lekka i przyjemna. Śpimy do oporu, pakujemy się i podjeżdżamy do Iľanova. Najpierw asfalt, potem schodzimy w prawo na zielony szlak. Jest on dziki.
Widok na Poludnice.
Widok na Chopok.
Szczyt Poludnicy, a w tle Brestova i Salatín w Tatrach Zachodnich.
Krakovą hoľę zdobywamy bez żadnego odpoczynku po drodze. 1000 metrów w pionie. Czyżby z każdym dniem była w nas większa moc?
Góry Choczańskie. Z prawej Prosečné.
Siná - własnie tym grzbietem nie udało nam się kiedyś wyjść. Tobi nie dał rady przejść tych skałek pośrodku
Ruszamy w drogę powrotną. Niebieskim szlakiem na Sedlo pod Kúpeľom. Tym szlakiem nie chodzi nikt. To co widać to ścieżka (z lewej przy kosówkach).
Ledwie przejściowo, ale daliśmy radę.
Ianovska dolina - ładna.
Pogoda - cały czas cudowna.
Sówki nas żegnają.
Dziękujemy za uwagę
Poznaliśmy bliżej Niżne Tatry. To ogromne pasmo. Są tam jeszcze dziewicze dla nas tereny.
Oprócz rejonu Chopoka góry są praktycznie bezludne. Ciekawe dlaczego. Boczne szczyty za mało atrakcyjne? Dojście dolinami do głównej grani za długie? Nie wiem.
Štiavnicę będę pamiętał długo.
THE END
Ostatnio zmieniony 2021-09-13, 23:36 przez sprocket73, łącznie zmieniany 1 raz.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 91 gości