Na Cieślarówkę wybieramy się w sobotę rano. Umawiamy się na parkingu w Wiśle o 9 rano z Mirkiem, Cieszyniokami i Sprocketami. Dzień wcześniej, widząc kiepską prognozę pogody na sobotni poranek, proponuję przesunąć godzinę spotkania na 10. Reszta grupy akceptuje.
W sobotni poranek w Krakowie świeci słońce, Witek też daje znać, że w Jaworznie błękitne niebo, ale trzymając się umówionej godziny wstaliśmy trochę później, więc oznajmiam, że nie zdążymy i godzina 10 pozostaje aktualna.
Gdy jedziemy autem, to na początku faktycznie jest słonecznie, ale widać kłębiące się chmury na południu. W okolicy Andrychowa i Kęt się pogarsza, wierzchołki okolicznych pagórków znikają w chmurach, a im bliżej do Ustronia i Wisły, tym jest mniej słońca.
Wisła w Wiśle jest bardzo mała, nie to, co w Krakowie.
Na parkingu w Wiśle spotykamy się z pozostałymi i wyruszamy niebieskim szlakiem przez Krzakoską Skałę, a potem pod Małym Stożkiem do Cieślarówki. Trasa jest podobno bardzo mało widokowa. Dół pogodowy mieliśmy w Ustroniu, teraz się systematycznie poprawia. Dobrze, że rozpoczynamy zlot godzinę później. Początek niebieskiego szlaku wiedze w okolicy wyciągu narciarskiego, są widoki spod trasy zjazdowej jak i spod górnej części stoku. Szlakiem pieszym zjeżdżają narciarze, więc jest on dość wyślizgany, choć to jeszcze nic w stosunku do tego, co nas spotka jutro.
na górze stoku narciarskiego
Za wyciągiem już nie ma narciarzy, idziemy głównie przez las (choć nie cały czas) na Krzakoską Skałę.
Adrian pokazuje, gdzie jest Cieślarówka.
Witek się podczepia
Właśnie Krzakoska Skała była głównym powodem, dla którego wybrałem wyjście do góry niebieskim szlakiem. To fajny, choć nieco zarośnięty punkt widokowy. Widniejąca na skraju metalowa kotwa z kółkiem zatopiona w skale jest znakiem, że skała jest miejscem aktywności wspinaczkowej.
panorama z Krzakoskiej Skały
Wielka Czantoria na horyzoncie
masyw Skrzycznego
Na wierzchołku skały znajduje się ławeczka z serduszkiem. Robimy sobie sesję z tym serduszkiem, nawiasem mówiąc dwa dni później są Walentynki. Co za obrzydliwe święto, jak zacząłem kilka lat temu kupować Renacie prezenty walentynkowe, to stwierdziła, że chyba się starzeję.
Za Krzakoską Skałą wędrujemy trochę lasami, trochę polami na pod Stożek Mały i na Cieślarówkę, trasa jest fajna, potem dołącza żółty szlak prowadzący drogą na Osiedle Stożek Mały. Dużo widoków na obie strony.
Witek całą drogę znęca się nad Tobim, każe mu łazić po jakiś słupkach, altanach, zapoznawać się z miejscowymi psami, chyba trzeba to gdzieś zgłosić.
Stożek
zakochani
Po drodze mijamy wysoko położone domki letniskowe, jest nawet boisko piłkarskie. Przy skrzyżowaniu szlaków pod Małym Stożkiem znajduje się mały domek, na froncie widać ślad po zdjętym krzyżu, mamy ze Sprocketem teorię, że jest to domek LGBT, a Mirek informuje jest, że jest to dawna strażnica Wojsk Ochrony Pograniczna, ponieważ w dawnym ustroju było tu przejście piesze małego ruchu granicznego.
Docieramy do Cieślarówki niespiesznym tempem po ponad trzech godzinach podchodzenia, przerywanych licznymi momentami na sesje foto i towarzyskie pogaduszki. Pogoda się zrobiła cud-miód, nie ma co się spieszyć.
panorama spod Cieślarówki - kliknij w nią, by otworzyć na pełnym ekranie
Tatry Wysokie
Tatry Zachodnie
Skrzyczne
Pilsko
W Cieślarówce nie ma nikogo z grupy piątkowej, cała ósemka poszła w góry. My się rozlokowujemy w pokojach i zamawiamy sobie obiad na godzinę 15. Dostajemy wazę pysznego rosołu, dużego schabowego z ziemniakami i dwie sałatki. Porcje są spore, rosół bardzo dobry - doceniam, bo za rosołem nie przepadam, a ten jest w miarę chudy i świetnie przyprawiony. Iza nie daje rady całemu kotletowi, zjada tylko pół, a drugie pół zostawia sobie do odgrzania na ognisku, które ma być wieczorem. Niestety pół kotleta w bardzo tajemniczych okolicznościach znika, a winowajca chyba do dziś pozostaje nieznany.
Renata po obiedzie idzie pobiegać, wytyczam jej trasę 8 km przez Filipkę, Cieszynioki i Sprockety idą w stronę Soszowa, ja sobie elegancko zalegam na łóżku i ucinam krótką drzemkę. Na Cieślar mi się nie chce iść, bo wiem, że jutro tam się wybiorę na wschód słońca, a potem wracamy tamtędy i przez Soszów do Wisły.
Po chwili Renata wraca, jest za ślisko na bieganie, robi tylko 4 km.
Schodzą się również pozostali uczestnicy, najpóźniej dociera Pudelek z dwoma kolegami.
W międzyczasie zbieramy kasę dla właścicielki za noclegi oraz posiłki, idzie sprawnie i szybko, kasa się zgadza.
Właścicielka zapala kozę na jadalni, robi się coraz cieplej, integracja się rozkręca. Ogół uczestników uznaje, że jest za zimno na ognisko, niektórzy smażą sobie przywiezione ze sobą kiełbaski na tej kozie. My jesteśmy bardzo głodni, jemy te kiełbaski ledwo ciepłe.
Zastanawiałem się, czy brać ze sobą statyw, bo to dodatkowe 2 kg, a bardzo dawno nie chodziłem po górach z plecakiem spakowanym na dłużej niż jeden dzień. Ostatecznie go wziąłem, bo uznałem że z Wisły nie jest bardzo daleko i wysoko. Bardzo dobrze, że go wziąłem, bo wieczorem idę przed Cieślarówkę na nocne zdjęcia.
Zbieram się do spania koło 22.30, jutro chcę iść na Cieślar na wschód słońca. Wprawdzie spod Cieślarówki też może być całkiem nieźle, ale na Cieślar jest stąd 10-15 minut podejścia na szeroką polanę „niezaśmieconą" domami i przewodami sieci elektrycznej, na pewno będzie lepiej, szkoda byłoby zmarnować taką okazję.