Dzisiaj powiedziałem dość!
Nie chcę oglądać śniegu i chodzić po nim.
Dlatego krokusów pojechałem szukać na Jurę, do Olkusza.
Dodatkowo zachęcał mnie fakt, że gdybym znalazł krokusy na Jurze to wszedłbym do panteonu botaników polskich.
Parkuję pod skateparkiem w Olkuszu i cyk, kwiatki.
Niby byle jakie podbiały, ale ładnie zapozowały.
W skateparku można poćwiczyć. Robi wskakiwał na wielkie kamienie, a ja kątem oka widziałem, że obserwuje mnie pani z budki ochrony. W pewnym momencie patrzę idzie do nas. Myślę sobie, może powinienem ją pierwszy zaatakować, wykorzystać element zaskoczenia. Tak też zrobiłem. Jak się zbliżyła, powiedziałem "dzień dobry", a następnie z grubej rury "czy będzie pani na mnie krzyczeć?" Plan się udał, była zaskoczona. Powiedziała, że nie, tylko chciała pieska z bliska popodziwiać. Pozwoliłem.
A potem ruszyłem w kierunku góry z krzyżem.
Po drodze zaobserwowałem świeże zielone wychodzące z ziemi.
Góra zdobyta. Obok krzyża jakiś inny, większy symbol religijny. I mogą współistnieć obok siebie.
Czy Jezus depilował pachy?
Widok z góry na Olkusz.
Przemieszczam się dalej. Szukam krokusów, ale znajduję inne kwiatki. Przykładowo fiołki.
Prymulki.
Peryskop?
Spore trawiaste przestrzenie.
Zamek Rabsztyn.
Ależ jest sucho i gorąco. Cały dzień chodzę w krótkim rękawku i robię sobie nawet godzinną przerwę na leżenie w trawie i opalanie klaty.
Kolejne kwiatki. Tych nawet nie znam, ale myślę, sfocę dla Ardiana.
Jako, że Jura, to muszą być skałki.
Pękają pąki.
Przylaszczki już takie na maxa rozwinięte.
A przebiśniegi to nawet lekko przekwitnięte.
Pora wracać, bo słońce zachodzi.
Miałem w planach dojść do Pustyni Błędowskiej, ale nie udało się. Tak się wlokłem, że nie oddaliłem się dalej niż 3 km od auta. I cały dzień zajęło. Ale lenistwo