Wczesny niedzielny poranek wita mnie na parkingu pod Ochodzitą.Miałem ochotę na wschód ponad morzem chmur,ale niestety obszedłem się smakiem,jak i kilku spotkanych tam turystów.
W drodze do domu zatrzymuję się jeszcze przy muralu w Jaworzynce.
Mural przedstawia beskidzki haft krzyżykowy i poświęcony jest hafciarką z Gminy Istebna.Następnie zgarniam ekipę i jedziemy do Vratnej.Mglisko,próbuje się przebić przez nią słonko.Pakujemy się do wagonika i wyjeżdżamy w krainie słońca.Ponad chmurami.
Już w wagoniku widzę radosne uśmiechy,a to dopiero początek spektaklu.Odpuszczamy V.Krywań i idziemy na Chleb.
Co tu dużo pisać,świetnie.Dzieci po raz pierwszy mają morze chmur pod nogami,twierdzą zgodnie,super.Po drugiej stronie również bezmiar morza.
Jest i on.Kawał góry.
Jak na tak dobrą pogodę ludzi niewiele.Z Chleba kolejna panorama.
Bezmiar pięknych gór,widoki spowalniają.
A tutaj z córą.
I kolejne widoki.
Przed nami dzisiejszy główny cel,Stoh.
Chmurki pomału ustępują,
pora coś zjeść.Ekipa zadowolona,zapatrzona.
Na fatrzańskiej połoninie.
Wygląda to fajnie,ale błoto jest masakryczne.Niektórzy z turystów zaliczają upadki i wyglądają jak dzikie świnie.Ale wszyscy uśmiechnięci,a to najważniejsze.Początkowe podejście na Stoha masakra.Ślisko.Gdyby nie jarzębinki,które służą jako poręczówki było by kiepsko.Powyżej lasu zimny wiatr,trzeba przeprosić się z kurtkami.Na podejściu powyżej lasu.
Warto się pomęczyć.Panoramy wynagradzają trud.
Po krótkiej przerwie pora zmierzyć się z zejściem,miejscami jazda na maksa.Niech żyje błoto.Jeszcze ostatni szerszy widok.
Docieramy na przełęcz skąd w totalnej brei do Stefanovej.Trafiły się jeszcze ziemowity,
takie już bidoki.Ze Stefanovej pasuje dostać się jeszcze po auto.Wszyscy zgodnie decydują,idziemy wszyscy.Szybka Kofola i sru.Za plecami w dolinie wioska.
W miarę sprawnie meldujemy się w okolicy chaty.
Słonko coraz niżej.
Kolejne błotniste zejście,wycieczkę kończymy przy światłach czołówek.Jeszcze tylko odwieźć rodzinkę do Jaworzynki i do domu.