Lepiej późno niż później
Lepiej późno niż później
Sobie dzisiaj otworzyłem sezon górski. Nie przeszkadzała mi nawet nocka poprzedzająca wyjazd. Jak w tytule, lepiej późno niż później. Albo wcale.
Jadę z taką fajną ekipą. No i zaczynamy.
Jest tak sielankowo, że najpierw okazuje się, że szlak, którym mieliśmy iść - nie istnieje - a potem, jak się okazuje, że jednak istnieje, to szybko go gubimy, zresztą kilkunastokrotnie, nadrabiając dobre kilka kilometrów w terenie wybitnie sprocketowym, to znaczy grzbieciki, kotlinki, pasterskie ścieżki z błotem, strumienie i takie tam...
W końcu natrafiamy na szlak, który okazuje się całkiem przyzwoicie oznaczony - i przede wszystkim tajemniczy i kameralny. Nie ma na nim żywej duszy.
Powolutku zbliżamy się do grzbietu granicznego, jest coraz cieplej, szkoda tylko, że przejrzystość powietrza pozostawia wiele do zyczenia.
Ścieżka kluczy wśród traw, a ze stokówki z dołu podchodzą zaginione dziewczyny, które najwyraźniej również usiłowały iść "szlakiem", tylko zgubiły go w innym miejscu, niż my.
Po dojściu do granicy państwowej tamte panny skręcają w prawo, a my sobie idziemy w lewo, chociaż dziesięć lat temu obiecałem sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię. No ale co ja mogę rzec, zaczyna się, kurwa mać.
Moja ekipa nie do końca chyba wierzyła w to, co po drodze opowiedziałem im o tymże podejściu, teraz mogą na własne oczy zobaczyć, jak smakuje życie biednego beskidzkiego turysty, który wybierze złe miejsce na wycieczkę....
Rzut na profil drogi, mniej więcej w połowie wysokości, przy czym wyżej było jeszcze gorzej i trzeba było poręczować krzakami.
No i tak wyleźliśmy na pieprzony szczyt Oszusa. I co się okazało? Dziesięć lat temu, jak leciała wyrypa 50 km, były tu ładne widoki.
Dzisiaj tam urósł las i chuja widać.
Jak ktoś jest męczennikiem, to można tam iść, żeby ujrzeć krzyż. Bo stoi tam taki. Tylko trzeba się liczyć z tym, że to jedna z ostatnich rzeczy, jaką się ujrzy w życiu.
Schodzenie nie było takie złe, ale to chyba kwestia przyjętej taktyki "od drzewa do drzewa". Jeden z moich towarzyszy lekko zaciągnął sobie dupsko błotem, ale takie straty to nie straty. Potem już się wypłaszczyło i czekała nas sielanka w zieleni.
Przez te dziesięć lat troszkę się tam pojawiło nowych miejsc widokowych, to znaczy ogólnie kilka miejsc zarosło (Oszus), a z kilku miejsc ktoś zajebał las. Dzięki temu jednak można było zobaczyć fatrzańskie bydlaki. Co prawda zamglone były i takie jakieś ... niewyraźne, ale jednak były.
Tatry ledwo majaczyły w oddali, więc trzeba było skupiac sie na rzeczach, które były bliżej. Najbardziej jednak rzucała się w oczy mocna, soczysta zieleń. I nie jestem w stanie oddac tego w tych pieprzonych zdjęciach, bo to trzeba na żywo zobaczyć, a nie na fotkach...
Co mnie zdziwiło, to zwiększona popularność tego dzikiego niegdyś odcinka. Byli rowerzyści, było kilka grupek Słowaków...
Ogólnie to wszystko jakby opóźnione, paprocie dopiero się budzą, kijanki pod koniec maja nie powinny wyglądać, jak rybki... A tak wyglądały.
następna góra to Bednarów Beskid. Tu tez jakieś łobuzy zajebały las. No ale przynajmniej mozna było zobaczyć ten nietypowy kształt Pilska. To chyba taki bardzo zbliżony widok do tego, co był z Oszusa, tyle, ze stamtąd był taki widok, jakby sie bardziej z góry patrzyło na otoczenie.
No i co, zieleń, zieleń, zieleń.
No ale nadszedł drugi kulminacyjny moment wycieczki i koledzy ujrzeli miejsce, gdzie ktoś uciął górę wielkim nożem. Sprawdzali w aplikacjach, czy jest inne przejście, ale nie znaleźli.
Zaczęły się tez negocjacje, czy naprawdę warto iść granicą na szczyt Wielkiej Rycerzowej, czy nie lepiej iść sobie wygodnym trawersem do bacówki. Nie powiem, potęga i majestat Wielkiej Rycerzowej troszkę przerażał. To 300 metrów w pionie nad widoczną w dole przełęczą, jest co cisnąć.
Najpierw trzeba jednak zejść w dół 150 metrów. A nie da się niestety zejść stylem "od drzewa do drzewa". Tu też niestety ktoś zajebał las.
Nikt tym razem nie jebnął, brak lasu spowodował suchość ściezki, więc jakoś dało się zejść.
Na siodle się rozdzielamy - część ekipy idzie na siodło trawersem, część atakuje jednak to 300 metrów ściany Rycerzowej.
Gruby dał radę.
W nagrodę idę sie teraz napić zimnego piwa do bacówki, zasłużyłem.
Nawet tatry zaczęły majaczyc jakby nieco wyraźniej. Nie ma szału, ale cos tam widać.
Oszus - jeden z dzisiejszych bohaterów
I tu sławne zejście ze Świtkowej....
Posiedzieliśmy i przez Małą Rycerzową udajemy się do doliny.
Przez chwilę rozważaliśmy jeszcze taki pomysł, żeby się dowalić do końca, ale jakoś tym razem rozsądek zwyciężył. Nie, nie poszliśmy na Muńcuł, chociaz pokazywał się z najlepszej strony i zachęcał nas, jak mógł.
Na pożegnanie Stoh wyjrzał delikatnie zza Rozsutka
No i zostało jedynie zejść do Soblówki, całkiem przyjemnym szlakiem żółtym.
No i tyle, jak to mawiał klasyk, taka to była wycieczka.
Jadę z taką fajną ekipą. No i zaczynamy.
Jest tak sielankowo, że najpierw okazuje się, że szlak, którym mieliśmy iść - nie istnieje - a potem, jak się okazuje, że jednak istnieje, to szybko go gubimy, zresztą kilkunastokrotnie, nadrabiając dobre kilka kilometrów w terenie wybitnie sprocketowym, to znaczy grzbieciki, kotlinki, pasterskie ścieżki z błotem, strumienie i takie tam...
W końcu natrafiamy na szlak, który okazuje się całkiem przyzwoicie oznaczony - i przede wszystkim tajemniczy i kameralny. Nie ma na nim żywej duszy.
Powolutku zbliżamy się do grzbietu granicznego, jest coraz cieplej, szkoda tylko, że przejrzystość powietrza pozostawia wiele do zyczenia.
Ścieżka kluczy wśród traw, a ze stokówki z dołu podchodzą zaginione dziewczyny, które najwyraźniej również usiłowały iść "szlakiem", tylko zgubiły go w innym miejscu, niż my.
Po dojściu do granicy państwowej tamte panny skręcają w prawo, a my sobie idziemy w lewo, chociaż dziesięć lat temu obiecałem sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię. No ale co ja mogę rzec, zaczyna się, kurwa mać.
Moja ekipa nie do końca chyba wierzyła w to, co po drodze opowiedziałem im o tymże podejściu, teraz mogą na własne oczy zobaczyć, jak smakuje życie biednego beskidzkiego turysty, który wybierze złe miejsce na wycieczkę....
Rzut na profil drogi, mniej więcej w połowie wysokości, przy czym wyżej było jeszcze gorzej i trzeba było poręczować krzakami.
No i tak wyleźliśmy na pieprzony szczyt Oszusa. I co się okazało? Dziesięć lat temu, jak leciała wyrypa 50 km, były tu ładne widoki.
Dzisiaj tam urósł las i chuja widać.
Jak ktoś jest męczennikiem, to można tam iść, żeby ujrzeć krzyż. Bo stoi tam taki. Tylko trzeba się liczyć z tym, że to jedna z ostatnich rzeczy, jaką się ujrzy w życiu.
Schodzenie nie było takie złe, ale to chyba kwestia przyjętej taktyki "od drzewa do drzewa". Jeden z moich towarzyszy lekko zaciągnął sobie dupsko błotem, ale takie straty to nie straty. Potem już się wypłaszczyło i czekała nas sielanka w zieleni.
Przez te dziesięć lat troszkę się tam pojawiło nowych miejsc widokowych, to znaczy ogólnie kilka miejsc zarosło (Oszus), a z kilku miejsc ktoś zajebał las. Dzięki temu jednak można było zobaczyć fatrzańskie bydlaki. Co prawda zamglone były i takie jakieś ... niewyraźne, ale jednak były.
Tatry ledwo majaczyły w oddali, więc trzeba było skupiac sie na rzeczach, które były bliżej. Najbardziej jednak rzucała się w oczy mocna, soczysta zieleń. I nie jestem w stanie oddac tego w tych pieprzonych zdjęciach, bo to trzeba na żywo zobaczyć, a nie na fotkach...
Co mnie zdziwiło, to zwiększona popularność tego dzikiego niegdyś odcinka. Byli rowerzyści, było kilka grupek Słowaków...
Ogólnie to wszystko jakby opóźnione, paprocie dopiero się budzą, kijanki pod koniec maja nie powinny wyglądać, jak rybki... A tak wyglądały.
następna góra to Bednarów Beskid. Tu tez jakieś łobuzy zajebały las. No ale przynajmniej mozna było zobaczyć ten nietypowy kształt Pilska. To chyba taki bardzo zbliżony widok do tego, co był z Oszusa, tyle, ze stamtąd był taki widok, jakby sie bardziej z góry patrzyło na otoczenie.
No i co, zieleń, zieleń, zieleń.
No ale nadszedł drugi kulminacyjny moment wycieczki i koledzy ujrzeli miejsce, gdzie ktoś uciął górę wielkim nożem. Sprawdzali w aplikacjach, czy jest inne przejście, ale nie znaleźli.
Zaczęły się tez negocjacje, czy naprawdę warto iść granicą na szczyt Wielkiej Rycerzowej, czy nie lepiej iść sobie wygodnym trawersem do bacówki. Nie powiem, potęga i majestat Wielkiej Rycerzowej troszkę przerażał. To 300 metrów w pionie nad widoczną w dole przełęczą, jest co cisnąć.
Najpierw trzeba jednak zejść w dół 150 metrów. A nie da się niestety zejść stylem "od drzewa do drzewa". Tu też niestety ktoś zajebał las.
Nikt tym razem nie jebnął, brak lasu spowodował suchość ściezki, więc jakoś dało się zejść.
Na siodle się rozdzielamy - część ekipy idzie na siodło trawersem, część atakuje jednak to 300 metrów ściany Rycerzowej.
Gruby dał radę.
W nagrodę idę sie teraz napić zimnego piwa do bacówki, zasłużyłem.
Nawet tatry zaczęły majaczyc jakby nieco wyraźniej. Nie ma szału, ale cos tam widać.
Oszus - jeden z dzisiejszych bohaterów
I tu sławne zejście ze Świtkowej....
Posiedzieliśmy i przez Małą Rycerzową udajemy się do doliny.
Przez chwilę rozważaliśmy jeszcze taki pomysł, żeby się dowalić do końca, ale jakoś tym razem rozsądek zwyciężył. Nie, nie poszliśmy na Muńcuł, chociaz pokazywał się z najlepszej strony i zachęcał nas, jak mógł.
Na pożegnanie Stoh wyjrzał delikatnie zza Rozsutka
No i zostało jedynie zejść do Soblówki, całkiem przyjemnym szlakiem żółtym.
No i tyle, jak to mawiał klasyk, taka to była wycieczka.
Przecierałem oczy, czy aby na pewno dobrze widzę
Ile to już minęło od ostatniej wizyty w górach ?
Po długiej przerwie i od razu takie chaszczowanie i skarpy ...
Fajnie, że wróciłeś w góry
P. S
Obrabiałem dzisiaj foty z niedzieli i soczysta zieleń kontra zdjęcia, to ciężki temat
Ile to już minęło od ostatniej wizyty w górach ?
Po długiej przerwie i od razu takie chaszczowanie i skarpy ...
Fajnie, że wróciłeś w góry
P. S
Obrabiałem dzisiaj foty z niedzieli i soczysta zieleń kontra zdjęcia, to ciężki temat
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Adrian, łącznie zmieniany 1 raz.
Od wakacji nigdzie nie byłem. Ale to nic, czasem nie warto robić pewnych rzeczy na siłę.
Za to mogę z cała pewnością stwierdzić, że dzisiaj było bardzo fajnie.
Nie ukrywam też, że tereny bardziej mnie kręciły, niz jakieś tam znane prawie na pamięć kształty. Tu, na grzbiecie granicznym, byłem tylko raz, w dodatku 10 lat temu. Taki Klimczok powiedzmy, czy Skrzyczne - na bank by tak nie podziałały.
Za to mogę z cała pewnością stwierdzić, że dzisiaj było bardzo fajnie.
Nie ukrywam też, że tereny bardziej mnie kręciły, niz jakieś tam znane prawie na pamięć kształty. Tu, na grzbiecie granicznym, byłem tylko raz, w dodatku 10 lat temu. Taki Klimczok powiedzmy, czy Skrzyczne - na bank by tak nie podziałały.
- sprocket73
- Posty: 5771
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
No i brawo!
Na góry nigdy nie jest za późno, a im mniej wyjść, tym bardziej cieszą.
Świtkowa bez lasu. Nie wiem czy to lepiej czy gorzej. Dawniej można było trzymać się drzew
Na góry nigdy nie jest za późno, a im mniej wyjść, tym bardziej cieszą.
Świtkowa bez lasu. Nie wiem czy to lepiej czy gorzej. Dawniej można było trzymać się drzew
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Najważniejsze, że znowu ruszyłeś w góry, mam nadzieję, że teraz będziesz częściej jeździł. Jak zwykle fajnie się czyta, nie straciłeś pazura.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
- Tępy dyszel
- Posty: 2911
- Rejestracja: 2013-07-07, 16:49
- Lokalizacja: Tychy
Ten szlak pasterski faktycznie tak słabo oznakowany czy to była kwestia bardziej nieuwagi ?
P.s. Wg pewnej mapy, na Smereków Wielki wiedzie jakiś szlak. W terenie okazuje się, że on....nie istnieje.
Bez przesady. ceper Ci nie grozi.
Gratuluje ,,rozruchu". Podejście na Świtkową warte polecenia dla debiutantów Mam jeszcze zamiar trochę pożyć, wobec czego ...nie planuje tam iść
P.s. Wg pewnej mapy, na Smereków Wielki wiedzie jakiś szlak. W terenie okazuje się, że on....nie istnieje.
sokół pisze:Gruby dał radę.
Bez przesady. ceper Ci nie grozi.
Gratuluje ,,rozruchu". Podejście na Świtkową warte polecenia dla debiutantów Mam jeszcze zamiar trochę pożyć, wobec czego ...nie planuje tam iść
Darz Szlak.
Tereny średnie, widoki raz za czas ciekawe, szlaki i ścieżki normalne. Może być.
Odwiedzenie bacówki sensowne.
Darz Szlak.
Tereny średnie, widoki raz za czas ciekawe, szlaki i ścieżki normalne. Może być.
Odwiedzenie bacówki sensowne.
Darz Szlak.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Dobromił pisze:Darz Szlak.
Tereny średnie, widoki raz za czas ciekawe, szlaki i ścieżki normalne. Może być.
Odwiedzenie bacówki sensowne.
Darz Szlak.
W tym przypadku chyba najważniejszy jest fakt wyjścia.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
W rzeczy samej. Należy docenić, że użytkownik Sokół wypełnił statutowe obowiązki użytkownika forum górskiego - ruch w terenie. Co prawda teren mógłby by być lepszy ale lepszy rydz niż nic.
Amen.
Amen.
Ostatnio zmieniony 2023-05-30, 11:03 przez Dobromił, łącznie zmieniany 1 raz.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- Tępy dyszel
- Posty: 2911
- Rejestracja: 2013-07-07, 16:49
- Lokalizacja: Tychy
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 142 gości