Czilera w Tatrzańskiej Łomnicy
Czilera w Tatrzańskiej Łomnicy
Długi weekend bożociałowy planuję spędzić rodzinnie za granicą. Tata chce się przejechać w Tatry, plany ma ambitne: kolejka na Skalnate Pleso i Hrebienok, Strbske Pleso - na nic więcej mu zdrowie już nie pozwala. Znajdujemy nocleg w Tatrzańskiej Łomnicy, ja mam też ambitne plany: Rudawy Spiskie, Ondrejisko - najwyższy szczyt Słowckiego Raju, Góry Lewockie, może Słowacki Raj, Spiski Hrad, Kieżmark na niepogodę, możliwości mnóstwo - jak to na Słowacji.
Niestety nasze plany w dużej części krzyżuje fatalna pogoda w ten długi weekend, deszcze, burze i w ogóle. Ale po kolei:
DZIEŃ PIERWSZY - DZIEŃ ŚWIĘTY
Wyjeżdżamy z Krakowa po godzinie dziewiątej rano. Do Tatrzańskiej Łomnicy jedzie się
szybko, nie ma tłumów na Zakopiance, chyba niekorzystne prognozy zraziły część turystów. Na wysokości Nowego Targu się na chwilę wypogadza, ale jest to dosłownie cisza przed burzą, bo w Jurgowie dopada nas prawdziwe oberwanie chmury. Nic nie widać za oknem, leje jak diabli, nawet nie da się stanąć w Zdziarze i pooglądać Tatry Bielskie.
W Tatrzańskiej Łomnicy ponuro, czasem kropi. Kwaterę mamy superaśną, w parku pomiędzy drzewami, 200 metrów od sklepu, knajp i stacji „elektryczki". Tak się można wczasować.
Idziemy na tradycyjny słowacki obiad, czyli syr pasterski, do tego piwo (mogę się napić, nie będę jechał autem). Piwna rewolucja nadal nie dotarła na Słowację, ale ciemny Złoty Bażant, który widzę po raz pierwszy jest całkiem niezły. Restauracja Stara Mam godna polecenia.
Po obiedzie robię zdjęcie Tatr mając nadzieję, że nie będzie to ostatnie zdjęcie na tym wyjeździe. Idziemy jeszcze na krótki spacer po parku. Mży cały czas.
Późnym popołudniem rozpogadza się w Łomnicy, choć Tatr w zasadzie nie widać. Pakuję sprzęt do plecaka i idę pod dolną stację kolejki na Skalnate Pleso.
Powoli pojawiają się tatrzańskie turnie.
Gdy docieram pod dolną stację kolejki, w Tatrach robi się coraz ciekawiej - odsłaniają się coraz większe partie szczytowe. Miły dla oka widok.
Po drugiej stronie dużego parkingu znajduje się małe jeziorko, przy nim mały plac zabaw, skatepark, mini park linowy, do tego dwa bufety, niestety oba już nieczynne.
panorama
W międzyczasie chmury opadają coraz bardziej, widać nawet próg Skalnatego Plesa.
Wracam na dół obok kościoła ewangelickiego. Oglądam pensjonatową zabudowę Tatrzańskiej Łomnicy.
Jeszcze rzut oka na Tatry znad parku.
c.d.n.
Niestety nasze plany w dużej części krzyżuje fatalna pogoda w ten długi weekend, deszcze, burze i w ogóle. Ale po kolei:
DZIEŃ PIERWSZY - DZIEŃ ŚWIĘTY
Wyjeżdżamy z Krakowa po godzinie dziewiątej rano. Do Tatrzańskiej Łomnicy jedzie się
szybko, nie ma tłumów na Zakopiance, chyba niekorzystne prognozy zraziły część turystów. Na wysokości Nowego Targu się na chwilę wypogadza, ale jest to dosłownie cisza przed burzą, bo w Jurgowie dopada nas prawdziwe oberwanie chmury. Nic nie widać za oknem, leje jak diabli, nawet nie da się stanąć w Zdziarze i pooglądać Tatry Bielskie.
W Tatrzańskiej Łomnicy ponuro, czasem kropi. Kwaterę mamy superaśną, w parku pomiędzy drzewami, 200 metrów od sklepu, knajp i stacji „elektryczki". Tak się można wczasować.
Idziemy na tradycyjny słowacki obiad, czyli syr pasterski, do tego piwo (mogę się napić, nie będę jechał autem). Piwna rewolucja nadal nie dotarła na Słowację, ale ciemny Złoty Bażant, który widzę po raz pierwszy jest całkiem niezły. Restauracja Stara Mam godna polecenia.
Po obiedzie robię zdjęcie Tatr mając nadzieję, że nie będzie to ostatnie zdjęcie na tym wyjeździe. Idziemy jeszcze na krótki spacer po parku. Mży cały czas.
Późnym popołudniem rozpogadza się w Łomnicy, choć Tatr w zasadzie nie widać. Pakuję sprzęt do plecaka i idę pod dolną stację kolejki na Skalnate Pleso.
Powoli pojawiają się tatrzańskie turnie.
Gdy docieram pod dolną stację kolejki, w Tatrach robi się coraz ciekawiej - odsłaniają się coraz większe partie szczytowe. Miły dla oka widok.
Po drugiej stronie dużego parkingu znajduje się małe jeziorko, przy nim mały plac zabaw, skatepark, mini park linowy, do tego dwa bufety, niestety oba już nieczynne.
panorama
W międzyczasie chmury opadają coraz bardziej, widać nawet próg Skalnatego Plesa.
Wracam na dół obok kościoła ewangelickiego. Oglądam pensjonatową zabudowę Tatrzańskiej Łomnicy.
Jeszcze rzut oka na Tatry znad parku.
c.d.n.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Gratuluje chęci wyjazdu i jak widać zostało to wynagrodzone ciekawymi fotkami
Trzeba było jechać nad morze, było upalnie
Adrian pisze:Knajpę Stsra mama Prezes również poleca w swojej relacji ...
No tak, pogoda na długi weekend była do dupy, chodziłem wkur..ony po domu
Parujące góry bardzo fajne
Trzeba było jechać nad morze, było upalnie
Świat gór! Aby go nazwać swoim, trzeba zainwestować znacznie więcej niż krótkotrwałą radość oczu. I może dlatego właśnie człowiek naprawdę kochający góry chce znosić trudy, wyrzeczenia i niebezpieczeństwa na ich skalnych szlakach
Adrian pisze:Parujące góry bardzo fajne
Ale tylko z daleka
Tatrzańska Łomnica jest (jeszcze?) miasteczkiem z klimatem, nie wybudowano tam nowomodnych budynków ze szkła i stali w takiej ilości, jak w Smokowcu.
Za to wyremontowano stary Hotel Łomnica, który jest co prawda po byku drogi, ale nie szpeci krajobrazu jak "apartamentowce".
Taki leniwy weekend... Brzmi fajnie
Znam ten park. Można się w nim pięknie zrealizować artystycznie i dramatycznie. A i jak widać po Twych zdjęciach na Tatry spozierać.
Leżakowałem na kwaterach w kilku okolicznych miejscowościach. Zawsze było OK.
Leżakowałem na kwaterach w kilku okolicznych miejscowościach. Zawsze było OK.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
DZIEŃ DRUGI - DZIEŃ MIEJSKI
Piątunio na Słowacji. Prognoza pogody jest dramatyczna, od południa ma padać i grzmieć, teraz też w Łomnicy szału nie ma. Wcielamy w życie plan „B", czyli zwiedzanie Kieżmarku. Tam jak lunie, to przynajmniej będzie się gdzie schować. Wskutek różnych spraw nie udaje nam się wyjechać jakoś bardzo wcześnie, ale jednak jedziemy.
Tatry z niżej położonych miejscowości takich jak Stara Leśna, Wielki Sławków prezentują się bardzo ładnie, ale nie dzisiaj.
W Kieżmarku parkujemy przy kościele greckokatolickim i idziemy zwiedzać starówkę: ulicami Hlavne Namiestie i Hradne Namiestie idziemy pod zamek. Zabudowa jest niska, dominują domy jednopiętrowe, ich stan jest różny: sporo elewacji jest w kiepskim stanie.
W międzyczasie na niebie zaczyna coś pomrukiwać: grzmi.
ul. Hviezdoslavova
Ratusz
Hlavne Namiestie
Docieramy pod zamek dosłownie w ostatniej chwili, bo dosłownie za chwilę to już porządnie leje i co chwilę walą pioruny, a co gorsza wcale nie ma zamiaru przestać. Liczymy na fakt, że burzowe opady są krótkie, ale nic z tego. Chowamy się pod parasolem jednej z knajp i czekamy.
Dodatkową kichą jest fakt, że na zamku trwa jakiś jarmark i cały zastawiony (łącznie z dziedzińcem) jest grillami, stoiskami z pamiątkami, itp. W ten sposób traci dużo na uroku. Trudno, co zrobić.
Ponieważ cały czas mocno pada i nie ma widoków na poprawę, w trybie przyspieszonym ewakuujemy się na parking. Tu mamy do zobaczenia dwa kościoły ewangelickie położone obok siebie, w tym wyjątkowy ten stary.
Ewangelicki drewniany, artykularny kościół w Kieżmarku.
Kościół pochodzi z czasów, kiedy protestanci nie mieli pełnej wolności religijnej. Świątynie swoje mogli budować tylko na podstawie porozumienia soprońskiego z 1681r. Mówiło ono, ze kościoły /tzw. artykularne/ można budować wyłącznie poza murami miasta, na ściśle określonych miejscach i tylko z funduszy kościelnych. Nie mogły mieć wież ani dzwonów, a wejście do kościoła musiało znajdować się nie od strony miasta. Wykonywać należało je z najtańszego materiału budowlanego, a budowa nie mogła trwać dłużej niż rok.
Pierwszy drewniany kościół w Kieżmarku został zbudowany już w 1687 r. W 1717 r. w niespełna pół roku wybudowano kolejny drewniany kościół, który dotrwał w niezmienionej postaci do dnia dzisiejszego. Budowę wspomagali finansowo protestanci z całej północnej Europy. Według podań, przy budowie pomagali szwedzcy marynarze, stąd w jego architekturze możemy zauważyć pewne elementy związane z morzem np. okrągłe okna tzw. bulaje, stylistyka cyfr wyrzeźbionych na ławkach, itp.
Budowniczy usytuowali kościół na planie równoległego greckiego krzyża o długości 35 m i szerokości 3 m, zaś wysokość kościoła wynosi 20 m.
Kościół należy do najpiękniejszych zabytków ludowego baroku. Do jego budowy nie użyto ani jednego metalowego gwoździa. Metalowe wzmocnienia i klamry oraz kwadratowe wzmocnienia słupów podporowych dodano w czasach współczesnych.
Jedyną kamienną częścią kościoła jest zakrystia - jej dwa pomieszczenia zbudowano w 1593r. jako cześć miejskiego zajazdu.
Budynek z zewnątrz oblepiony jest mieszanką gliny i słomy, co stwarza wrażenie, że ściany kościoła są murowane. Ta imitacja tynku utrzymuje się na licu ścian dzięki 35 000 drewnianych kołków.
W 1985 r. Kościół uznano za zabytkowy obiekt kultury narodowej.
W latach 1967-1991 wykorzystywano go jako muzeum do celów turystycznych, jesienią 1991 r. obiekt został zwrócony władzom kościelnym, które rozpoczęły jego renowację. Obecnie kościół jest udostępniony do zwiedzania, można do niego wejść co pół godziny.
ławka kolatorska
chrzcielnica
Drugi kościół, nowoczesny, architektonicznie jest bardzo ciekawy, ale nie robi na mnie takiego wrażenia. Kościół został zbudowany w drugiej połowie XIX wieku w eklektycznym stylu.
Posiada on bardzo ciekawą bryłę, ale tak pada, że mi się nie chce iść na drugą stronę skrzyżowania, żeby uchwycić ją w całości, a wygląda ona tak (fota z Wikipedii):
stary i nowy kościół
Po zwiedzeniu kościołów w strugach deszczu wracamy do Tatrzańskiej Łomnicy.
Po południu przestaje padać, idziemy (ja po raz drugi) pod stację kolejki na Skalnate Pleso. Robi się słonecznie i bardzo przyjemnie.
nowoczesna zabudowa Tatrzańskiej Łomnicy, wg mnie trzymająca poziom
Góry Lewockie w chmurach
Choć wg informacji na drzwiach bufetu przy jeziorku jest on czynny do 18:30, a jeszcze nie ma 18, to jest on już zamknięty. Siadamy na ławach „o suchym pysku".
Idziemy na piwo do restauracji przy stacji kolejki elektrycznej, restauracja jest czynna do 19, pani wydaje nam jedne z ostatnich piw. Chyba nigdy nie zrozumiem podejścia słowackiej gastronomii do robienia biznesu.
Piątunio na Słowacji. Prognoza pogody jest dramatyczna, od południa ma padać i grzmieć, teraz też w Łomnicy szału nie ma. Wcielamy w życie plan „B", czyli zwiedzanie Kieżmarku. Tam jak lunie, to przynajmniej będzie się gdzie schować. Wskutek różnych spraw nie udaje nam się wyjechać jakoś bardzo wcześnie, ale jednak jedziemy.
Tatry z niżej położonych miejscowości takich jak Stara Leśna, Wielki Sławków prezentują się bardzo ładnie, ale nie dzisiaj.
W Kieżmarku parkujemy przy kościele greckokatolickim i idziemy zwiedzać starówkę: ulicami Hlavne Namiestie i Hradne Namiestie idziemy pod zamek. Zabudowa jest niska, dominują domy jednopiętrowe, ich stan jest różny: sporo elewacji jest w kiepskim stanie.
W międzyczasie na niebie zaczyna coś pomrukiwać: grzmi.
ul. Hviezdoslavova
Ratusz
Hlavne Namiestie
Docieramy pod zamek dosłownie w ostatniej chwili, bo dosłownie za chwilę to już porządnie leje i co chwilę walą pioruny, a co gorsza wcale nie ma zamiaru przestać. Liczymy na fakt, że burzowe opady są krótkie, ale nic z tego. Chowamy się pod parasolem jednej z knajp i czekamy.
Dodatkową kichą jest fakt, że na zamku trwa jakiś jarmark i cały zastawiony (łącznie z dziedzińcem) jest grillami, stoiskami z pamiątkami, itp. W ten sposób traci dużo na uroku. Trudno, co zrobić.
Ponieważ cały czas mocno pada i nie ma widoków na poprawę, w trybie przyspieszonym ewakuujemy się na parking. Tu mamy do zobaczenia dwa kościoły ewangelickie położone obok siebie, w tym wyjątkowy ten stary.
Ewangelicki drewniany, artykularny kościół w Kieżmarku.
Kościół pochodzi z czasów, kiedy protestanci nie mieli pełnej wolności religijnej. Świątynie swoje mogli budować tylko na podstawie porozumienia soprońskiego z 1681r. Mówiło ono, ze kościoły /tzw. artykularne/ można budować wyłącznie poza murami miasta, na ściśle określonych miejscach i tylko z funduszy kościelnych. Nie mogły mieć wież ani dzwonów, a wejście do kościoła musiało znajdować się nie od strony miasta. Wykonywać należało je z najtańszego materiału budowlanego, a budowa nie mogła trwać dłużej niż rok.
Pierwszy drewniany kościół w Kieżmarku został zbudowany już w 1687 r. W 1717 r. w niespełna pół roku wybudowano kolejny drewniany kościół, który dotrwał w niezmienionej postaci do dnia dzisiejszego. Budowę wspomagali finansowo protestanci z całej północnej Europy. Według podań, przy budowie pomagali szwedzcy marynarze, stąd w jego architekturze możemy zauważyć pewne elementy związane z morzem np. okrągłe okna tzw. bulaje, stylistyka cyfr wyrzeźbionych na ławkach, itp.
Budowniczy usytuowali kościół na planie równoległego greckiego krzyża o długości 35 m i szerokości 3 m, zaś wysokość kościoła wynosi 20 m.
Kościół należy do najpiękniejszych zabytków ludowego baroku. Do jego budowy nie użyto ani jednego metalowego gwoździa. Metalowe wzmocnienia i klamry oraz kwadratowe wzmocnienia słupów podporowych dodano w czasach współczesnych.
Jedyną kamienną częścią kościoła jest zakrystia - jej dwa pomieszczenia zbudowano w 1593r. jako cześć miejskiego zajazdu.
Budynek z zewnątrz oblepiony jest mieszanką gliny i słomy, co stwarza wrażenie, że ściany kościoła są murowane. Ta imitacja tynku utrzymuje się na licu ścian dzięki 35 000 drewnianych kołków.
W 1985 r. Kościół uznano za zabytkowy obiekt kultury narodowej.
W latach 1967-1991 wykorzystywano go jako muzeum do celów turystycznych, jesienią 1991 r. obiekt został zwrócony władzom kościelnym, które rozpoczęły jego renowację. Obecnie kościół jest udostępniony do zwiedzania, można do niego wejść co pół godziny.
ławka kolatorska
chrzcielnica
Drugi kościół, nowoczesny, architektonicznie jest bardzo ciekawy, ale nie robi na mnie takiego wrażenia. Kościół został zbudowany w drugiej połowie XIX wieku w eklektycznym stylu.
Posiada on bardzo ciekawą bryłę, ale tak pada, że mi się nie chce iść na drugą stronę skrzyżowania, żeby uchwycić ją w całości, a wygląda ona tak (fota z Wikipedii):
stary i nowy kościół
Po zwiedzeniu kościołów w strugach deszczu wracamy do Tatrzańskiej Łomnicy.
Po południu przestaje padać, idziemy (ja po raz drugi) pod stację kolejki na Skalnate Pleso. Robi się słonecznie i bardzo przyjemnie.
nowoczesna zabudowa Tatrzańskiej Łomnicy, wg mnie trzymająca poziom
Góry Lewockie w chmurach
Choć wg informacji na drzwiach bufetu przy jeziorku jest on czynny do 18:30, a jeszcze nie ma 18, to jest on już zamknięty. Siadamy na ławach „o suchym pysku".
Idziemy na piwo do restauracji przy stacji kolejki elektrycznej, restauracja jest czynna do 19, pani wydaje nam jedne z ostatnich piw. Chyba nigdy nie zrozumiem podejścia słowackiej gastronomii do robienia biznesu.
Ostatnio zmieniony 2023-06-21, 18:51 przez Sebastian, łącznie zmieniany 1 raz.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
DZIEŃ TRZECI - DZIEŃ GÓRSKO - KIBICOWSKI
Jedziemy nad Štrbske Pleso. Ja chcę sobie zrobić pętlę wokół stawu i zajrzeć na nową wieżę, którą wczoraj wypatrzyłem na mapie.
Tym razem, aby zminimalizować ryzyko trafienia na przewidywane opady deszczu, wyjeżdżamy wcześniej niż do Kieżmarku.
Plusem jest to, że jeszcze nie ma zbyt wielu ludzi nad Štrbskim Plesem.
Nad trasą i widocznością nie ma co się rozwodzić, najważniejsze jest to, że nie pada.
Kaczki bezczelnie podchodzą na żebry.
Jedyną nowością jest wieża.
Wieża stoi obok skoczni narciarskiej i kompleksu sportowego. Jest to przedsięwzięcie komercyjne, wejście na górę kosztuje 13 Euro.
Wieża ma wysokość 53 metry, wejście na nią jest w typie „ścieżki w koronach drzew”, tzn. idzie się takim lekko wznoszącym się do góry długim ślimakiem. W ten sposób mogą wejść na wieżę osoby z niepełnosprawnościami, ale też każda największa ciamajda. Z góry można zjechać na zjeżdżalni, chociaż dziś jest ona nieczynna.
Jak jestem na wieży, to zaczyna lekko pokrapywać. Mimo że jestem niecałe 100 metrów powyżej stawu, to pogoda jest diametralnie inna - mocno wieje i jest dużo zimniej.
Po zejściu z wieży idę na langosza w bufecie znajdującym się przy kompleksie sportowym i wracam nad Štrbske Pleso. Wychodzi więcej słońca, ludzi zdecydowanie przybywa, a chmury podnoszą się nieco wyżej.
Po słowackim obiedzie (haluszki) zjedzonym w jednej z licznych tu restauracji wracamy do Tatrzańskiej Łomnicy. Gdy dojeżdżamy pod nasz apartament, „rozstępuje się niebo" i zaczyna bardzo intensywnie padać.
Na drugą część dnia czekają nas spore wrażenia sportowe: o 15 finał French Open z uczestnictwem Igi Świątek, a o 21 finał Ligi Mistrzów Manchester City - Inter Mediolan.
Jestem wielkim kibicem piłki nożnej, szczególnie w wydaniu angielskich klubów, tenisa nie oglądam w dużej mierze z powodu braku czasu - że mecze tenisowe lubią być długie., na
szczęście dziś mam mnóstwo czasu.
Niemniej finał z udziałem Igi jest pasjonujący: wysoki poziom sportowy obu uczestniczek (drugą jest Czeszka - Karolina Muchova) i emocje jak w thrillerze, natomiast finał Ligi Mistrzów jest rozczarowujący, Inter się stawia City, które nie dominuje w meczu, jak przypuszczali wszyscy. Mecz jest bardzo ostrożny, obie drużyny nie są skłonne do ryzyka i szarżowania, czyli schemat bardzo częsty przy finałach. City wygrywa 1:0 po golu Rodriego, strzelca nieoczywistego grającego na pozycji defensywnego pomocnika.
DZIEŃ CZWARTY - POWROTNY
Nadzieje na przyjemny powrót do Krakowa, nawet w postaci postoju w Zdziarze lub zwiedzania wieży na Bachledovce rozwiera padający od rana deszcz i totalny brak widoczności gór. Pakujemy się i wracamy prostą drogą do domu.
Czy wypad był udany? Towarzysko na pewno tak, dodatkowo dobrze mi zrobił pobyt wśród natury i zieleni, odstresowanie i reset, nawet jeśli turystycznie szału nie było. Tatrzańska Łomnica to cały czas bardzo ładna miejscowość, pobyt w niej jest czymś bardzo przyjemnym, nawet w tak niesprzyjającą pogodę.
Jedziemy nad Štrbske Pleso. Ja chcę sobie zrobić pętlę wokół stawu i zajrzeć na nową wieżę, którą wczoraj wypatrzyłem na mapie.
Tym razem, aby zminimalizować ryzyko trafienia na przewidywane opady deszczu, wyjeżdżamy wcześniej niż do Kieżmarku.
Plusem jest to, że jeszcze nie ma zbyt wielu ludzi nad Štrbskim Plesem.
Nad trasą i widocznością nie ma co się rozwodzić, najważniejsze jest to, że nie pada.
Kaczki bezczelnie podchodzą na żebry.
Jedyną nowością jest wieża.
Wieża stoi obok skoczni narciarskiej i kompleksu sportowego. Jest to przedsięwzięcie komercyjne, wejście na górę kosztuje 13 Euro.
Wieża ma wysokość 53 metry, wejście na nią jest w typie „ścieżki w koronach drzew”, tzn. idzie się takim lekko wznoszącym się do góry długim ślimakiem. W ten sposób mogą wejść na wieżę osoby z niepełnosprawnościami, ale też każda największa ciamajda. Z góry można zjechać na zjeżdżalni, chociaż dziś jest ona nieczynna.
Jak jestem na wieży, to zaczyna lekko pokrapywać. Mimo że jestem niecałe 100 metrów powyżej stawu, to pogoda jest diametralnie inna - mocno wieje i jest dużo zimniej.
Po zejściu z wieży idę na langosza w bufecie znajdującym się przy kompleksie sportowym i wracam nad Štrbske Pleso. Wychodzi więcej słońca, ludzi zdecydowanie przybywa, a chmury podnoszą się nieco wyżej.
Po słowackim obiedzie (haluszki) zjedzonym w jednej z licznych tu restauracji wracamy do Tatrzańskiej Łomnicy. Gdy dojeżdżamy pod nasz apartament, „rozstępuje się niebo" i zaczyna bardzo intensywnie padać.
Na drugą część dnia czekają nas spore wrażenia sportowe: o 15 finał French Open z uczestnictwem Igi Świątek, a o 21 finał Ligi Mistrzów Manchester City - Inter Mediolan.
Jestem wielkim kibicem piłki nożnej, szczególnie w wydaniu angielskich klubów, tenisa nie oglądam w dużej mierze z powodu braku czasu - że mecze tenisowe lubią być długie., na
szczęście dziś mam mnóstwo czasu.
Niemniej finał z udziałem Igi jest pasjonujący: wysoki poziom sportowy obu uczestniczek (drugą jest Czeszka - Karolina Muchova) i emocje jak w thrillerze, natomiast finał Ligi Mistrzów jest rozczarowujący, Inter się stawia City, które nie dominuje w meczu, jak przypuszczali wszyscy. Mecz jest bardzo ostrożny, obie drużyny nie są skłonne do ryzyka i szarżowania, czyli schemat bardzo częsty przy finałach. City wygrywa 1:0 po golu Rodriego, strzelca nieoczywistego grającego na pozycji defensywnego pomocnika.
DZIEŃ CZWARTY - POWROTNY
Nadzieje na przyjemny powrót do Krakowa, nawet w postaci postoju w Zdziarze lub zwiedzania wieży na Bachledovce rozwiera padający od rana deszcz i totalny brak widoczności gór. Pakujemy się i wracamy prostą drogą do domu.
Czy wypad był udany? Towarzysko na pewno tak, dodatkowo dobrze mi zrobił pobyt wśród natury i zieleni, odstresowanie i reset, nawet jeśli turystycznie szału nie było. Tatrzańska Łomnica to cały czas bardzo ładna miejscowość, pobyt w niej jest czymś bardzo przyjemnym, nawet w tak niesprzyjającą pogodę.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Sebastian pisze:Docieramy pod zamek
W zamku w Kieżmarku Słowacy mają ponownie otworzyć lochy pod wieżą. Dla schwytanych pozaszlakowców.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Przegapiłem tą relację, a żałuję. Inna taka, niegórska, a zarazem dużo fajnych zdjęć, trafiłem na ta relację, bo znalazłem Twoje zdjęcie Łomnicy w konkursie miesiąca i strasznie mi się podobało.
Łomnica tatrzańska jest fajna, ale chyba wolę Smokowiec. Chociaz najlepsze to jest Strbskie Pleso wieczorem, jak już jest bardzo mało ludzi. Tam są bardzo dobre langosy.
A właśnie, jedliście?
Łomnica tatrzańska jest fajna, ale chyba wolę Smokowiec. Chociaz najlepsze to jest Strbskie Pleso wieczorem, jak już jest bardzo mało ludzi. Tam są bardzo dobre langosy.
A właśnie, jedliście?
Tak jak pisałem w relacji, jadłem langosza w bufecie przy wieży widokowej. Był dobry, zjadłem ze smakiem, ale daleki jestem od zachwytów na tą potrawą. Poza tym podobno jest niezdrowy
Zdjęcia wyszły, jakie wyszły, starałem się wykorzystać zastane warunki i fakt, że na tym wyjeździe deszcz rozdawał karty.
Robione wiadomo czym 250mm
Zdjęcia wyszły, jakie wyszły, starałem się wykorzystać zastane warunki i fakt, że na tym wyjeździe deszcz rozdawał karty.
sokół pisze: Twoje zdjęcie Łomnicy
Robione wiadomo czym 250mm
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Widzisz, a ja jadłem w Zakopcu (otworzyli kilka dni temu pierwszą budkę) ale nie umywał się do tych ze Stbskiego. Ale wiem, czemu. Ten zakopiański był już gotowy, tylko babka go podgrzała i obsypała serem. W Strbskim Plesie (gdzies tak taki a'la targ to był, pod blaszanymi dachami) placek był smażony na miejscu, ociekał tłuszczem w tym papierze pergaminowym, i tu chyba była zasadnicza róznica
Tak jak świeża pizza z pieca, a podgrzana z mikrofalówki, niby ta sama pizza, ale jednak inne doznania
Tak jak świeża pizza z pieca, a podgrzana z mikrofalówki, niby ta sama pizza, ale jednak inne doznania
W Zakopcu nawet langosza robią po swojemu. Cała idea tej potrawy polega na tym, że by ją podać prosto po usmażeniu.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 11 gości