no nikt... co za znieczulicalaynn pisze:nikt nie wyśmiał wędrówki poza szlakiem
Rumuńskie minirelacje z okolic Rimetei
- sprocket73
- Posty: 5764
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
sprocket73 pisze:nikt... co za znieczulica
mnie znieczulił fakt, że tam nie ma parku narodowego
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
- sprocket73
- Posty: 5764
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
IV - Cheile Vălișoarei
Do kolejnej wycieczki użyliśmy samochodu, podjechaliśmy niecałe 10 km do Wąwozu Vălișoarei. Przebiega przez niego droga, zaparkować można na poboczu i już się jest pod ścianą. Szlak jest widoczny na tym zdjęciu - ścieżka prosto w górę nad prawym lusterkiem. Dlaczego nikt tu nie chodzi? Może jest za brzydko, może nie ma świeżości, albo jakości... nie wiem
Myśmy poszli i zdobyliśmy nienazwany punkt widokowy z krzyżem.
Na wprost kolejny cel, ale to za chwilę...
Najpierw delektujemy się tym co mamy tutaj.
Jest Ardaşcheia, z której dzień wcześniej ten wąwóz wypatrzyłem. Jest zamek (fajnie widać skalę wzgórza zamkowego w porównaniu z Ardaşcheią). A po prawej stronie inny grzebyk, który od początku przyciągał mój wzrok. Jednym słowem okolica staje się coraz bardziej znajoma dla mnie.
Nie spieszymy się, można sfocić makro kwiatka.
Nawet fotkę grupową zrobiłem
Poem schodzimy na dół z drugiej strony.
I idziemy w kierunku kolejnego celu mając wąwóz za sobą.
Tu przed chwilą byliśmy.
Szlak w dalszym ciągu skromny.
Wyłania się Vârful Data (884 m) najwyższa góra tego dnia.
Co ciekawe dojście do niej było ciut skomplikowane, trzeba było przejść dolinkę i szlak po prostu zniknął, a że tereny były chaszczowo-pastwiskowe, ciężko było go znaleźć.
Jednak dla nas to żaden problem i już podchodzimy pod skały.
Piękne skały.
Wychodzimy wyżej, rzut okiem w stronę, z której przyszliśmy.
Następnie szlak prowadzi wprost na skały i mam ogromne skojarzenia Anićą Kuk z Paklenicy. Raz, że skały, a dwa, że był to chyba największy upał z całego urlopu. Stok idealnie wystawiony do słońca.
Spójrzcie jak Tobi patrzy, czy Pańcia dobrze sobie radzi na skałach.
Kawałek wyżej pojawiła się stalowa lina. Zawsze chciałem zrobić jakąś ferratę z pieskiem
Całkiem spory kawałek liny, ale trudności niewielkie.
Nabieramy wysokości, piesek zadowolony, w swoim żywiole
Szczytujemy!
Zejście od tyłu jest zwykłą ścieżką w lesie. Następnie idziemy przyjemną drogą w kierunku kolejnych celów.
Obchodząc wąwóz od drugiej strony zauważyłem skałę z krzyżem trochę obok szlaku. Poczułem zew.
Podeszliśmy pod nią i Ukochana wyłożyła się w cieniu, a ja bez plecaka i aparatu stwierdziłem że zobaczę co uda się zdziałać. Początek był za trudny dla Tobiego, więc został w dole i nie podobało mu to się wcale, szczekał i kombinował. Po chwili pojawił się, znalazł inną drogę. Walczyliśmy więc w duecie. Dla mnie problemem było sporo kolczastej roślinności. W końcu stanęliśmy na szczycie. Zejście jak to zwykle było trudniejsze niż wyjście.
Wróciłem do Ukochanej i poszliśmy dalej - bajkowym lasem.
Na kolejne szczyty i punkty widokowe.
Ależ fajne te skałki.
Pora wracać. Ładnie tu, ale jesteśmy już mocno zmęczeni.
Na powrocie wymyśliłem bezszlakowy skrót.
Na tą wyższą skałę się wspinałem.
To był trzeci dzień z rzędu z konkretną wycieczką. Jesteśmy wciąż zafascynowali okolicą. Tyle jeszcze jest do zobaczenia, ale pojawiły się głosy w zespole, żeby trochę zwolnić, bo się zajedziemy. Tak konkretnie mówiąc, Ukochana zapowiedziała, że więcej ze mną w góry na tym urlopie już nie pójdzie
C.D.N.
Do kolejnej wycieczki użyliśmy samochodu, podjechaliśmy niecałe 10 km do Wąwozu Vălișoarei. Przebiega przez niego droga, zaparkować można na poboczu i już się jest pod ścianą. Szlak jest widoczny na tym zdjęciu - ścieżka prosto w górę nad prawym lusterkiem. Dlaczego nikt tu nie chodzi? Może jest za brzydko, może nie ma świeżości, albo jakości... nie wiem
Myśmy poszli i zdobyliśmy nienazwany punkt widokowy z krzyżem.
Na wprost kolejny cel, ale to za chwilę...
Najpierw delektujemy się tym co mamy tutaj.
Jest Ardaşcheia, z której dzień wcześniej ten wąwóz wypatrzyłem. Jest zamek (fajnie widać skalę wzgórza zamkowego w porównaniu z Ardaşcheią). A po prawej stronie inny grzebyk, który od początku przyciągał mój wzrok. Jednym słowem okolica staje się coraz bardziej znajoma dla mnie.
Nie spieszymy się, można sfocić makro kwiatka.
Nawet fotkę grupową zrobiłem
Poem schodzimy na dół z drugiej strony.
I idziemy w kierunku kolejnego celu mając wąwóz za sobą.
Tu przed chwilą byliśmy.
Szlak w dalszym ciągu skromny.
Wyłania się Vârful Data (884 m) najwyższa góra tego dnia.
Co ciekawe dojście do niej było ciut skomplikowane, trzeba było przejść dolinkę i szlak po prostu zniknął, a że tereny były chaszczowo-pastwiskowe, ciężko było go znaleźć.
Jednak dla nas to żaden problem i już podchodzimy pod skały.
Piękne skały.
Wychodzimy wyżej, rzut okiem w stronę, z której przyszliśmy.
Następnie szlak prowadzi wprost na skały i mam ogromne skojarzenia Anićą Kuk z Paklenicy. Raz, że skały, a dwa, że był to chyba największy upał z całego urlopu. Stok idealnie wystawiony do słońca.
Spójrzcie jak Tobi patrzy, czy Pańcia dobrze sobie radzi na skałach.
Kawałek wyżej pojawiła się stalowa lina. Zawsze chciałem zrobić jakąś ferratę z pieskiem
Całkiem spory kawałek liny, ale trudności niewielkie.
Nabieramy wysokości, piesek zadowolony, w swoim żywiole
Szczytujemy!
Zejście od tyłu jest zwykłą ścieżką w lesie. Następnie idziemy przyjemną drogą w kierunku kolejnych celów.
Obchodząc wąwóz od drugiej strony zauważyłem skałę z krzyżem trochę obok szlaku. Poczułem zew.
Podeszliśmy pod nią i Ukochana wyłożyła się w cieniu, a ja bez plecaka i aparatu stwierdziłem że zobaczę co uda się zdziałać. Początek był za trudny dla Tobiego, więc został w dole i nie podobało mu to się wcale, szczekał i kombinował. Po chwili pojawił się, znalazł inną drogę. Walczyliśmy więc w duecie. Dla mnie problemem było sporo kolczastej roślinności. W końcu stanęliśmy na szczycie. Zejście jak to zwykle było trudniejsze niż wyjście.
Wróciłem do Ukochanej i poszliśmy dalej - bajkowym lasem.
Na kolejne szczyty i punkty widokowe.
Ależ fajne te skałki.
Pora wracać. Ładnie tu, ale jesteśmy już mocno zmęczeni.
Na powrocie wymyśliłem bezszlakowy skrót.
Na tą wyższą skałę się wspinałem.
To był trzeci dzień z rzędu z konkretną wycieczką. Jesteśmy wciąż zafascynowali okolicą. Tyle jeszcze jest do zobaczenia, ale pojawiły się głosy w zespole, żeby trochę zwolnić, bo się zajedziemy. Tak konkretnie mówiąc, Ukochana zapowiedziała, że więcej ze mną w góry na tym urlopie już nie pójdzie
C.D.N.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Cóż, trzecia wycieczka skałkowo-pastwiskowa pod rząd, powoli zaczyna być trochę nieświeżo choć widoki baaardzo fajne. Nie dziwi mnie ten bunt załogi, też się zastanawiam, jakbym zareagował po trzech dniach wycieczek górskich pod rząd. Ciekaw jestem rozwoju sytuacji, okaże się może, kto tu rządzi.
Co do tematyki wycieczek: do tej pory były skałki i łąki (fakt, że zacne), czy będą jakieś relacje etnograficzno-kulturowo-monastyrowe, czy tylko góry i góry?
Co do tematyki wycieczek: do tej pory były skałki i łąki (fakt, że zacne), czy będą jakieś relacje etnograficzno-kulturowo-monastyrowe, czy tylko góry i góry?
Ostatnio zmieniony 2023-07-04, 21:32 przez Sebastian, łącznie zmieniany 1 raz.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
- sprocket73
- Posty: 5764
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Wiadomo kto - UkochanaSebastian pisze:Ciekaw jestem rozwoju sytuacji, okaże się może, kto tu rządzi.
Niestety głównie górySebastian pisze:czy będą jakieś relacje etnograficzno-kulturowo-monastyrowe, czy tylko góry i góry
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5764
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
V - Grota Studenților
Biorąc pod uwagę lekkie zmęczenie oraz burzowe prognozy postanowiliśmy zrobić sobie dzień wypoczynkowy. Z rana było jeszcze pięknie, więc udaliśmy się na spacer i spontanicznie zwiedziliśmy stary młyn w Rimetei. Można było wejść z pieskiem
We młynie było takie mini-muzeum. Stare sprzęty, fotografie rodziców, dziadków i starszych krewnych właściciela. Był nawet portret Cesarza Franciszka Józefa.
Właściciel mówił po angielsku i był bardzo rozmowny. Ponieważ z innymi rozmawiał po węgiersku pokusiłem się o zapytanie go o narodowość. "Jesteś Węgrem czy Rumunem?" Pytanie podziałało na niego elektryzująco, wyprostował się, przygładził wąsa, klepnął się po brzuchu i odpowiedział "Czy ja wyglądam jak Rumun? Jestem Węgrem jak wszyscy tutaj". Potem chwilę pogadaliśmy o historii. Jak wiadomo te ziemie zostały przekazane Rumunii po I wojnie światowej, czyli ponad 100 lat temu, jednak węgierski patriotyzm ma cię wciąż całkiem dobrze. Na koniec zapytałem jeszcze prowokacyjnie "Czy chciałbyś, żeby te tereny wróciły do Węgier, czy może być tak jak teraz, że formalnie to Rumunia?". Zdenerwował się. "Przestań powtarzać w kółko to słowo - Rumunia. To fikcja polityczna. Tu zawsze była jest i będzie Transylwania!" Na tym zakończyliśmy rozmowy o geografii
Wróciłem do zwiedzania młyna. Koło wciąż się kręci.
Co więcej, wciąż coś miele. To mąka kukurydziana. Obok stoi torebka sklepowa, żeby można było sobie porównać. Jak twierdził właściciel jego mąka jest cudowna, a sklepowa to trociny. Zachęcał do powąchania i spróbowania oraz do kupienia.
Skorzystaliśmy z propozycji, bo w knajpach do jedzenia często zamawialiśmy polentę zamiast ziemniaków. Polenta to taki grysik/kaszka z mąki kukurydzianej. Teraz będziemy mogli sobie sami ją zrobić
Słońce dalej świeci, więc idziemy na spacer (nie w góry). Ważne jest słowo "spacer", bo to odróżnia ten dzień od dnia górskiego, którego ma przecież nie być. Na wylocie z wioski miejscowe psy już czekają.
Ten był naprawdę fajny z charakteru. Tego dnia z nami nie poszedł, zapewne dlatego, że to górski pies, a nie spacerowy.
A my sobie idziemy do Groty Studenților. Początkowo dołem wzdłuż gór.
Potem jednak trzeba tam trochę podejść.
W grocie i jej okolicach spędzamy sporo czasu.
Rimetea z góry.
Jednak zanosi się na burzę. Najpierw chcemy ją przeczekać w grocie.
Ale ponieważ przechodzi bokiem, idziemy dalej.
Spacerujemy po okolicy.
Mamy małą przygodę ze stadem owiec i psami pasterskimi.
Przypatrzcie się dokładnie, widzicie jak jeden z nich udaje owcę?
Następnie wracamy do Rimetei i próbujemy langosza. To taki węgierski fast-food. Od początku mieliśmy na niego chęć, ale do tej pory zawsze jak wracaliśmy z gór to budka była już zamknięta. Langosz okazał się bardzo dobry.
Końcówka dnia była już całkowicie pogodna.
Leniuchowaliśmy. Ugotowałem polentę. Z masełkiem i dżemikiem była bardzo smaczna. Potem leżakowaliśmy z piwkiem w słoneczku aż do wieczora. Takie wczasy to ja rozumiem, a nie męczyć się łażeniem po górach
C.D.N.
Biorąc pod uwagę lekkie zmęczenie oraz burzowe prognozy postanowiliśmy zrobić sobie dzień wypoczynkowy. Z rana było jeszcze pięknie, więc udaliśmy się na spacer i spontanicznie zwiedziliśmy stary młyn w Rimetei. Można było wejść z pieskiem
We młynie było takie mini-muzeum. Stare sprzęty, fotografie rodziców, dziadków i starszych krewnych właściciela. Był nawet portret Cesarza Franciszka Józefa.
Właściciel mówił po angielsku i był bardzo rozmowny. Ponieważ z innymi rozmawiał po węgiersku pokusiłem się o zapytanie go o narodowość. "Jesteś Węgrem czy Rumunem?" Pytanie podziałało na niego elektryzująco, wyprostował się, przygładził wąsa, klepnął się po brzuchu i odpowiedział "Czy ja wyglądam jak Rumun? Jestem Węgrem jak wszyscy tutaj". Potem chwilę pogadaliśmy o historii. Jak wiadomo te ziemie zostały przekazane Rumunii po I wojnie światowej, czyli ponad 100 lat temu, jednak węgierski patriotyzm ma cię wciąż całkiem dobrze. Na koniec zapytałem jeszcze prowokacyjnie "Czy chciałbyś, żeby te tereny wróciły do Węgier, czy może być tak jak teraz, że formalnie to Rumunia?". Zdenerwował się. "Przestań powtarzać w kółko to słowo - Rumunia. To fikcja polityczna. Tu zawsze była jest i będzie Transylwania!" Na tym zakończyliśmy rozmowy o geografii
Wróciłem do zwiedzania młyna. Koło wciąż się kręci.
Co więcej, wciąż coś miele. To mąka kukurydziana. Obok stoi torebka sklepowa, żeby można było sobie porównać. Jak twierdził właściciel jego mąka jest cudowna, a sklepowa to trociny. Zachęcał do powąchania i spróbowania oraz do kupienia.
Skorzystaliśmy z propozycji, bo w knajpach do jedzenia często zamawialiśmy polentę zamiast ziemniaków. Polenta to taki grysik/kaszka z mąki kukurydzianej. Teraz będziemy mogli sobie sami ją zrobić
Słońce dalej świeci, więc idziemy na spacer (nie w góry). Ważne jest słowo "spacer", bo to odróżnia ten dzień od dnia górskiego, którego ma przecież nie być. Na wylocie z wioski miejscowe psy już czekają.
Ten był naprawdę fajny z charakteru. Tego dnia z nami nie poszedł, zapewne dlatego, że to górski pies, a nie spacerowy.
A my sobie idziemy do Groty Studenților. Początkowo dołem wzdłuż gór.
Potem jednak trzeba tam trochę podejść.
W grocie i jej okolicach spędzamy sporo czasu.
Rimetea z góry.
Jednak zanosi się na burzę. Najpierw chcemy ją przeczekać w grocie.
Ale ponieważ przechodzi bokiem, idziemy dalej.
Spacerujemy po okolicy.
Mamy małą przygodę ze stadem owiec i psami pasterskimi.
Przypatrzcie się dokładnie, widzicie jak jeden z nich udaje owcę?
Następnie wracamy do Rimetei i próbujemy langosza. To taki węgierski fast-food. Od początku mieliśmy na niego chęć, ale do tej pory zawsze jak wracaliśmy z gór to budka była już zamknięta. Langosz okazał się bardzo dobry.
Końcówka dnia była już całkowicie pogodna.
Leniuchowaliśmy. Ugotowałem polentę. Z masełkiem i dżemikiem była bardzo smaczna. Potem leżakowaliśmy z piwkiem w słoneczku aż do wieczora. Takie wczasy to ja rozumiem, a nie męczyć się łażeniem po górach
C.D.N.
Ostatnio zmieniony 2023-07-05, 09:28 przez sprocket73, łącznie zmieniany 1 raz.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5764
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Klasyczny langosz jest bardzo czosnkowy. Jedliśmy potem langosze jeszcze kilka razy, najbardziej smakowały nam te miejscowe z Rimetei.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
sprocket73 pisze:Tu zawsze była jest i będzie Transylwania!
https://www.youtube.com/watch?v=4NewFP8yeeU
Grota perłą dnia.
Ostatnio zmieniony 2023-07-05, 13:23 przez Dobromił, łącznie zmieniany 1 raz.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- sprocket73
- Posty: 5764
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
VI - Cluj-Napoca
Odmiana od gór. Jedziemy do miasta Cluj-Napoca żeby trochę pozwiedzać.
Na fotce rozpoczynającej pięknie zapozował gołąb.
Cluj-Napoca to duże miasto, powiedzmy odpowiednik naszego Krakowa. Centrum wypełnione jest starymi kamienicami, kościołami, knajpami.
Początkowo po prostu sobie chodzimy.
Jest parę spraw do załatwienia - wymiana pieniędzy, wypisanie kartek, pójście na lody.
W samym centrum znajduje się kościół św. Michała. Imponujący z zewnątrz, ale w środku dość skromny.
Podoba mi się pomnik przed kościołem - Matthias Corvinus, król Węgier.
Jedna z postaci oddających hołd.
Mamy sporo czasu, więc włóczymy się również po bocznych zaniedbanych ulicach starego miasta.
Niektóre mocno zdewastowane.
Jemy gigantyczną michę grillowanych mięs. To rekordowo duża porcja, ale dajemy radę jak zawsze. Skład nieco odmienny niż bałkańskie odpowiedniki tego dania.
Potem kontynuujemy włóczenie się. Wiele miejsc, czasem całych ulic jest aktualnie w remoncie.
Prawosławny Sobór Zaśnięcia Matki Bożej.
Opera Narodowa.
Na koniec spacerujemy po wielkim parku pełnym ludzi.
Gdzie wśród drzew podwieszone są chyba miejskie hamaki.
Miasto przyjemne, choć jak dla mnie wymagające sporych inwestycji, żeby miało klimat.
C.D.N.
Odmiana od gór. Jedziemy do miasta Cluj-Napoca żeby trochę pozwiedzać.
Na fotce rozpoczynającej pięknie zapozował gołąb.
Cluj-Napoca to duże miasto, powiedzmy odpowiednik naszego Krakowa. Centrum wypełnione jest starymi kamienicami, kościołami, knajpami.
Początkowo po prostu sobie chodzimy.
Jest parę spraw do załatwienia - wymiana pieniędzy, wypisanie kartek, pójście na lody.
W samym centrum znajduje się kościół św. Michała. Imponujący z zewnątrz, ale w środku dość skromny.
Podoba mi się pomnik przed kościołem - Matthias Corvinus, król Węgier.
Jedna z postaci oddających hołd.
Mamy sporo czasu, więc włóczymy się również po bocznych zaniedbanych ulicach starego miasta.
Niektóre mocno zdewastowane.
Jemy gigantyczną michę grillowanych mięs. To rekordowo duża porcja, ale dajemy radę jak zawsze. Skład nieco odmienny niż bałkańskie odpowiedniki tego dania.
Potem kontynuujemy włóczenie się. Wiele miejsc, czasem całych ulic jest aktualnie w remoncie.
Prawosławny Sobór Zaśnięcia Matki Bożej.
Opera Narodowa.
Na koniec spacerujemy po wielkim parku pełnym ludzi.
Gdzie wśród drzew podwieszone są chyba miejskie hamaki.
Miasto przyjemne, choć jak dla mnie wymagające sporych inwestycji, żeby miało klimat.
C.D.N.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5764
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Adrian pisze:Sprawdz u siebie co to ?
Ptak, prawdopodobnie drugi gołąb
Jestem w szoku jak mocno analizujesz zdjęcia
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 33 gości