Sporo się ostatnio najeździłem za granicę, aż podobno pozamykali przejścia.
W każdym razie wczoraj wybrałem się na wycieczkę krajową, w Gorce na Turbacz.
Zaparkowałem w Rdzawce przy zakopiance, na górce przed zjazdem do Klikuszowej. Takie znane charakterystyczne miejsce, z widokiem na Tatry, kilkoma punktami z "serkami", stacją benzynową, restauracją. Wiele razy jadąc tędy w porze wschodu słońca, myślałem sobie, żeby kiedyś tu zaparkować i zrobić wycieczkę, bo okolica wydaje się ciekawa.
Parkuję. Przechodzę jakieś 100 metrów i jestem w innym świecie, od razy na odludziu w górach
Mam fajny widok na Tatry, z resztką mgieł w Kotlinie Nowotarskiej.
Szlak jest bardzo przyjemny, widokowy na południową stronę, lekko pagórkowaty.
Widoki na Tatry otwierają cię co chwilę.
Dochodzę do schroniska na Starych Wierchach. Odbywają się tu jakieś rajdy szkolne. Dzieciaki rzucają się na Tobiego zbiorowo.
Idę dalej. Piękny dzień, przyjemne temperatury.
W parku sporo martwych drzew i dzikie młodniki.
Na Hali Turbacz piękny odbudowany ołtarz papieski. Wygląda bardzo solidnie.
Idę sobie jeszcze kawałek na Czoło Turbacza.
Widok w stronę Gorca.
A potem wracam się i wychodzę na Turbacz. Coś zaczyna się dziać w kolorach. Do traw dołączyły paprocie, ale drzewa jeszcze czekają.
Fotka szczytowa. Tobi za pozowanie zarobił kabanosa od jednej miłej pani. Byłem trochę zazdrosny i też dostałem. Potem przy schronisku Tobi jeszcze znalazł 3 kiełbaski z grilla, które już wszamał samodzielnie, więc bardzo udaną miał wycieczkę pod względem wyżywienia.
Widoki na Tatry z Turbacza. Pozytywna strona masowego wymierania drzew.
Wracamy szlakiem żółtym.
Rozglądam się za jesienią, ale wciąż słabo.
Następnie zmieniam na szlak czarny do Klikuszowej. Tu mi się bardziej podoba, robi się kameralnie. Do pełni szczęścia brakuje tylko kolorków.
Pod koniec porzucam szlak. Kamieniołom w Klikuszowej, a za nim grzbiet którym zaczynałem.
Światło na koniec dnia robi się fajne. Cieszę się, bo przede mną łąkowy odcinek.
Tobi w promieniach zachodzącego słońca.
Tatry ciut lepiej widać niż z Turbacza. Klikuszowa w dole.
Słońce chowa się, ale do auta już niedaleko.
Na koniec jeszcze Babia z chmurkami.
Bardzo przyjemna wycieczka. Początkowy i końcowy odcinek po nowych dla mnie terenach. Wydawało mi się, że sporo przeszedłem, ale nie zmęczyłem się w ogóle. Sprawdziłem, 28 km czyli całkiem sporo, ale tylko 700 metrów podejść. Przewyższenia faktycznie są zupełnie inne niż w Małej Fatrze