W listopadzie przyszła zima - taka prawdziwa, mroźna i śnieżna. Pomimo braku perspektyw na słońce, postanowiliśmy ją zobaczyć z bliska. Plan następujący: Zawoja Mosorne - Mosorny Groń - Polica. Przed wycieczką miałem złe przeczucia. Sam dojazd na parking przy niebieskim szlaku wydawał mi się trudny - ciągle pada śnieg. Na Policy temperatura odczuwalna -14 i porywisty wiatr.
W praktyce początek poszedł całkiem dobrze. Na parking dojechaliśmy, mimo że boczną drogą nie przejechał żaden pług. Ukochana nawet nie zbuntowała się, jak od razu poszliśmy przeprawiać się przez potok.
Cel przeprawy był taki, żeby sobie wyjść bezszlakowo na Mosorny Groń. Im wyżej, tym więcej śniegu.
Trzeba zdobyć wieżę widokową. Jeszcze na niej nie byłem.
Na wieży hula wiatr. Lodowaty wiatr przenika wszystkie warstwy ubrań. Tobi skuczy biedaczek.
A przed nami mrok. Po co tam w ogóle iść?
Idziemy.
Coraz pełniejsza zima.
Na Hali Śmietanowej taka budka. Można w niej spać.
Pijemy na szybko herbatę i idziemy dalej, bo okropnie zimno.
Polica zdobyta. Nawet nie wiało mocno jak byliśmy na szczycie.
Na powrót wymyślam zielony szlak.
Jest bajkowo. Śniegu przybywa w oczach.
Nie na każdy pieniek można wyjść.
]
Powoli dzień się kończy.
Na koniec wymyślam zejście bezszlakowe po nieprzetartym.
Jest super - można sobie pobrodzić w świeżym śniegu.
Drobne problemy po drodze. Ukochana rzuciła się na przeszkodę z okrzykiem "achoj przygodo!"
Nawet wodospad odwiedziliśmy
Tobi wykończony. Podczas odśnieżania auta wykopał sobie jamkę i poszedł spać.
Sezon zimowy uważam za otwarty. Teraz jeszcze czekam na słoneczko