W tym roku wiosną jakoś więcej się wyżywam rowerowo, a mniej górsko.
Była to druga w tym roku nieco dłuższa (ponad 40 km) wycieczka na rowerze (a już się kroi kolejna).
W ten "długi weekend" przyszło mi pracować 2 maja. Ażeby już tak całkiem nie siedzieć w domu namówiłam młodszego syna na krótki wypad na Jurę. Ale w sobotę pogoda była całkiem do niczego, wiec za wyjątkiem wypadu na "zumbę" nigdzie nawet nie wychodziłam.
Za to w niedzielę miało być ładnie.
Zaplanowaliśmy wyjazd 8.28 z Chorzowa Batorego.
Jako, że zawsze mam reisefieber wyjechaliśmy z domu już o 7.40 i potem przeszło pół godziny oczekiwali na peronie (na co młody bardzo narzekał).
O 10 dotarliśmy do Żarek-Letnisko i rozpoczęliśmy jazdę.
Pierwszy etap - Żarki, zależało mi na zrobieniu kilku zdjęć na tamtejszym kirkucie.
Ja może mam jakiegoś hopla na tym punkcie (chyba nie ja jedna na tym forum), ale lubię zwiedzać stare cmentarze.
A ten w Żarkach jest wyjątkowo urokliwy i dość nietypowy. Zwykle kirkuty są w miejscach gęsto zadrzewionych, czasem pokrytych bluszczem. ten leży na jurajskim wzgórzu, w odkrytym terenie, porośniętym miejscami dość gęsto rojnikiem pospolitym.
Parę fotek:
W samym centrum Żarek znajduje się dawna synagoga, obecnie Dom Kultury i centrum informacji turystycznej. W miasteczku są liczne tablice informacyjne mówiące o przeszłości Żarek i o jego żydowskich mieszkańcach.
Tu młody czyta tablicę przed synagogą.
Kolejny etap to był przejazd żółtym szlakiem rowerowym od Żarek do Mirowa. 8 km bardzo przyjemnej trasy wąską ścieżką asfaltową, dostępną tylko dla pieszych i rowerów. Sama radość, szczególnie w drugiej połowie, kiedy było w dół.
W Mirowie poszliśmy sobie na lody.
A to zamek Mirów.
I jego dużo brzydszy brat-bliźniak w Bobolicach:
Mówcie co chcecie, mi się ten odbudowany zamek zupełnie ale to zupełnie nie podoba.
Kolejny etap to byl przejazd czerwonym szlakiem pieszym przez Zdów (droga w lesie miejscami bardzo piaszczysta, rowery trzeba było kawałkami prowadzić) do linii kolejowej, potem kawałek szosą i żółtym a potem czerwonym szlakiem pieszym na Górę Zborów (rowery znów trzeba było prowadzić).
I Góra Zborów, do której mam wielki sentyment.
Z Góry Zborów zjechaliśmy (tym razem bez zsiadania z rowerów) do Podlesic, gdzie w Gościńcu Jurajskim zjedliśmy obiad. Teraz to jest takie sobie miejsce. Komercha na całość. A ja pamietam te skałki sprzed 30 i 40 lat. No cóż, cały świat się zmienia.
Kolejny etap to był zamek w Morsku, ale jest na tyle gęsto zalesiony, ze stamtąd nie mam zdjęcia. Pod stromą górę rowery znowu trzeba było prowadzić, za zjazd był na łeb na szyję.
I ostatnia już skałka na trasie, efektowny Okiennik Wielki.
Z jednej strony:
Z drugiej strony:
I z trzeciej strony, kiedy przez chwilę padło na niego ciekawe światło:
Dalej podjechaliśmy do Skarżyc, w tamtejszym kościele akurat był odpust. Jednocześnie w remizie strażackiej szykowała się impreza i grała orkiestra dęta.
Ale niestety nie mieliśmy czasu na zatrzymywanie się, spieszyliśmy się już na pociąg.
Przed samym Zawierciem, na ostrym zjeździe zaliczyłam pierwszą w tym roku glebę.
Przyczyną jest z pewnością moje niedostosowanie się do właściwości nowego roweru, który ma znacznie lepsze hamulce ale gorsze i węższe opony od poprzedniego (tzn. opony nie są gorsze, ale są raczej dostosowane do jazdy szosowej a nie terenowej). Na zjeździe w dół, na ostrym zakręcie przy hamowaniu "uciekło" mi w bok tylne koło i wyleciałam w tył jak z procy, na szczęście bez kontaktu z rowerem i usiadłam na ziemi całym impetem.
Potem byłam już ostrożniejsza.
W Zawierciu byliśmy tuż przed 18, o 18.20 mieliśmy pociąg, jeszcze kupiliśmy jakieś soki i lekturę na drogę i okazało się że nie zmieściliśmy się z rowerami do pociągu, taki był zapchany. Nie całe 2 godziny spędziliśmy w dworcowej pizzerii, która jest całkiem przyzwoita, a pizza bardzo smaczna. O 20.19 już wsiedliśmy do pociągu, a razem z nami kolejnych około 15 rowerzystów. Tyle że nie było wagonu rowerowego (mimo, że był w rozkładzie) i te 15 rowerów musiało stać pomiędzy siedzeniami. Jakoś tam pomieściliśmy się.
Dziś mnie boli tyłek, kolano i łokieć, ale ogólnie jestem zadowolona
Trasa:
I przekrój wysokości:
Wg endomondo zrobiliśmy 46,72 km, 781 m w górę i 682 m w dół
Jura na rowerze
Jura na rowerze
Ostatnio zmieniony 2014-05-05, 11:12 przez Basia Z., łącznie zmieniany 1 raz.
Basia Z. pisze:Na zjeździe w dół, na ostrym zakręcie przy hamowaniu "uciekło" mi w bok tylne koło i wyleciałam
Pewnie trzymałaś tylny hamulec do końca? Trzeba było pulsacyjnie i trochę przednim
Magury są ostre, nie?
Fajna wycieczka. Ciekawe połączenie roweru z koleją. Z reguły wyruszam na 2 kółkach i wracam tak samo. Fajne -odgapię z pewnością
in omnia paratus...
- TataOjciec
- Posty: 353
- Rejestracja: 2013-09-17, 14:26
- Lokalizacja: Z Blokowiska
Tura bardzo fajna , ciekawe miejsca, pogoda siadła ,same plusy
Te Żarki to muszę zobaczyć
Te Żarki to muszę zobaczyć
Ostatnio zmieniony 2014-05-05, 11:33 przez TataOjciec, łącznie zmieniany 1 raz.
Jura w weekend jak widzę dość popularna wśród forumowiczów
Trochę mnie zmartwił Wielki Okiennik bo nie mogłem go dostrzec . Jestem prawie pewien, że przeszedłem całość tego zgrupowania skałek ale za nic nie znalazłem tej z "oknem". Nie wiem, może za blisko szedłem i w górę okna nie było widać? bo tuż pod nimi a z Twoich zdjeć widzę, że trochę z dalsza są, ...albo jednak nie doszedłem...
Trochę mnie zmartwił Wielki Okiennik bo nie mogłem go dostrzec . Jestem prawie pewien, że przeszedłem całość tego zgrupowania skałek ale za nic nie znalazłem tej z "oknem". Nie wiem, może za blisko szedłem i w górę okna nie było widać? bo tuż pod nimi a z Twoich zdjeć widzę, że trochę z dalsza są, ...albo jednak nie doszedłem...
Jeśli chodzi o dojazd w Jurę, mamy go dość wygodny dzięki pociągom KŚ, które jeżdżą średnio co godzinę na trasie Gliwice - Częstochowa i zazwyczaj prowadzą wagony dla rowerów.
Ale się okazało, że część pociągów kursuje codziennie, w tym również w niedziele za wyjątkiem długiego weekendu majowego. W każdym razie pociągi z Zawiercia do Gliwic były nie jak co dzień co godzinę, ale co dwie godziny.
Nie wiem kto z genialnych kolejarzy wpadł na taki pomysł aby akurat wtedy część pociągów wycofać.
Do stacji mam 3 km, akurat 20 min. łącznie z kupieniem biletu, a wysiadając na każdej ze stacji od Łaz aż do Poraja można już od razu wyruszyć na ciekawą wycieczkę.
Ale się okazało, że część pociągów kursuje codziennie, w tym również w niedziele za wyjątkiem długiego weekendu majowego. W każdym razie pociągi z Zawiercia do Gliwic były nie jak co dzień co godzinę, ale co dwie godziny.
Nie wiem kto z genialnych kolejarzy wpadł na taki pomysł aby akurat wtedy część pociągów wycofać.
Do stacji mam 3 km, akurat 20 min. łącznie z kupieniem biletu, a wysiadając na każdej ze stacji od Łaz aż do Poraja można już od razu wyruszyć na ciekawą wycieczkę.
Ostatnio zmieniony 2014-05-05, 12:11 przez Basia Z., łącznie zmieniany 1 raz.
Basia Z. pisze:Przed samym Zawierciem, na ostrym zjeździe zaliczyłam pierwszą w tym roku glebę.
Przyczyną jest z pewnością moje niedostosowanie się do właściwości nowego roweru, który ma znacznie lepsze hamulce ale gorsze i węższe opony od poprzedniego (tzn. opony nie są gorsze, ale są raczej dostosowane do jazdy szosowej a nie terenowej). Na zjeździe w dół, na ostrym zakręcie przy hamowaniu "uciekło" mi w bok tylne koło i wyleciałam w tył jak z procy, na szczęście bez kontaktu z rowerem i usiadłam na ziemi całym impetem.
Potem byłam już ostrożniejsza.
Bywaja gorsze gleby... Ja najgorzej wspominam taka gdzie wjechalam w kaluze, glebsza i bardziej blotnista niz mi sie wydawalo. Przednie kolo zablokowalo sie w blocie a ja przelecialam przez kierownice prosto geba w kaluze, rowniez ryjac nia blotniste dno. I majac jednoczesnie swiadomosc ze jakbym sie zabila to tam by mnie chyba znaleziono po miesiacu bo sciezka mimo ze jakies 20 km od Oławy to raczej malo uzywana... Na szczescie woda i bloto zlagodzilo upadek ale musialam wracac do domu ociekajac woda i ogolnie wygladajac jak jakies nieboskie stworzenie
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
TNT'omek pisze:buba pisze:jak jakies nieboskie stworzenie
błotniste stworzenie - buba wodorostowa
wersja wodorostowa bywa calkiem do zaakceptowania
ale po owej kaluzy buby prezentowaly sie znacznie gorzej
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
- TataOjciec
- Posty: 353
- Rejestracja: 2013-09-17, 14:26
- Lokalizacja: Z Blokowiska
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości