Takie ciekawostki ze świata.
fakt posiadania wyższego wykształcenia znaczy teraz dokładnie tyle co NIC (często mam wrażenie, że niejeden facet po zawodówce jest inteligentniejszy niż połowa wyższych), dzisiejsza matura to banał w porównaniu z tą, którą jeszcze ja zdawałem, a program, choćby w liceum, przynajmniej w niektórych przedmiotach, jest żałośnie spłycony. No i kiedyś od uczniów wymagano przede wszystkim myślenia, a nie rozwiązywania testów i wpasowywania się w szablon.
Więc pozostanę przy swoim zdaniu, że każdy kolejny rocznik absolwentów jest na coraz niższym poziomie (delikatnie mówiąc). Ty możesz oczywiście wierzyć forsalowi i profesorkowi , który z uporem maniaka nie chce zauważyć, że nagły wzrost studiujących w Polsce jest związany głównie z wysypem prywatnych szkół i szkółek, gdzie poziom nauczania bywa ŻENUJĄCY, a głównym kryterium jest opłacenie czesnego. Również uczelnie wyższe państwowe, może poza tymi najbardziej prestiżowymi kierunkami, stają na głowie aby zwerbować studentów (czyli pieniądze jakie za tym przyjdą z ministerstwa) - a więc przyjmuje się niemal jak leci... patrzyłem ostatnio na listy przyjętych na opolskiej polibudzie - 3/4 z nich pod koniec lat 90. w ogóle nie miało szans się znaleźć z taką średnią...
Ale przecież polityk i wiceminister nie może się przyznać: "tak, system edukacji, który współtworzyliśmy, jest porażką"
Więc pozostanę przy swoim zdaniu, że każdy kolejny rocznik absolwentów jest na coraz niższym poziomie (delikatnie mówiąc). Ty możesz oczywiście wierzyć forsalowi i profesorkowi , który z uporem maniaka nie chce zauważyć, że nagły wzrost studiujących w Polsce jest związany głównie z wysypem prywatnych szkół i szkółek, gdzie poziom nauczania bywa ŻENUJĄCY, a głównym kryterium jest opłacenie czesnego. Również uczelnie wyższe państwowe, może poza tymi najbardziej prestiżowymi kierunkami, stają na głowie aby zwerbować studentów (czyli pieniądze jakie za tym przyjdą z ministerstwa) - a więc przyjmuje się niemal jak leci... patrzyłem ostatnio na listy przyjętych na opolskiej polibudzie - 3/4 z nich pod koniec lat 90. w ogóle nie miało szans się znaleźć z taką średnią...
Ale przecież polityk i wiceminister nie może się przyznać: "tak, system edukacji, który współtworzyliśmy, jest porażką"
Ostatnio zmieniony 2015-04-14, 14:19 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Pudelku, ale rzeczywistość jest płynna i ciągle się zmienia:) Polska, jako wolny kraj, ma krótki staż, wciąż uczy się na własnych błędach i je systematycznie poprawia.
Żadne z państw wysoko rozwiniętych nie było od razu gigantem.
No ale mam coś specjalnie dla Ciebie, powinno Cie to ucieszyć:)
http://tvn24bis.pl/z-kraju,74/studia-sa ... 33147.html
Żadne z państw wysoko rozwiniętych nie było od razu gigantem.
No ale mam coś specjalnie dla Ciebie, powinno Cie to ucieszyć:)
http://tvn24bis.pl/z-kraju,74/studia-sa ... 33147.html
bluejeans pisze:Polska, jako wolny kraj, ma krótki staż, wciąż uczy się na własnych błędach i je systematycznie poprawia.
akurat w przypadku edukacji jest moim zdaniem coraz gorzej, a nie poprawa. Rozmontowano system, który działał lepiej niż dziś, biorąc m.in. ślepo wzorce z zagranicy, nie patrząc co się tam sprawdziło a co nie. Tutaj jest jak ze służbą zdrowia - co "reforma" to jeszcze bardziej źle.
bluejeans pisze:Żadne z państw wysoko rozwiniętych nie było od razu gigantem.
Polska nie jest krajem wysoko rozwiniętym, chyba, że masz na myśli poziom religijności i zabobonów
bluejeans pisze:No ale mam coś specjalnie dla Ciebie, powinno Cie to ucieszyć:)
ludzie zrozumieli, że na kasie w markecie można pracować i bez dyplomu
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Pudelek pisze:dzisiejsza matura to banał w porównaniu z tą, którą jeszcze ja zdawałem, a program, choćby w liceum, przynajmniej w niektórych przedmiotach, jest żałośnie spłycony. No i kiedyś od uczniów wymagano przede wszystkim myślenia, a nie rozwiązywania testów i wpasowywania się w szablon.
Pudelku, ze wszystkim się całkowicie zgadzam (akurat ze swojego doświadczenia mam na tapecie mature z matmy I poziom tejże w szkole średniej 10 lat temu I dziś), natomiast nie mogę się zgodzić z tym, że "za naszych czasów" szkoła uczyła myślenia. Zawsze było to durne klepanie zadań "pociąg wyjeżdża z miejscowości A, a drugi pociąg z miejscowości B", ewentualnie kucie na blachę punkcików "przyczyny, przebieg I skutki wybuchu II wojny światowej". Dopóki schemat lekcji jest taki, że profesor pitoli, dyktuje, a za 2 dni odpytuje I tak w kółko, to szału nie będzie.
W mieście możesz kogoś znać dziesięć lat i go nie poznać. W górach znasz go na wylot po paru tygodniach.
w podstawówce to faktycznie często było na początku kłucie na blachę, ale już w liceum specjalizowały się w tym zwłaszcza niektóre dziewczyny i na tym zazwyczaj słabo wychodziły: wystarczyło jedno pytanie belfra "a jak sądzisz, a jak twoim zdaniem" i już cały wykuty schemat szedł się pieprzyć i dobra ocena również
Podobnie zresztą było na polskim czy WOS-ie - wykuć to można było wiersz, ale już przy pisaniu wypracować, dyskusjach na temat lektur, wierszy, systemów politycznych to pamięciówka niewiele dawała...
Porównując poziom dyskusji jaki się wtedy prowadziło z rówieśnikami z tym, co wygadują teraz ludzie w tym wieku, często wydaje mi się, że albo to jakaś inna planeta albo wszczepiono im wszystkim czipy z idiotyzmem Masa nastolatków czy ludzie w okolicach 20-tki nie potrafi skonstruować nawet jednego poprawnego zdania w języku polskim , to jakby jakieś uczłowieczone goryle przemawiały - oczywiście trudno za to akurat obwiniać szkołę, skoro w prawdziwym-internetowym życiu tego nikt od nich nie wymaga
Podobnie zresztą było na polskim czy WOS-ie - wykuć to można było wiersz, ale już przy pisaniu wypracować, dyskusjach na temat lektur, wierszy, systemów politycznych to pamięciówka niewiele dawała...
Porównując poziom dyskusji jaki się wtedy prowadziło z rówieśnikami z tym, co wygadują teraz ludzie w tym wieku, często wydaje mi się, że albo to jakaś inna planeta albo wszczepiono im wszystkim czipy z idiotyzmem Masa nastolatków czy ludzie w okolicach 20-tki nie potrafi skonstruować nawet jednego poprawnego zdania w języku polskim , to jakby jakieś uczłowieczone goryle przemawiały - oczywiście trudno za to akurat obwiniać szkołę, skoro w prawdziwym-internetowym życiu tego nikt od nich nie wymaga
Ostatnio zmieniony 2015-04-14, 15:02 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Właśnie wydaje mi się, że to w dużej mierze kwestia uproszczeń - czyta się fragment lektur zamiast całości, z matmy też raczej "liże się" tematy niż rozbraja na dziesiątą stronę. Do tego internetowy język skrótów, braku interpunkcji czy polskich znaków.
W mieście możesz kogoś znać dziesięć lat i go nie poznać. W górach znasz go na wylot po paru tygodniach.
A mi się wydaje, że ludzie głupi byli zawsze, tylko teraz bardziej ich widać.
A poziomu studiów nie ma nawet co porównywać. Kiedy ja studiowałam w latach 70 XX w. to studiowało około 15 % populacji. Inni szli do techników, do zawodówek i zdobywali niezłe i dające pieniądze zawody. Ale za to na studiach było z kim i o czym pogadać - na każdy temat.
A część osób, która miała najwięcej samozaparcia zaczynając od zawodówki tez w końcu dochodziła do studiów, tylko po dłuższej nauce (sama znam parę takich niegłupich osób, które miały ciężką sytuację domową i nie stać ich było na studia dzienne).
Teraz studiuje bodajże 80 % ludzi - to jak to w ogóle porównać ?
A poziomu studiów nie ma nawet co porównywać. Kiedy ja studiowałam w latach 70 XX w. to studiowało około 15 % populacji. Inni szli do techników, do zawodówek i zdobywali niezłe i dające pieniądze zawody. Ale za to na studiach było z kim i o czym pogadać - na każdy temat.
A część osób, która miała najwięcej samozaparcia zaczynając od zawodówki tez w końcu dochodziła do studiów, tylko po dłuższej nauce (sama znam parę takich niegłupich osób, które miały ciężką sytuację domową i nie stać ich było na studia dzienne).
Teraz studiuje bodajże 80 % ludzi - to jak to w ogóle porównać ?
Ostatnio zmieniony 2015-04-14, 15:29 przez Basia Z., łącznie zmieniany 1 raz.
Wykładowcy na uczelniach są bardzo różni. Wg. mnie wszystko zależy od motywacji, celu, jaki mieli ubiegając się o posadę wykładowcy. Jeśli czyimś celem było tylko zdobyć pracę, która daje mu prestiż i na tym koniec, to będzie wpadał do pracy i odliczał godziny. Jeśli czyimś celem było rozwijać się i dzielić się wiedzą z innymi (tak w największym skrócie), to dołoży wszelkich starań, żeby jego uczniowie po każdym wykładzie wychodzili bogatsi o wiedzę i mądrość (bo to dwie różne rzeczy).
I to nie jest kwestia wieku wykładowcy i czasów, w których się szkolił, tylko jak wspomniałam, jego indywidualnego podejścia do nauczania. Nie należy wszystkich wykładowców traktować jedną miarą, bo to rzecz indywidualna.
Jednej rzeczy nie do końca rozumiem - skąd przekonanie, że szkoła (czyli wykładowcy), muszą nam wszystko podać pod nos na talerzu. Jeśli komuś zależy na dobrej edukacji, niech sięga po nią sam, ma takie możliwości. Z tego, co mi wiadomo, wykładowca daje tylko wskazówki, gdzie i czego szukać, reszta w rękach ucznia.
Druga strona medalu jest taka, że niektórzy wykładowcy (z tej grupy, która wiedzę pragnie krzewić i nie odbębnia wykładów), na głowie staje, by uczniów zainteresować przedmiotem, który wykłada, próbuje zmusić do myślenia, zachęcić do dialogu - bez skutku. Studenci nawet nie kryją tego, że szkoda im czasu na "niepotrzebne dywagacje", chcą krótko, zwięźle i na temat, a najlepiej, żeby wszystko było podyktowane do "zeszytu" i żeby na egzaminie było tylko z tego, co zapisane.
To nie ma nic wspólnego z edukacją, a właśnie na to nalegają sami studenci i uczniowie.
Nie można o wszystko obwiniać wykładowców, nauczycieli, profesorów, czy nawet systemu.
Mówiąc szczerze (tak bez znieczulenia), zwykle osoby, które uważają, że za ich czasów edukacja była na wyższym poziomie, a teraz, to nie mogą ci świetnie wykształceni ludzie nawet pogadać, bo nie ma z kim, te właśnie osoby wg. mnie również mają problem z poprawnym skleceniem zdania po polsku, a jeśli chodzi o poziom dyskusji i dobór tematów, to naprawdę nie widzę żadnej różnicy pomiędzy wykształconymi kiedyś a teraz.
Nie zauważyłam też zwłaszcza, żeby ktokolwiek (poza naprawdę nielicznymi wyjątkami, ale i to w ramach pewnych granic) lubił tematy wymagające myślenia czy rozbudowanej dyskusji, więc naprawdę nie wiem, na czym opieracie to przekonanie, że wykształceni kiedyś są wykształceni lepiej od tych, co się kształcą współcześnie.
I to nie jest kwestia wieku wykładowcy i czasów, w których się szkolił, tylko jak wspomniałam, jego indywidualnego podejścia do nauczania. Nie należy wszystkich wykładowców traktować jedną miarą, bo to rzecz indywidualna.
Jednej rzeczy nie do końca rozumiem - skąd przekonanie, że szkoła (czyli wykładowcy), muszą nam wszystko podać pod nos na talerzu. Jeśli komuś zależy na dobrej edukacji, niech sięga po nią sam, ma takie możliwości. Z tego, co mi wiadomo, wykładowca daje tylko wskazówki, gdzie i czego szukać, reszta w rękach ucznia.
Druga strona medalu jest taka, że niektórzy wykładowcy (z tej grupy, która wiedzę pragnie krzewić i nie odbębnia wykładów), na głowie staje, by uczniów zainteresować przedmiotem, który wykłada, próbuje zmusić do myślenia, zachęcić do dialogu - bez skutku. Studenci nawet nie kryją tego, że szkoda im czasu na "niepotrzebne dywagacje", chcą krótko, zwięźle i na temat, a najlepiej, żeby wszystko było podyktowane do "zeszytu" i żeby na egzaminie było tylko z tego, co zapisane.
To nie ma nic wspólnego z edukacją, a właśnie na to nalegają sami studenci i uczniowie.
Nie można o wszystko obwiniać wykładowców, nauczycieli, profesorów, czy nawet systemu.
Mówiąc szczerze (tak bez znieczulenia), zwykle osoby, które uważają, że za ich czasów edukacja była na wyższym poziomie, a teraz, to nie mogą ci świetnie wykształceni ludzie nawet pogadać, bo nie ma z kim, te właśnie osoby wg. mnie również mają problem z poprawnym skleceniem zdania po polsku, a jeśli chodzi o poziom dyskusji i dobór tematów, to naprawdę nie widzę żadnej różnicy pomiędzy wykształconymi kiedyś a teraz.
Nie zauważyłam też zwłaszcza, żeby ktokolwiek (poza naprawdę nielicznymi wyjątkami, ale i to w ramach pewnych granic) lubił tematy wymagające myślenia czy rozbudowanej dyskusji, więc naprawdę nie wiem, na czym opieracie to przekonanie, że wykształceni kiedyś są wykształceni lepiej od tych, co się kształcą współcześnie.
Nie Pudelku, nie wspomniałam nic o Polsce. Napisałam tylko, że żadne z państw wysoko rozwiniętych nie od razu było gigantem. Jak wyżej.Pudelek pisze:bluejeans pisze:Żadne z państw wysoko rozwiniętych nie było od razu gigantem.
Polska nie jest krajem wysoko rozwiniętym, chyba, że masz na myśli poziom religijności i zabobonów
Ostatnio zmieniony 2015-04-14, 15:38 przez bluejeans, łącznie zmieniany 1 raz.
Basia Z. pisze:A mi się wydaje, że ludzie głupi byli zawsze, tylko teraz bardziej ich widać.
Ewentualnie jest ich więcej.. Ale tak - na pewno byli zawsze.
Pudelek pisze:to, jak widać po naszym forum, dotyczy nie tylko dzisiejszych uczniów
Ta sama myśl towarzyszyła mi w trakcie pisania tego zdania
Ostatnio zmieniony 2015-04-14, 15:40 przez bton1, łącznie zmieniany 1 raz.
W mieście możesz kogoś znać dziesięć lat i go nie poznać. W górach znasz go na wylot po paru tygodniach.
bluejeans pisze:Jednej rzeczy nie do końca rozumiem - skąd przekonanie, że szkoła (czyli wykładowcy), muszą nam wszystko podać pod nos na talerzu. Jeśli komuś zależy na dobrej edukacji, niech sięga po nią sam, ma takie możliwości. Z tego, co mi wiadomo, wykładowca daje tylko wskazówki, gdzie i czego szukać, reszta w rękach ucznia.
U kogo widzisz takie przekonanie? Właśnie w tym rzecz, że takie przekazywanie "wiedzy" jest całkowicie bez sensu, bo tylko rozleniwia zamiast pobudzać. A właśnie większość wykładowców tak konstruuje swoje zajęcia.
bluejeans pisze:Studenci nawet nie kryją tego, że szkoda im czasu na "niepotrzebne dywagacje", chcą krótko, zwięźle i na temat, a najlepiej, żeby wszystko było podyktowane do "zeszytu" i żeby na egzaminie było tylko z tego, co zapisane.
To nie ma nic wspólnego z edukacją, a właśnie na to nalegają sami studenci i uczniowie.
Przepraszam, ale.. uczniowie I studenci nie mają tu akurat nic do gadania. I nie wiem na kogo naciskają, nalegają itd.? Na wykładowców? W życiu nie widziałem, nie słyszałem, nie uczestniczyłem. Najprościej jest skonstruować "klasyczny" wykład, czyli ileś tam stron/slajdów I go przeczytać/przepisać na zajęciach. Druga strona się nie buntuje, bo po co I jak niby ma to zrobić? No I tak się kółko zamyka.
W mieście możesz kogoś znać dziesięć lat i go nie poznać. W górach znasz go na wylot po paru tygodniach.
bluejeans pisze:więc naprawdę nie wiem, na czym opieracie to przekonanie, że wykształceni kiedyś są wykształceni lepiej od tych, co się kształcą współcześnie.
na tym co obserwuję dookoła (a ja, w przeciwieństwie do Ciebie, bardziej ufam swemu oku i szkiełku, niż bajdurzeniu byłego wicepremiera i tego co napiszę między slajdami ), oraz opiniach tych osób z mojej rodziny/znajomych którzy pracują w edukacji (od podstawówki, przez gimnazja, szkoły średnie, na wyższych - państwowych i nie - kończąc). Zapewne znajdą się nauczyciele i wykładowcy, którzy stwierdzą, że dzisiejsi uczniowie są bardziej inteligentni, choć ja osobiście jeszcze takich nie spotkałem.
Basia Z. pisze:Teraz studiuje bodajże 80 % ludzi - to jak to w ogóle porównać ?
niektórzy, jak widać, to porównują, bo dla nich więcej osób studiujących świadczy o wyższym poziomie inteligencji społeczeństwa.
To tak jak niektórzy twierdzą, że na polskich drogach jest coraz niebezpieczniej, bo wystawiają coraz więcej mandatów, a polskie społeczeństwo coraz mniej pije, bo coraz mniej wpływów z wódy jest
Na tych uczelniach, z którymi mam bezpośrednio do czynienia, jest dokładnie odwrotnie. Większość wykładowców stara się zmusić uczniów do myślenia i nie robi tego po najmniejszej linii oporu.bton1 pisze:Właśnie w tym rzecz, że takie przekazywanie "wiedzy" jest całkowicie bez sensu, bo tylko rozleniwia zamiast pobudzać. A właśnie większość wykładowców tak konstruuje swoje zajęcia.
Pani profesor Łabno, konstytucjonalista z UŚ, bardzo często mówi, sugeruje, namawia, by studenci wzięli sprawy w swoje ręce, bo tylko oni właśnie mają narzędzia, by coś zmienić.bton1 pisze:Przepraszam, ale.. uczniowie I studenci nie mają tu akurat nic do gadania.
Skoro mówi to konstytucjonalista, to zapewne wie, o czym mówi. Czy się komuś chce coś zmieniać, to już kwestia zupełnie inna.
Generalnie nie podoba mi się, kiedy traktuje się wszystkich (czy to studentów, uczniów, czy wykładowców) jedną miarą. Jedni się starają i odnoszą sukces (czy to nauczając, czy to ucząc się) inni mają wszystko gdzieś. To kwestia indywidualna.
Ważne w tym wszystkim jest też to, czego współczesność wymaga, oczekuje od współczesnych ludzi. Najprawdopodobniej taki system edukacji spełnia te wymagania.
Czasy się zmieniły. To nie koniec - nadal będą się zmieniać. Taka kolej rzeczy.
Pudelek pisze:na tym co obserwuję dookoła (a ja, w przeciwieństwie do Ciebie, bardziej ufam swemu oku i szkiełku, niż bajdurzeniu byłego wicepremiera i tego co napiszę między slajdami
bluejeans pisze:zwykle osoby, które uważają, że za ich czasów edukacja była na wyższym poziomie, a teraz, to nie mogą ci świetnie wykształceni ludzie nawet pogadać, bo nie ma z kim, te właśnie osoby wg. mnie również mają problem z poprawnym skleceniem zdania po polsku, a jeśli chodzi o poziom dyskusji i dobór tematów, to naprawdę nie widzę żadnej różnicy pomiędzy wykształconymi kiedyś a teraz.
Nie zauważyłam też zwłaszcza, żeby ktokolwiek (poza naprawdę nielicznymi wyjątkami, ale i to w ramach pewnych granic) lubił tematy wymagające myślenia czy rozbudowanej dyskusji, więc naprawdę nie wiem, na czym opieracie to przekonanie, że wykształceni kiedyś są wykształceni lepiej od tych, co się kształcą współcześnie.
Czyli to, co napisałam, to nie moje obserwacje, tylko "bajdurzenie byłego wiceministra"?
Mam w ogóle jakieś własne obserwacje Twoim zdaniem?
Ostatnio zmieniony 2015-04-14, 16:12 przez bluejeans, łącznie zmieniany 1 raz.
Bzdura: Na „trójkę” wystarczyło poprawnie rozwiązać jedno, a więc do zdania matury wystarczała znajomość 20 proc. materiału egzaminacyjnego, który był w dodatku standardowy i sztampowy.
Zadania poziomem były porównywalne do obecnej matury rozszerzonej, przy czym obecnie nie obejmuje ona od kilku lat rachunku różniczkowego (całki, pochodne, a może i innych rzeczy, bo ostatnio nie śledzę matur). Obecna matura uproszczona z matematyki swym poziomem jest porównywalna do matematyki ze szkoły podstawowej lat 80-tych, jej zdanie (30%) umożliwia metoda "chybił-trafił". Reasumując: obecny maturzysta w przedmiocie matematyki może posiadać jedynie 10% wiedzy matematycznej rówieśnika z lat 80-tych.
A już powalający tekst na zakończenie artykułu: natomiast do zdania egzaminu potrzebna jest zaliczenie 30 proc. materiału. Mi się wydaje, że nawet tabliczka mnożenia może być zbędna ;(
Zadania poziomem były porównywalne do obecnej matury rozszerzonej, przy czym obecnie nie obejmuje ona od kilku lat rachunku różniczkowego (całki, pochodne, a może i innych rzeczy, bo ostatnio nie śledzę matur). Obecna matura uproszczona z matematyki swym poziomem jest porównywalna do matematyki ze szkoły podstawowej lat 80-tych, jej zdanie (30%) umożliwia metoda "chybił-trafił". Reasumując: obecny maturzysta w przedmiocie matematyki może posiadać jedynie 10% wiedzy matematycznej rówieśnika z lat 80-tych.
A już powalający tekst na zakończenie artykułu: natomiast do zdania egzaminu potrzebna jest zaliczenie 30 proc. materiału. Mi się wydaje, że nawet tabliczka mnożenia może być zbędna ;(
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 56 gości