Po dramatycznie brzydkim ostatnim weekendzie ten był wielką niewiadomą. Obserwowałem prognozy, które zmieniały się 2x dziennie, w końcu postanowiłem, że o tym co robić będę decydował w danym dniu rano.
I w niedzielę pojechaliśmy na Jurę w okolice Jerzmanowic.
Robi się coraz bardziej zielono
Motylki zaczynają buszować w kwiatach.
A Junior wskoczył na drzewo i Tobi się już nie zmieścił.
Wchodzimy w skałkowe rejony - jedna se skrajnych skałek Grodziska.
To jest widok z boku. Zastanawiałem sie jakby to było stanąć na tej najwyższej skałce nad krawędzią i spojrzeć w dół.
Wyglądało by to tak.
Muszę pochwalić psiaki. Łażą po skałach jak kozice.
Tą skałkę postanowiłem zdobyć bez psów. Nawet aparat schowałem do plecaka, bo potrzebowałem dwóch rąk. Kiedy byłem na szczycie objawił się Tobi. Chwilę później Junior. Byłem w lekkim szoku. W dole można dojrzeć Ukochaną czekającą na nasz powrót.
Kończę kwitnącą czereśnią.
Opalenizna utrwalona, jesteśmy już przygotowani na majowe słońce