Pienińsko-beskidzka trzydniówka
Pienińsko-beskidzka trzydniówka
To w zasadzie była wycieczka mojej czwartej klasy.Program autorski wychowawczyni . I trochę nerwów, jak z pogodą, bo prognozy były różne, trochę kombinacji, jak to wymyślić,żeby było fajnie, miło, atrakcyjnie i żeby mi się dzieciaki do gór nie zniechęciły.
Do Jaworek przyjeżdżamy chwilę po dziesiątej. Pogoda taka sobie, ale bez deszczu. Szybkie rozpakowywanie bagaży, przebieranie się i busik zawozi nas do Szczawnicy. A stamtąd żółtym szlakiem wiadomo gdzie
Najpierw więc Bryjarka i moje niekończące się opowieści o szczytach Beskidu Sądeckiego i o tym skąd na Bryjarce wziął się krzyż. Później powrót na szlak i dalej w górę aż do wiadomego schroniska.
Gospodarz wita nas bardzo miło. kupujemy odznaki , dzieciaki zamawiają lody. robimy sobie dłuższy postój. Z coraz większym niepokojem jednak spoglądam na niebo, bo zaczynają nadciągać coraz ciemniejsze chmury. Wracamy do Szczawnicy, a po drodze chmury rozłażą się i wychodzi słoneczko.
Zatrzymujemy się na Placu Dietla, odwiedzamy pijalnię i robimy sobie dłuższy spacerek Drogą Pienińską. Na koniec rekreacja w parku, a potem busik zawozi nas do Jaworek. Po obiadokolacji dzieciaki odpoczywają w pokojach, a ja zostawiam koleżankę na posterunku, a sama idę na spacer do Czarnej Wody. A tam cichutko, milutko i takie widoki:
Nadchodząca burza przegania mnie jednak z tego uroczego miejsca, więc wracam do mojej dość krzykliwej piętnastki, która jednak na szczęście szybko zasypia. I tak całkiem przyjemnie mija nam pierwszy dzień wycieczki.
Do Jaworek przyjeżdżamy chwilę po dziesiątej. Pogoda taka sobie, ale bez deszczu. Szybkie rozpakowywanie bagaży, przebieranie się i busik zawozi nas do Szczawnicy. A stamtąd żółtym szlakiem wiadomo gdzie
Najpierw więc Bryjarka i moje niekończące się opowieści o szczytach Beskidu Sądeckiego i o tym skąd na Bryjarce wziął się krzyż. Później powrót na szlak i dalej w górę aż do wiadomego schroniska.
Gospodarz wita nas bardzo miło. kupujemy odznaki , dzieciaki zamawiają lody. robimy sobie dłuższy postój. Z coraz większym niepokojem jednak spoglądam na niebo, bo zaczynają nadciągać coraz ciemniejsze chmury. Wracamy do Szczawnicy, a po drodze chmury rozłażą się i wychodzi słoneczko.
Zatrzymujemy się na Placu Dietla, odwiedzamy pijalnię i robimy sobie dłuższy spacerek Drogą Pienińską. Na koniec rekreacja w parku, a potem busik zawozi nas do Jaworek. Po obiadokolacji dzieciaki odpoczywają w pokojach, a ja zostawiam koleżankę na posterunku, a sama idę na spacer do Czarnej Wody. A tam cichutko, milutko i takie widoki:
Nadchodząca burza przegania mnie jednak z tego uroczego miejsca, więc wracam do mojej dość krzykliwej piętnastki, która jednak na szczęście szybko zasypia. I tak całkiem przyjemnie mija nam pierwszy dzień wycieczki.
Można jednak łączyć pracę z turystyką Jak przystało na prawdziwego turystę, kiedyś w Wąwozie Kamieńczyka i na Szrenicy byłem w garniturze, tylko inni dziwnie patrzyli na mnie
Ogólnie lubię burze, ozon w powietrzu, porywiste podmuchy wiatru (z reguły przed burzą), pobiec boso po deszczowej łące (pioruna piorun nie trafi). Bacówka, której nazwy również nie wymienię (czyta to również zakamuflowana opcja niemiecka), to jeden z milszych obiektów niekoniecznie nastawionych na komercję, by łupić tych ze Ślůnska
Mam nadzieję, że nie odpuściłaś dzieciom Szerokiego Wierchu i Sokolicy...
Jest inna wersja? Wydaje mi się, że wwieziono żelastwo i je zmontowanoMajka pisze:skąd na Bryjarce wziął się krzyż
Ogólnie lubię burze, ozon w powietrzu, porywiste podmuchy wiatru (z reguły przed burzą), pobiec boso po deszczowej łące (pioruna piorun nie trafi). Bacówka, której nazwy również nie wymienię (czyta to również zakamuflowana opcja niemiecka), to jeden z milszych obiektów niekoniecznie nastawionych na komercję, by łupić tych ze Ślůnska
Mam nadzieję, że nie odpuściłaś dzieciom Szerokiego Wierchu i Sokolicy...
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Oj tam jest cała historia. Najpierw był drewniany, trza było opowiedzieć od kiedy jest żelastwo, kto go wykonał, że nocą świeci Takie tam bajery.
Burzy nie lubię , boję się, tym bardziej gdy mam dzieci pod opieką.
Gdybym chciała dzieciom pokazać najważniejsze atrakcje górskie okolicy, to nie trzy dni, ale co najmniej siedem musiałabym na to mieć. Wybrałam to, co wydawało mi się łatwo dostępne, widokowe, atrakcyjne. Wrzucę ciąg dalszy w wolnej chwili.
Burzy nie lubię , boję się, tym bardziej gdy mam dzieci pod opieką.
Gdybym chciała dzieciom pokazać najważniejsze atrakcje górskie okolicy, to nie trzy dni, ale co najmniej siedem musiałabym na to mieć. Wybrałam to, co wydawało mi się łatwo dostępne, widokowe, atrakcyjne. Wrzucę ciąg dalszy w wolnej chwili.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
DZIEŃ DRUGI wita nas piękną słoneczną pogodą. Zaraz po śniadaniu jedziemy busikiem do Szlachtowej, gdzie koło Karczmy Szlachtowskiej czeka już na nas młoda i sympatyczna pani przewodnik. Idziemy wolno żółtym szlakiem. Po drodze przewodniczka opowiada historię Szlachtowej i żyjących na tych terenach Łemków. Odpoczywamy na polankach, robimy fotki. Czas płynie bardzo leniwie.
W niecałe dwie godziny od momentu wyjścia ze Szlachtowej "zdobywamy" Wysoki Wierch. Dzieciaki zachwycone. Przewodniczka opisuje im całą panoramę widoczną ze szczytu.
Niestety, Tatry zasłonięte w dość znacznym stopniu chmurami.
Schodzimy do schroniska młodzieżowego "Pod Durbaszką", a tam bardzo długi relaks i oczywiście lody muszą być.
Później w dół drogą do Jaworek.
Przy parkingu znowu dłuższa przerwa , głównie na zakup "pamiątek". Efekt owych zakupów jest taki,że wieczorem mój pokój wypełnia się dość szczególnymi przedmiotami , są to ciupagi, maczugi, miecze i diabli wiedzą , co jeszcze. Ze względu na bezpieczeństwo "pamiątki z gór" oddawane są dopiero po przyjeździe z wycieczki i to w obecności rodziców.
Ruszamy znowu w górę , tym razem do Homola, a tam tłumy. Mijają nas liczne wycieczki szkolne.Nie mniej jednak wąwóz robi na dzieciakach duże wrażenie. Udaje nam sie nawet spotkać Janosika.
Przybieram ochoty, aby wycieczkę pociągnąć nieco dalej czyli do Polany Bukowinki , choć tego w planach nie było. Na niebie jednak zaczyna pojawiać się coraz więcej niepokojąco ciemnych chmur. Nie ryzykujemy więc, schodzimy przez Homole, żegnamy się z przewodniczką i wracamy do ośrodka. Jest po godzinie siedemnastej i ledwie drzwi się za nami zamykają, zaczyna grzmieć i padać.Burza dość szybko odchodzi, ale deszcz nie odpuszcza. Zamiast planowanego ogniska gospodarze ośrodka przygotowują nam w świetlicy biesiadę w góralskim stylu. Są potrawy z grilla, owoce, słodycze, jest góralska muzyka i są tańce. Zabawa na całego kończy się w granicach dziesiątej wieczór. zmęczenie daje o sobie znać, z ciszą nocną nie ma najmniejszych problemów.W nocy długo stoję przy oknie. A deszcz ciągle pada...
W niecałe dwie godziny od momentu wyjścia ze Szlachtowej "zdobywamy" Wysoki Wierch. Dzieciaki zachwycone. Przewodniczka opisuje im całą panoramę widoczną ze szczytu.
Niestety, Tatry zasłonięte w dość znacznym stopniu chmurami.
Schodzimy do schroniska młodzieżowego "Pod Durbaszką", a tam bardzo długi relaks i oczywiście lody muszą być.
Później w dół drogą do Jaworek.
Przy parkingu znowu dłuższa przerwa , głównie na zakup "pamiątek". Efekt owych zakupów jest taki,że wieczorem mój pokój wypełnia się dość szczególnymi przedmiotami , są to ciupagi, maczugi, miecze i diabli wiedzą , co jeszcze. Ze względu na bezpieczeństwo "pamiątki z gór" oddawane są dopiero po przyjeździe z wycieczki i to w obecności rodziców.
Ruszamy znowu w górę , tym razem do Homola, a tam tłumy. Mijają nas liczne wycieczki szkolne.Nie mniej jednak wąwóz robi na dzieciakach duże wrażenie. Udaje nam sie nawet spotkać Janosika.
Przybieram ochoty, aby wycieczkę pociągnąć nieco dalej czyli do Polany Bukowinki , choć tego w planach nie było. Na niebie jednak zaczyna pojawiać się coraz więcej niepokojąco ciemnych chmur. Nie ryzykujemy więc, schodzimy przez Homole, żegnamy się z przewodniczką i wracamy do ośrodka. Jest po godzinie siedemnastej i ledwie drzwi się za nami zamykają, zaczyna grzmieć i padać.Burza dość szybko odchodzi, ale deszcz nie odpuszcza. Zamiast planowanego ogniska gospodarze ośrodka przygotowują nam w świetlicy biesiadę w góralskim stylu. Są potrawy z grilla, owoce, słodycze, jest góralska muzyka i są tańce. Zabawa na całego kończy się w granicach dziesiątej wieczór. zmęczenie daje o sobie znać, z ciszą nocną nie ma najmniejszych problemów.W nocy długo stoję przy oknie. A deszcz ciągle pada...
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Dzieciaki będą miały na pewno wspaniałe wspomnienia, podczas mojego wyjazdu w czerwcu chłopaki (a może raczej panowie) zgadywali która to może być klasa przeważały jednak grupy w wieku gimnazjalnym Ja wycieczkę szkolną-górską miałam tylko jedną - do Zakopanego i zwiedziliśmy Dol. Strążyską Dolinę ku Dziurze, poszliśmy do Morskiego Oka, na Antałówkę.
Bardzo zwracam uwagę na bezpieczeństwo, poza tym przepisy zachowania w środkach transportu są mocno zaostrzone. Nie wolno wstawać, siedzieć bokiem , jeść ani pić, a co dopiero pojedynkować się
Wspomnienia mają. Mówią tylko,że za krótka ta wycieczka. W następnym roku też planujemy góry.
Wspomnienia mają. Mówią tylko,że za krótka ta wycieczka. W następnym roku też planujemy góry.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Ależ można, wystarczy krzywo usiąść i pojedynek na dywaniku z dyrektorem pewny
Za moich czasów należało mieć talon, by kupić cokolwiek poza octemlaynn pisze:Ech za moich czasów jak się nakupiło takie bzdurne gadżety
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Piotrek pisze:Bardzo podobne trasy robiliśmy na wycieczce klasowej w pierwszej klasie technikum. Ciekawe czy wtedy nasza "Pani" też sprawiła by taka zadowoloną relację ...biorąc pod uwagę naszą niesforność
W drugiej liceum byłam na dwudniowej wycieczce w Pieniny. Pamiętam, że wchodziliśmy na Trzy Korony. I całe szczęście, że w tych czasach nie było internetu, bo gdyby wychowawczyni napisała relację, to byłoby co czytać... Przypuszczam, że im starsza młodzież, tym ciekawiej.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 73 gości