Podlaski Przełom Bugu (czyli debiut na GBG)
Wiesio pisze:Dobiegam na punkt widokowy i jak zwykle cieszę oko rozległą panoramą. Drzewa na skarpie coraz wyższe i coraz mniej widać rzekę.
O to chyba tam gdzie jest wiata harcerska! milo kojarzace sie miejsce!
Ostatnio zmieniony 2017-01-13, 22:10 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Czas na wersję wczesno-wiosenną.
Kilka dni przed zimowym wyjazdem z w góry nagle zima puściła. Lekka panika, ale z doświadczenia wiem, że w Tatrach tak ławo nie puszcza. Za to na Podlasiu - wystarczyły dwie wietrzne noce i śnieg zniknął. Oznaczało to tylko jedno - woda musi się gdzieś ujawnić Oczywiście w rzekach. Bug od kilku dni był pod obserwacją i w końcu jego stan ustabilizował się w okolicy 400 cm, a więc powyżej stanu ostrzegawczego. Pozostało więc tylko zaczekać na pierwszy weekend, by ruszyć świtem na wielką wodę.
Jadę stałą, sprawdzoną trasą wzdłuż Krzny przez Kijowiec do Malowej Góry.
Woda jest już niższa, niż jeszcze 3 dni temu, więc swoim leśnym skrótem jadę do Nepli. Po drodze zaglądam na leśną polanką tuż nad samą rzeką. Rozczarowanie to mało - Piła i Siekiera wycięła las nad rzeką. Zostały smętne kikuty. Czar prysł, kolejne ciekawe i ładne miejsce przeszło do historii
Kierunek Neple. Poranny przymrozek skutecznie utwardził drogę, bo inaczej raczej bym tędy nie przejechał, patrząc na stan polnej drogi Wyjeżdżam tuż za wsią i już przecinam most. Tu zawsze Krzna rozlewa się szeroko i tak jest tym razem.
Parkuję za mostem i ruszam do Szwajcarii. Podlaskiej. Delegacja dwóch kotów wita mnie po drodze. Jeden chyba komandos, bo widać, że nikomu z drogi nie schodzi Biały jest lekko nieufny, nie chce dać się pogłaskać, ale biegnie za mną jeszcze przez kilka metrów. Wchodzę w las. Ten póki co nie jest wycięty Tu Krzna podchodzi pod skarpę, ale i tak trudno się zorientować, którędy płynie. Rozlewisko ma z kilometr szerokości. Rower nie wchodziłby w rachubę
Jak zwykle fotografuję kikuty suchych drzew wystające w z wody, potem idę jeszcze wąwozami na skarpę. Tyle razy tu byłem i zawsze się zachwycam tym miejscem.
Teraz powrót do mostu i kilometr dalej zatrzymuję się przy czołgu. Tu znowu obchodzę kilka ulubionych punktów i robię trochę ujęć do dalszej obróbki. Ścieżka przyrodnicza jest pod wodą i nie byłoby szans przejść przez Rezerwat w tych warunkach.
Ruszam do Krzyczewa. To tu znajduje się wodowskaz, który śledzę. Faktycznie wskazuje 400 cm. Widać potęgę żywiołu. Nurt jest bardzo szybki i szarpie zalanymi drzewami, słychać intensywny odgłos płynącej wody. Przechodzę w stronę zalanego łęgu. I kolejne zaskoczenie - faceci z piłami spalinowymi tną stare wierzby na łęgu Świat chyba zwariował.
Wycofuję się pod drewniany kościółek św.Jerzego. Postanawiam wracać przez wieś. Wsiadając do samochodu słyszę odgłosy radosnego trąbienia. Mam różne koncepcje, komu się tak nudzi z rana, ale za chwilę okazuje się, że to pędzi furgon z napisem "Piekarnia" i trąbi na całą wieś. Z domów wychodzą ludzie i odbierają świeżutki chleb prosto z paki. Fajne:) I takie normalne, że aż się uśmiecham
Został mi jeszcze jeden punkt do objechania - Pratulin. Podjeżdżam na koniec wsi za ostatnie zabudowania. Koniec jazdy. Dalej drogę przegradza rozlewisko Bugu No tak, wieś leży kilkanaście metrów od rzeki. Woda podeszła pod domy, droga na łęg zniknęła pod wodą, to samo w kierunku rzeki. Podjeżdżają pogranicznicy na quadzie, ale chyba też rezygnują z dalszej jazdy. Robię obchód tam, gdzie da się dojść, robię kilka zdjęć.
W drodze powrotnej zaglądam jeszcze do Derła. Wieś kompletnie na uboczu nadbużanki, rzędy drewnianych domów, część opustoszałych i chylących się ku upadkowi, ale też sporo odszykowanych na letnie rezydencje przez "miastowych".
Tradycyjnie jadę na koniec wsi, na wzgórze, by po raz kolejny uwiecznić "drogę fotografów". Wygląda na nieprzejezdną.
Na dziś wystarczy. Kończę dzisiejszą wycieczkę. Jeszcze tylko 15 minut jazdy i w domu czeka ciepła kawa
Kilka dni przed zimowym wyjazdem z w góry nagle zima puściła. Lekka panika, ale z doświadczenia wiem, że w Tatrach tak ławo nie puszcza. Za to na Podlasiu - wystarczyły dwie wietrzne noce i śnieg zniknął. Oznaczało to tylko jedno - woda musi się gdzieś ujawnić Oczywiście w rzekach. Bug od kilku dni był pod obserwacją i w końcu jego stan ustabilizował się w okolicy 400 cm, a więc powyżej stanu ostrzegawczego. Pozostało więc tylko zaczekać na pierwszy weekend, by ruszyć świtem na wielką wodę.
Jadę stałą, sprawdzoną trasą wzdłuż Krzny przez Kijowiec do Malowej Góry.
Woda jest już niższa, niż jeszcze 3 dni temu, więc swoim leśnym skrótem jadę do Nepli. Po drodze zaglądam na leśną polanką tuż nad samą rzeką. Rozczarowanie to mało - Piła i Siekiera wycięła las nad rzeką. Zostały smętne kikuty. Czar prysł, kolejne ciekawe i ładne miejsce przeszło do historii
Kierunek Neple. Poranny przymrozek skutecznie utwardził drogę, bo inaczej raczej bym tędy nie przejechał, patrząc na stan polnej drogi Wyjeżdżam tuż za wsią i już przecinam most. Tu zawsze Krzna rozlewa się szeroko i tak jest tym razem.
Parkuję za mostem i ruszam do Szwajcarii. Podlaskiej. Delegacja dwóch kotów wita mnie po drodze. Jeden chyba komandos, bo widać, że nikomu z drogi nie schodzi Biały jest lekko nieufny, nie chce dać się pogłaskać, ale biegnie za mną jeszcze przez kilka metrów. Wchodzę w las. Ten póki co nie jest wycięty Tu Krzna podchodzi pod skarpę, ale i tak trudno się zorientować, którędy płynie. Rozlewisko ma z kilometr szerokości. Rower nie wchodziłby w rachubę
Jak zwykle fotografuję kikuty suchych drzew wystające w z wody, potem idę jeszcze wąwozami na skarpę. Tyle razy tu byłem i zawsze się zachwycam tym miejscem.
Teraz powrót do mostu i kilometr dalej zatrzymuję się przy czołgu. Tu znowu obchodzę kilka ulubionych punktów i robię trochę ujęć do dalszej obróbki. Ścieżka przyrodnicza jest pod wodą i nie byłoby szans przejść przez Rezerwat w tych warunkach.
Ruszam do Krzyczewa. To tu znajduje się wodowskaz, który śledzę. Faktycznie wskazuje 400 cm. Widać potęgę żywiołu. Nurt jest bardzo szybki i szarpie zalanymi drzewami, słychać intensywny odgłos płynącej wody. Przechodzę w stronę zalanego łęgu. I kolejne zaskoczenie - faceci z piłami spalinowymi tną stare wierzby na łęgu Świat chyba zwariował.
Wycofuję się pod drewniany kościółek św.Jerzego. Postanawiam wracać przez wieś. Wsiadając do samochodu słyszę odgłosy radosnego trąbienia. Mam różne koncepcje, komu się tak nudzi z rana, ale za chwilę okazuje się, że to pędzi furgon z napisem "Piekarnia" i trąbi na całą wieś. Z domów wychodzą ludzie i odbierają świeżutki chleb prosto z paki. Fajne:) I takie normalne, że aż się uśmiecham
Został mi jeszcze jeden punkt do objechania - Pratulin. Podjeżdżam na koniec wsi za ostatnie zabudowania. Koniec jazdy. Dalej drogę przegradza rozlewisko Bugu No tak, wieś leży kilkanaście metrów od rzeki. Woda podeszła pod domy, droga na łęg zniknęła pod wodą, to samo w kierunku rzeki. Podjeżdżają pogranicznicy na quadzie, ale chyba też rezygnują z dalszej jazdy. Robię obchód tam, gdzie da się dojść, robię kilka zdjęć.
W drodze powrotnej zaglądam jeszcze do Derła. Wieś kompletnie na uboczu nadbużanki, rzędy drewnianych domów, część opustoszałych i chylących się ku upadkowi, ale też sporo odszykowanych na letnie rezydencje przez "miastowych".
Tradycyjnie jadę na koniec wsi, na wzgórze, by po raz kolejny uwiecznić "drogę fotografów". Wygląda na nieprzejezdną.
Na dziś wystarczy. Kończę dzisiejszą wycieczkę. Jeszcze tylko 15 minut jazdy i w domu czeka ciepła kawa
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości