22.07.2016
Popołudniową porą zaczynam krótkim spacerem do schroniska na Bereśniku. Widoki po drodze ładne, choć Tatry kryją się lekko w chmurach. Zakwaterowanie i zaczynam lekturę (gazety a nie coś innego- do tego o czym zapewne myślicie przejdziemy później), bo coś trzeba robić czekając na resztę ekipy. Dość szybko przychodzi Jan, później dociera Przemek. Zaczynamy wieczorek integracyjny z obżarstwem Bereśnikowym (a kuchnie mają tam zacną). Powoli zapada zmrok. Machamy Nordenowi, który gdzieś tam w chmurach toczy bój z Tatrami. My czekamy na jeszcze 2 osoby (Beatę i Andrzeja). Wiadomości od nich są, ale nie napawają optymizmem: "droga zamknięta - jedziemy objazdem", potem "stoimy w korku". Dochodzi 21 a ich wciąż nie ma - nie tylko w schronisku, ale nawet w Szczawnicy. W końcu gdy robi się już ciemno jest informacja, że ruszyli na szlak. Czekamy, gadamy, zerkamy na zegarek a ich ciągle nie ma. I nie ma, i nie ma ... W końcu gdy miny rzedną nam coraz bardziej - docierają – jest 23.30. Trzeba ich przywitać (odpowiednio) i pogadać, co oznacza że do łóżek trafimy dopiero po 1.30.
23.07.2016
Pomijając Jana, który ruszył na Dzwonkówkę samotnie, reszta towarzystwa zrywa się skoro świt, czyli coś około 9. Na zewnątrz ekipa alkoholowa (która przybyła w piątek i się nie obcyndalała) już walczy z butelkami. Przy śniadaniu zastanawiamy się czy oni są jeszcze czy już napruci. W końcu nadludzkim wysiłkiem opuszczamy Bereśnik. Jest 10.45. Ale czy nam się gdzieś spieszy ? Na trasie pogaduchy, przerwa leżakowa, obżarstwo jagodowe (mniam). Docieramy na Prehybę, gdzie czeka na nas już Jadwiga (czekała na nas tylko krótką chwilę – coś około 4 godzin, ale na nas było warto ) . Okazało się, że ona szybciej dotarła z Katowic niż my z Bereśnika. Trzeba to uczcić – coś jemy i pijemy i … zarządzamy drzemkę. A po niej dołączamy się do nowosądeckiej ekipy do ogniska. Zaczynamy około 19. Trwają rozmowy, kawały i … degustacje. Ognisko gasimy po północy.
24.07.2016
Nie wiem kto na to wpadł, ale zrywamy się jak ranne ptaszki o 8.30 (budzi nas samochodowy alarm – na tej wysokości i w takim miejscu dziwaczne uczucie). Głośno nie wspominam o tych, którzy o tej porze są już w trasie na Radziejową lub zdążyli zejść do Szczawnicy. Całe szczęście śniadanie na tarasie z widokiem rekompensuje straty. Po drodze tradycyjne pogaduchy, warsztaty z literatury (powstaje drugi wiersz), malarstwa (kłania się Chełmoński), obżarstwa (znów jagody) i zbieractwa (grzyby). Kolejna osoba zostawia nas za Wielkim Rogaczem. Na Niemcową zmierza już tylko 3 muszkieterów. Niemcowa wita nas spokojem co oznacza szansę na drzemkę, co skwapliwe część męska wyjazdu wykorzystuje. Wieczorne niebo bajkowe. Rozmowy przeciągają się do poniedziałku. Ustalamy, że jutro nie schodzimy do Rytra ale do Jaworek.
25.07.2016
Tradycja porannego wstawania i śniadaniowania musi być podtrzymana stąd wyjście z Niemcowej następuje już o 11.15. Jak ja to lubię. Wdrapujemy się na Wielkiego Rogacza zastanawiając się kto nam podmienił plecaki, które stały się zaskakująco lekkie. Schodzimy do Jaworek nasłuchując mruczącego nieba. Zdążymy przed burzą i deszczem czy nie ? Niebo się jednak zlitowało i pokropiło dopiero w Szczawnicy do której dostaliśmy się kultowym Autosanem H9. Obiad, zakupy (żeby zyskać równowagę plecakową – z ciekawostek piwo bezglutenowe) i powrót na Śląsk. Fajnie było, ale się skończyło. Powtórka wymagana.
Małe co nieco w lipcowym Beskidzie Sądeckim
- Tępy dyszel
- Posty: 2911
- Rejestracja: 2013-07-07, 16:49
- Lokalizacja: Tychy
Ja właśnie mam podobne zdanie do Tępego. I uwielbiam czasem sobie obejrzeć stare zdjęcia, zwłaszcza te z wycieczek, które uważam za najbardziej udane
W sobotę będę pod Bereśnikiem
W sobotę będę pod Bereśnikiem
Ostatnio zmieniony 2017-01-25, 19:56 przez nes_ska, łącznie zmieniany 1 raz.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 261 gości