Sądecki dwa na dwa.
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Elegancki spacer po Beskidzie Sądeckim. Taka początkowa dupówa ma swoje plusy - przy poprawie pogody człowiek cieszy się jeszcze bardziej, że coś widać A u Was nagroda była na najwyższym poziomie. Rok temu podobnie szliśmy z moim Arkiem, ale w przeciwnym kierunku, miło powspominać, my Beskidem Sądeckim jesteśmy zauroczeni.
Pozdrawia
już nawet nie Klapek tylko Zarobiona Kobieta (ostatnio głównie majster i szofer w jednym)
Pozdrawia
już nawet nie Klapek tylko Zarobiona Kobieta (ostatnio głównie majster i szofer w jednym)
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Majka pisze:zimy nie znoszę i niecierpliwie wiosny oczekuje.
A my zimkę lubimy, zwłaszcza piękną, słoneczną, z nieoczekiwanymi widokami i zjazdami na tyłku gdzie schodzić jak normalny człowiek się nie da
Malgo Klapković pisze:Rok temu podobnie szliśmy z moim Arkiem, ale w przeciwnym kierunku,
No chyba żeście powariowali! Ten kto znakował ten niebieski do szałasów chyba był na solidnym haju.
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
vidraru pisze:A my zimkę lubimy, zwłaszcza piękną, słoneczną, z nieoczekiwanymi widokami
Napiszecie o tym wiersz albo balladę na gitarę i chór ?
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Teraz na topie jest ponownie ( albo zawsze było tylko tego nie zauważałem ) disco - polo. Napisz utwór w stylu disco - sacro - patriotyczne - polo.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
darkheush pisze:To mi wyjdzie "Pierwsza Brygada" w rytmie disco. A tego byś nie chciał
A tam. Należy iść z duchem czasów. Wczoraj z Tow. Prezesem zastanawialiśmy się jakie pieśni będą "przypisane" WOT.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
A ja teraz przedstawię swoją wersję wydarzeń, a żeby nie kopiować fotek, zespamuję tutaj w komentarzu
Moja wersja wydarzeń
Dziennik pokładowy. Dzień pierwszy - 20 stycznia.
Lądowanie w Szczawnicy, za suchy de volaille, i zasuwamy przez Dietla i niezliczone hektary drogi za wodospad Zaskalnik. Zbyt duży wór na plecach. Po zbyt dużej przerwie. Trudno, ciśniemy. Ostatnie pieski na szlaku przy leśniczówce, nawet nie chce się im szczekać, leniwy i zamglony krajobraz, wbijamy w stokówki, przez lodowiska i się zaczyno...
Podejście pod Koszarki, dwa kroki w przód, półtora w tył. darkheush dzielnie ciągnie w górę, a mnie się plątają nogi. Wstyd, hańba, zbieram dupę, trzeba dać z siebie wszystko, pewnie, że dojdę.
Zawsze dochodzę
Do celu
I nagle sponad linii lasu ukazują się widoczki, które wynagradzają wszystko, co człek wycierpiał do tej pory - Tatry i Pieniny na pierwszym planie. Warto było, tym bardziej, że jestem tu pierwszy raz. I jestem wdzięczna ponad miarę mojemu Chopowi, że zaproponował wyjazd właśnie tu.
Lyziemy na Czeremchę. Ledwo zipię. Już niedaleko. Tak wskazuje GPS Darka I tu mi chop godo, a widać już przekaźnik na Prehybie i schronisko, ale on nie poznaje tego miejsca, bo 3 lata temu im lało jak chuj i zapamiętał tylko wyjście na drogę jezdną do schroniska.
Zachód mleczny, mglisty, romantyczny... spod schroniska niestety widzimy tylko kawałek przekaźnika, fragmenty zaśnieżonych ławek, 1/4 choinki...
A nazajutrz...
...paprotka wieczorem w jadalni wyglądała jak paprotka...
... została pozbawiona swej godności. Przy śniadaniu okazało się przez kogo...
Podczas śniadania do jadalni wszedło 3/4 niedźwiedzia (uroczy, majestatyczny nowofunland), się poprzytulać. Bo paprotka już odmawia
Dzień drugi - 21 stycznia.
Wychodzimy ze schroniska, którego prawie nie widzę... Taka mgła... Kopiemy, ryjemy, nawiane ponad kolana, człowiek wpadł i ni ma jak wyleźć... A rakiety kurzą się w domu... Mózg chyba też... W końcu docieramy pod Diabli Garnek. Herbatka, niespodzianka: piękne wilcze sznurowanie, które się ciągnęło kilka km po szlaku turystycznym.
BTW - w międzyczasie mnóstwo innych tropów - żbik, ryś, wiewiórka, lis, kuna i zając i jelenie, i sarny... i dziki.
Do Rytra miła trasa. Do czasu...
Spotykamy turowca i zaczyna się armaggggggedon. Zejście do Rytra. Nie wiem jakim cudem i na ostatnich nogach, dziko było i w pionie - dałam radę... uffffffff... Dzień wcześniej właściciel z Cyrli pytał gdzie jesteśmy i jak chcemy się do nich dostać, polecił drogą dojazdową przez Makowicę. Bardzo miło z jego strony, cały czas czujny i zatroskany, by się ludzie nie pogubili.
A więc obiadek w Rytrze w schronisku i zasuwamy na zamek. Ledwo zipię tym pieprzonym asfaltem pod te cholerne strzępki zamku... A potem zawijaski drogi i tak sobie pomału, niespiesznie lecimy w górę. Przysiółek Makowica jak malowany, zaczyna się przejaśniać nad światem, ale to jeszcze nie to... Ponad domami ostatnie podejście do złączenia szlaków i wrzaski z góry. Ekipa z Myślenic wita nas na szlaku kielonem cytrynówki i zaproszeniem na imprezę w szałasie z grillem. Jak miło
Cyrla osiągnięta przed zmrokiem. W oknach światła, grzaniec i przemiła obsługa. Kotka Zosia snuje się po barze, między napojami, po kominku, wszędzie jej królestwo... Wieczorny grill, śpiewanie, rozmowy przy kiełbasie i piwku i padamy jak dłudzy... Dużo w nogach, za dużo na grzbiecie...
Dzień trzeci - 22 stycznia.
Sikorki... Wszędzie sikorki... Bogatki spasione jak na sterydach. Całe drzewo się od nich trzęsie Po śniadaniu zbieramy dupska, żegnamy Cyrlę i wychodzimy w mgłę... Chwilę później zaczyna dziać się magia i wychodzi niebieskie niebo Chmury przewalają się przez gałęzie drzew i im wyżej i dalej się wznosimy, tym piękniej. W koronach szadź, ostatnie strzępy mgieł wiszą już nisko... Świat przejrzał na oczy
Od razu lepiej się idzie. Od razu lepszy humor Jaworzyna Kokuszczańska, Hala Pisana, odmęty niewzruszonej bieli u stóp i nad głowami... A potem Wyspowy w oddali, Grybowskie wyłaniające się z ohydnej chmury smogu i zmierzch pomalutku ogarniający cały las, przez który brniemy w rozmiękłym śniegu a tabliczki na szlaku monotonnie odmierzają nam czas i dystans do Łabowskiej... 1.8 km... 1 km... Na horyzoncie zielono i złoto... W końcu jest. Koniec lasu, koniec drogi. Cel osiągnięty.
Wieczór na Łabowskiej zaczytany i kompletnie sami dziś tu jesteśmy. Na kolację makaron z sosem serowym i parówkami. W domu by tego normalny człowiek nie tknął, tu smakuje pysznie. Podobnie jak krupnik z makaronem na śniadanie Zza okna patrzą kocury i piękny kolejny, przepełniony słonecznym blaskiem dzień...
Dzień czwarty - 23 stycznia.
Wychodzimy o 9.30 w stronę Łomnicy. Szkoda opuszczać to miejsce, bo klimat wspaniały, total unplugged i gospodarze świetni, ale cóż, nie jesteśmy tu dla przyjemności Spotykamy na drodze samotnego pana, który mówi - Tatry widać... Jakby sił witalnych przybyło i faktycznie - tuż ponad szałasami na Skotlarce ponad morzem złotych chmur wlewających się w doliny i siodła górskie, horyzont przyozdabiają przepiękne ząbki tatrzańskie... Raj dla oczu. Niestety trzeba się nacieszyć zbyt krótko i zacząć nieść swój krzyż pokutny, czyli zejśćie niebieskim w dół do Łomnicy...
Nie ukrywam, przejechałam połowę na tyłku. Ten skurwiel co wymyslił i wyznakował ten szlak powinien smażyć się w kotle piekielnym na samym dnie.
Jeszcze tylko piwo pod sklepem w Łomnicy i zaczynamy powrót...
Fajny ten Sądecki Dał w dupę. Fantastyczne schroniska, gospodarze, widoki i cisza tak właściwa zimie... Do zobaczenia
Moja wersja wydarzeń
Dziennik pokładowy. Dzień pierwszy - 20 stycznia.
Lądowanie w Szczawnicy, za suchy de volaille, i zasuwamy przez Dietla i niezliczone hektary drogi za wodospad Zaskalnik. Zbyt duży wór na plecach. Po zbyt dużej przerwie. Trudno, ciśniemy. Ostatnie pieski na szlaku przy leśniczówce, nawet nie chce się im szczekać, leniwy i zamglony krajobraz, wbijamy w stokówki, przez lodowiska i się zaczyno...
Podejście pod Koszarki, dwa kroki w przód, półtora w tył. darkheush dzielnie ciągnie w górę, a mnie się plątają nogi. Wstyd, hańba, zbieram dupę, trzeba dać z siebie wszystko, pewnie, że dojdę.
Zawsze dochodzę
Do celu
I nagle sponad linii lasu ukazują się widoczki, które wynagradzają wszystko, co człek wycierpiał do tej pory - Tatry i Pieniny na pierwszym planie. Warto było, tym bardziej, że jestem tu pierwszy raz. I jestem wdzięczna ponad miarę mojemu Chopowi, że zaproponował wyjazd właśnie tu.
Lyziemy na Czeremchę. Ledwo zipię. Już niedaleko. Tak wskazuje GPS Darka I tu mi chop godo, a widać już przekaźnik na Prehybie i schronisko, ale on nie poznaje tego miejsca, bo 3 lata temu im lało jak chuj i zapamiętał tylko wyjście na drogę jezdną do schroniska.
Zachód mleczny, mglisty, romantyczny... spod schroniska niestety widzimy tylko kawałek przekaźnika, fragmenty zaśnieżonych ławek, 1/4 choinki...
A nazajutrz...
...paprotka wieczorem w jadalni wyglądała jak paprotka...
... została pozbawiona swej godności. Przy śniadaniu okazało się przez kogo...
Podczas śniadania do jadalni wszedło 3/4 niedźwiedzia (uroczy, majestatyczny nowofunland), się poprzytulać. Bo paprotka już odmawia
Dzień drugi - 21 stycznia.
Wychodzimy ze schroniska, którego prawie nie widzę... Taka mgła... Kopiemy, ryjemy, nawiane ponad kolana, człowiek wpadł i ni ma jak wyleźć... A rakiety kurzą się w domu... Mózg chyba też... W końcu docieramy pod Diabli Garnek. Herbatka, niespodzianka: piękne wilcze sznurowanie, które się ciągnęło kilka km po szlaku turystycznym.
BTW - w międzyczasie mnóstwo innych tropów - żbik, ryś, wiewiórka, lis, kuna i zając i jelenie, i sarny... i dziki.
Do Rytra miła trasa. Do czasu...
Spotykamy turowca i zaczyna się armaggggggedon. Zejście do Rytra. Nie wiem jakim cudem i na ostatnich nogach, dziko było i w pionie - dałam radę... uffffffff... Dzień wcześniej właściciel z Cyrli pytał gdzie jesteśmy i jak chcemy się do nich dostać, polecił drogą dojazdową przez Makowicę. Bardzo miło z jego strony, cały czas czujny i zatroskany, by się ludzie nie pogubili.
A więc obiadek w Rytrze w schronisku i zasuwamy na zamek. Ledwo zipię tym pieprzonym asfaltem pod te cholerne strzępki zamku... A potem zawijaski drogi i tak sobie pomału, niespiesznie lecimy w górę. Przysiółek Makowica jak malowany, zaczyna się przejaśniać nad światem, ale to jeszcze nie to... Ponad domami ostatnie podejście do złączenia szlaków i wrzaski z góry. Ekipa z Myślenic wita nas na szlaku kielonem cytrynówki i zaproszeniem na imprezę w szałasie z grillem. Jak miło
Cyrla osiągnięta przed zmrokiem. W oknach światła, grzaniec i przemiła obsługa. Kotka Zosia snuje się po barze, między napojami, po kominku, wszędzie jej królestwo... Wieczorny grill, śpiewanie, rozmowy przy kiełbasie i piwku i padamy jak dłudzy... Dużo w nogach, za dużo na grzbiecie...
Dzień trzeci - 22 stycznia.
Sikorki... Wszędzie sikorki... Bogatki spasione jak na sterydach. Całe drzewo się od nich trzęsie Po śniadaniu zbieramy dupska, żegnamy Cyrlę i wychodzimy w mgłę... Chwilę później zaczyna dziać się magia i wychodzi niebieskie niebo Chmury przewalają się przez gałęzie drzew i im wyżej i dalej się wznosimy, tym piękniej. W koronach szadź, ostatnie strzępy mgieł wiszą już nisko... Świat przejrzał na oczy
Od razu lepiej się idzie. Od razu lepszy humor Jaworzyna Kokuszczańska, Hala Pisana, odmęty niewzruszonej bieli u stóp i nad głowami... A potem Wyspowy w oddali, Grybowskie wyłaniające się z ohydnej chmury smogu i zmierzch pomalutku ogarniający cały las, przez który brniemy w rozmiękłym śniegu a tabliczki na szlaku monotonnie odmierzają nam czas i dystans do Łabowskiej... 1.8 km... 1 km... Na horyzoncie zielono i złoto... W końcu jest. Koniec lasu, koniec drogi. Cel osiągnięty.
Wieczór na Łabowskiej zaczytany i kompletnie sami dziś tu jesteśmy. Na kolację makaron z sosem serowym i parówkami. W domu by tego normalny człowiek nie tknął, tu smakuje pysznie. Podobnie jak krupnik z makaronem na śniadanie Zza okna patrzą kocury i piękny kolejny, przepełniony słonecznym blaskiem dzień...
Dzień czwarty - 23 stycznia.
Wychodzimy o 9.30 w stronę Łomnicy. Szkoda opuszczać to miejsce, bo klimat wspaniały, total unplugged i gospodarze świetni, ale cóż, nie jesteśmy tu dla przyjemności Spotykamy na drodze samotnego pana, który mówi - Tatry widać... Jakby sił witalnych przybyło i faktycznie - tuż ponad szałasami na Skotlarce ponad morzem złotych chmur wlewających się w doliny i siodła górskie, horyzont przyozdabiają przepiękne ząbki tatrzańskie... Raj dla oczu. Niestety trzeba się nacieszyć zbyt krótko i zacząć nieść swój krzyż pokutny, czyli zejśćie niebieskim w dół do Łomnicy...
Nie ukrywam, przejechałam połowę na tyłku. Ten skurwiel co wymyslił i wyznakował ten szlak powinien smażyć się w kotle piekielnym na samym dnie.
Jeszcze tylko piwo pod sklepem w Łomnicy i zaczynamy powrót...
Fajny ten Sądecki Dał w dupę. Fantastyczne schroniska, gospodarze, widoki i cisza tak właściwa zimie... Do zobaczenia
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 221 gości