Ostatnio znów rzadko mam sposobność być w górach. Praca i harcerstwo zjadają mi cały czas świata, więc czasem przydałoby mi się dziewięć dni w tygodniu i byłoby idealnie! W końcu jednak pojawił się weekend "nie do ruszenia", a że mój szanowny brat skończył w piątek trzydzieści lat, to postanowiliśmy ruszyć w góry (niby) razem.
Czemu niby razem? Bo mnie oczywiście dopadł leniuch. Bo dla mnie szlajanie się 25 km zimą na Babią Górę i robienie 1500 m w górę to przesada. Bo chciałam się wyspać dłużej niż do 5.00
Umówiliśmy się zatem, że ja pójdę swoimi ścieżkami, a on swoimi i spotkamy się w miejscu noclegowym. Zabrzmiało nieźle. Wstałam o 7.00, a o 11.00 byłam w Zawoi, gdzie jeszcze musiałam dojść do niebieskiego szlaku na Wełczy. Tam wskoczyłam na szybkie zakupy, korzystając z okazji, że jest otwarty sklep, a ja nie mam cebuli!
I ruszyłam na szlak. Zważywszy na to, że w Krakowie była śnieżyca, to tutaj było całkiem nieźle.
Śniegu malutko, niebieskie niebo się przebijało. Lód chyba też już stopniał, więc szło się przyjemnie. Przynajmniej na początku.
Szlak nie był wysoce atrakcyjny widokowo, ale jako że nie chciało mi się szaleć, to musiało mi wystarczyć
Nad Babią chmury. Młody mi mówił, że on tam był w śnieżycy. Ale dwa tygodnie wcześniej miał piękną pogodę, więc może się ugryźć w zadek Ja wtedy harcowałam
Ja przynajmniej nie miałam śnieżycy, a czasem nawet i nade mną pojawiało się słońce! To się chwali! ;-)
W lasach była ostra wycinka. Ciekawe, czy te tereny są prywatne, czy państwowe ;> W końcu ostatnio wszędzie wycinka!
Przynajmniej panowie mi poprzecierali szlaki ;P
Zbliżając się do Jałowca, jeszcze na niebieskim szlaku, miałam bardzo ładne prześwity, które na mojej lipnej mapie nie były zaznaczone
Później już te same widoki były zasłonięte drzewami.
Na Jałowcu widoczność w miarę przyzwoita. Wprawdzie Tatr nie było specjalnie widać, ale widoki były, słońce też. Delikatna zawieja zasypująca ślady. Śnieg w wielu miejscach zmrożony, więc rzadko zdarzało mi się zapadać. Trochę się zapadałam tuż przed szczytem.
Patrząc na prognozy i dzień wcześniejsze podmuchy wiatru w Brzesku, i tak pogoda była lepsza niż to, na co liczyłam.
Na szczycie siadłam na chwilę, aby coś przekąsić i zastanawiałam się, czy iść do Koszarawy niebieskim, czy żółtym przez Lachów Groń. Leniuch się pogłębiał, ale jak sobie pomyślałam, że z niebieskiego będę później musiała asfaltować przez pół Koszarawy, to zdecydowałam się na ten drugi.
I tutaj już co jakiś czas zapadałam się w śniegu, klnąc w duchu...albo bardzo dźwięcznie.
Zanim doszłam na rozwidlenie żółtego i zielonego szlaku, oglądałam się jeszcze na boki i zastanawiałam, czy nie czmychnąć zielonym w dół
W końcu jednak zmobilizowałam się i uderzyłam w stronę Lachów Gronia. W oddali wiosna!
A tutaj jeszcze zima!
Jak zobaczyłam tę polanę, i to słońce, i jeszcze raz tę polanę, to już wyobrażałam sobie, jaka to może być ciężka droga .... I faktycznie lekko nie było! Chwilami zapadałam się po uda, co było okrutnie męczące. Na szczęście nie był to długi odcinek....
...ale te miliony sińców, które miały powstać...
Dobrze, że chociaż niebo wyglądało ładnie!
W końcu udało mi się dobrnąć do szczytu...
Ale polana, na której ja się znajdowałam była w cieniu. Mój młody szedł już godzinę później i była nasłoneczniona. Moja:
Jego:
Teraz pozostało już tylko zejść do Koszarawy...
Szkołę przetrwania to ja miałam na polanie
Tutaj znowu wiosna pełną gębą!
Z Koszarawy chciałam iść szlakiem żółtym do Chatki SST Lasek, ale kładka leżała przy jednym brzegu, więc ostatecznie doszłam do szlaku chatkowego.
I to nim ruszyłam pod górę. Dotarłam jeszcze przed zmrokiem. Jak to miło, że zmrok jest już tak późno!
Młody dotarł pół godziny później. Wieczór upłynął jak zawsze w przyjemnej atmosferze, choć w wersji "kwaśnej" ;P
Następnego dnia nie miałam ochoty na żadne szaleństwa szlakowe, więc zwlekliśmy się z łóżek o 9.30, a zanim wyruszyliśmy to było już po 11.00. O 14.00 mieliśmy autobus.
Wychodząc z chatki stwierdziłam, że pójdę do Przyborowa, a stamtąd albo stopem albo pieszo do Jeleśni.
Młody natomiast chciał iść żółtym aż do Korbielowa, więc kazałam mu sobie przyspieszyć, a ja dreptałam powoli.
Niebo nie było ani w połowie tak sympatyczne jak w sobotę, ale nie było źle. Przynajmniej nic nie lało się na głowy. Podobno w ciągu tygodnia było deszczowo.
Ma to swoje zalety, bo ubyło sporo śniegu
Chmury wyglądały chwilami trochę złowieszczo
W końcu doszłam do Butorówki, a tam było kilka ambon.
I widok na Babią.
Albo widok na druty
Wyszłam sobie na jedną z ambon, ale widoków nie miałam przez to lepszych
Na szczęście nie zawaliła się pod moim ciężarem, więc przynajmniej zeszłam z niej żywa i o własnych siłach ;P Znów niespiesznie ruszyłam w dalszą drogę.
Ok. 750 m.n.p.m. śniegu znacznie ubyło.
...a w zamian za niego pojawiło się więcej błota i deszczu ;D
I bazie! łłłłłiiiiiiii!
Uradowana tym faktem ruszyłam dalej w dół
Słońce miało marne szanse w walce z chmurami.
...ale te mało słoneczne, a wczesnowiosenne widoki i tak sprawiały mi mnóstwo radości
Do Przyborowa dotarłam o 13.00, więc nie łapałam stopa, tylko poszłam pieszo. W godzinę powinnam była bez problemu zdążyć do Jeleśni i faktycznie, jeszcze musiałam trochę poczekać. Mój młody natomiast biegł na autobus i cudem na niego zdążył... ale kupił mi bilet, zanim wsiadłam
Teraz zapowiadają się co najwyżej wolne niedziele, chyba że jakimś cudem... Zobaczymy!
Jałowcowo
25-26.02.2017 W góry (nie) z bratem!
25-26.02.2017 W góry (nie) z bratem!
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
sokół pisze:A własnie, dużo błota:?
Błota nawet nie było dużo i tam, gdzie była już ziemia, nie było grząsko, więc super się szło!
sokół pisze:Szałas stoi na szczycie? Ten, co Urwis na niego właził?
Stoi, stoi Ale nie chciało mi się do niego "schodzić" ten metr ze śniegu
Piotrek pisze:Coraz bardziej wiosenna ta zima.
A ja się cieszę . Tzn. liczę na to, że będzie całkiem wiosenna. Zostały tylko 3 tygodnie kalendarzowej zimy!
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
nes_ska pisze:A ja się cieszę . Tzn. liczę na to, że będzie całkiem wiosenna. Zostały tylko 3 tygodnie kalendarzowej zimy!
Dobrze, że nie tylko ja
Twoje zdjęcie napawają mnie optymizmem niemałym Zimo precz.
W mieście możesz kogoś znać dziesięć lat i go nie poznać. W górach znasz go na wylot po paru tygodniach.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 283 gości