Z Brześcia kierujemy sie w strone Prużan. Gdzies w necie wyczytalam, ze w miasteczku znajduje sie opuszczona synagoga. Przejezdzamy jedną ulicą, druga, trzecia- ni ma. No to trzeba rozpytac wsrod lokalsow. Na pierwszy ogien idzie kobita z siatkami. Nie wie. Nietutejsza. Druga mowi, ze nie interesuje sie historią i od lat przemierza tylko trzy ulice swojego miasta miedzy domem, sklepem a urzedem gdzie pracuje. Przynajmniej szczerze. Trzecia jest babuszka. Ta bardzo chce pomoc, a jeszcze bardziej zrozumiec o co tej dziwnej dziewuszce chodzi. Pytam o stara synagoge. Babcia nie rozumie. Ok- moze “synagoga” to polskie slowo. “Żydowski kosciol”? - “Nie dziecinko, u nas juz od lat nie ma Żydow, Niemcy wymordowali” -“Ale stary kosciol po nich ponoc pozostal?” - “A! Jestescie Żydami i chcecie sie pomodlic?”- pyta z zatroskaniem.. Tlumacze, ze nie, ze jestesmy z Polski, ze interesuje nas stara architektura a synagoga jest przedwojenna, stara i chcielibysmy ją zwiedzic. “Ale tam nie ma muzeum. Muzeum jest w Nowogrodku. Tam Mickiewicz. Tam pojedzcie. Tam Polacy jezdzą”. “Ruiny? Jesli byly gdzies ruiny to pewnie je zburzyli lub wyremontowali”. Tyle. Wiecej informacji nie udalo sie uzyskac na ulicy. Zatem robimy jeszcze kilka rundek po miescie. Dominuje miła dla oka drewniana zabudowa. Domy wieksze, widac ze niewiejskie.
Sa tez blokowiska z białej cegiełki, charakterystyczne dla poradzieckich osiedli.
Cerkiewka
Odnowiony palac, pod ktorym spotykamy autokar z polską wycieczką. Synagogi nie widzieli. Jadą do Nowogródka, a jakze..
Nastepnie jedziemy do Linowa. Tu szukamy palacu Trembickich. Znaleziony na stronie
https://urban3p.ru, bardzo pomocnej do szukania ciekawych ruin na wschodzie. Od lat jest jednym z moich glownych przewodnikow przy planowaniu wycieczek. Ale nie na Białorusi
Jezdzimy po wsi. Rozwleczona ulicówka. Ni ma. Kurde… Latwiej sie szuka na Dolnym Slasku. Wjezdzasz do wsi, myk myk i juz jest palac. Zatem pytamy. Miejscowi nie wiedza co to jest pałac. Jak do cholery mozna nie wiedziec?? I jak wytlumaczyc czlowiekowi co to jest palac. Jakby dom, duzy, stary, ozdobny, zabytkowy. Sprzed wojny. Tacy bogaci tam mieszkali. Teraz opuszczony. Widze tylko wbite we mnie spojrzenie nicnierozumiejace. Jakbym pytala o latajace hipopotamy o wschodzie ksiezyca. “Muzeum? To nie tu, to w Nowogrodku!”. Chyba mnie pokreci jak jeszcze raz uslysze “Nowogrodek”! W koncu trafiam na w miare kumatą babuszke w sklepie. Alleluja! Ona wie co to jest palac! Niesamowite! Tlumaczy reszcie gawiedzi: “Pamietacie? Ten budynek gdzie byla klubokawiarnia a potem sklep”. Ale nie ma dobrych informacji. Ponoc tego obiektu juz nie ma. Zawalil sie albo mu pomogli? I teraz tam buduja mieszkania. Cos nie mamy dzis szczescia do poszukiwan…
Tak ow pałac wygladal jeszcze w 2014 roku. Przed nim staly Leninki. Zdjecia pochodza ze strony:https://urban3p.ru/object20042/ Czyjego sa autorstwa nie wiem bo nie jest tam podane.
Musimy sie pocieszyc samolotem i przydroznym krzyzem
Rezygnuje z szukania kilku pobliskich palacow. Jedziemy do Rużan. Tamtejszy zamek na pewno jest! (chyba
)
Po drodze mijamy ciekawe przydrozne miejsce biwakowe z bocianem gigantem. Ciekawe ile dzieci przyniosl
Pałac w Rużanach (lub Różanie- bo spotkalam sie z rozną pisownia jak i odmianą) jest i widac go z daleka. Jest to ruina pałacu Sapiehów. Budynek ogolnie nie mial szczescia w swoim zyciu. Po powstaniu listopadowym byl skonfiskowany wlascicielowi i przerobiony na fabryke. W czasie I i II wojny swiatowej byl spalony.
Brama wjazdowa ocieka remontem i swieza farba
Pozostala czesc jest malownicza ruiną
Po ruinach ugania gromada lokalnych chlopaczkow, ktorzy bardzo chca nas oprowadzic, opowiedziec historie obiektu, rzecz jasna nie za darmo. Sa bardzo namolni i upierdliwi. Nie rozumieja zwrotu “nie dziekuje”. Slowa “NIE!!!!!” rowniez...
Zdjecie grupowe. ⅕ ekipy nie wspolpracuje…
Wogole kabaczę nie jest zbyt grzeczne na tym wyjezdzie. Wszyscy w prawo to kabak w lewo. Jakakolwiek proba nadania kierunku konczy sie wrzaskiem i wierzganiem. To chyba prawda co ludziska mowili, ze dzieci okolo lat 2 robia sie knąbrne i uparte jak wsciekly osioł..
Gonienie tego osobnika jest czasem utrudnione i wymaga pelzania
Z Rużan jedziemy w strone Łyskowa. Zjezdzamy na sympatyczne szutrowe drogi.
Klimat drog jeszcze boczniejszych... ciekawe dokad prowadza?
Na tej trasie okazuje sie, ze GPS jest bardzo przydatnym urzadzeniem. Grzesiowe pudełko kieruje nas drogą przez wioski Bojary i Krupa. Wedlug mojej mapy tam wogole nie ma drog, wiec w zyciu bysmy tam nie zakręcili. GPS kieruje tam jako drogami glowniejszymi bo… noszą slady asfaltu. Nie jest to pozbawione prawdy- widac ze asfalt tam kiedys byl. Co kilkadziesiat metrow jest jakas łacha. Gdyby nie magiczne pudełko nigdy bysmy tu nie trafili. A bylo warto!
Byl tu kiedys jakis zaklad przemyslowy- a przynajmniej spory kołchoz, dzis popadły w ruine. Baraki, hale ciagna sie na przestrzeni chyba kilometra.
Dalej rozciaga sie wioska. Troche wyglada na wymarła. Sporo domow jest zabitych dechami, zarosnietych, w postaci wydmuszek w ktorych tylko hula wiatr.
Inne sprawiaja wrazenie wciaz uzywanych- w obejsciu mozna spotkac zywy inwentarz, ktory zwykle nie wystepuje samotnie i przewaznie wiaze sie z obecnoscia czlowieka. Ale na calej trasie nikogo nie udaje sie napotkac.. Tylko syk gęsi i sporadyczne ujadanie psa sugeruje, ze ludzie tu są- lub jesli znikneli - to calkiem niedawno
Naciskamy klamke jednego z domostw. Wchodzimy do sieni. Dalej wisi kłodka… Mamy gotową mowe na okolicznosc spotkania kogokolwiek- pytamy gdzie mozna kupic mleko. Okazuje sie to jednak niepotrzebne. Ludzi brak…
Tabliczki przybite do niektorch płotow informują, ze dwa razy w tygodniu zawija tu sklep objazdowy.
A tu dom udekorowany ozdobami stylizowanymi na grzybki halucynogenki
Widac ze niegdys mieli tu jakies kino lub przynajmniej klubokawiarnie
Kluczac po wiosce...
Kawałek dalej napotykamy na wieksza wies. Maja tu nawet bank!
I porosły brzeziną placyk pod czujnych okiem Włodka…
Do Łyskowa zmierzamy z racji na opuszczony koscioł, spory, górujacy nad niska zabudowa wsi.
W srodku zachowało sie jeszcze troche malowideł i zdobien
A nawet jeden polski napis!
Oraz tablice w swojskim jezyku!
Jest tez cerkiewka i przystanek autobusowy z wiewiorka
Przydrozne krzyze w mijanych wioskach sa wszedzie udekorowane kolorowymi kwiatami.
Dzien jest szary, ponury i potwornie zimny. Tak ciemny, ze wszystkie zdjecia wychodzą do dupy. Kilka razy łykam sobie pieprzówki zeby nie zamarznac. Pomaga- jak zawsze
A toperz i kabaczek nie moga... Ale mi jest ich zal!
Na nocleg zatrzymujemy sie w rejonie miasteczka Zelwa, nad jeziorem o tej samej nazwie. Wogole podprowadza nas tu miejscowy, jako ze z lekka spanikowalismy bo wyrzucilo nas na płatną droge, ktorą nieswiadomi przejechalismy 3 km. Ciekawe czy nas gdzies przyuwazylo. Ponoc licho nie spi, czai sie i donosi
Miejscowy wiec nas eskortuje w strone jeziora bysmy znow nie musieli na ową droge wjechac. Droga, ktorą suniemy, jest zdecydowanie niepłatna- ale opatrzona zakazem wjazdu bo jest jakas roboczą trasa po wale wokol zbiornika. Udaje sie jednak po chwili wyjechac na normalne drogi.
W sosnowym lasku zatrzymujemy sie na biwak. W dali majacza jakies zabudowania kołchozu. Przez kłębowisko chmur przebijaja sie promienie zachodzacego slonca.
Front niepogody chyba ustepuje?
Przy ogniu nocna porą…
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..