Jako że zapowiadała się ładna pogoda, a zaproszenie cały czas wisiało w eterze, postanowiłam zrezygnować z planów związanych z praca (słusznie!) i pojechać z ekipą darkheusha w góry!
Wyjście z Jurkowa nie leżało jednak w sferze moich zainteresowań, bo szłam tamtędy w różnych kierunkach już trzykrotnie. Postawiłam na Przełęcz Słopnicką. Dotarcie zajęło mi dosyć sporo czasu, bo nie chciałam ryzykować żadnej obsuwy czasowej, aby później nie utknąć w którejś z miejscowości.
Po przejechaniu następujących odcinków: Brzesko - Kraków, Kraków - Kamienica, Kamienica - Zalesie, dotarłam w końcu do miejscowości, znajdującej się blisko szlaku. Kierowca wysadził mnie tuż przy zakręcie obok kościoła, umartwiając się po drodze, czy na pewno uda mi się dotrzeć i czy bezpieczną jest dla mnie samotna podróż.
No nic, pozostało targać pod górę ku przełęczy.
W sumie miejscowość przyjemna. Ponoć postawili trochę na turystów i prowadzą wypożyczalnie nart oraz rowerów. Mają też jakąś wiatę grillową i inne cuda, ale ja do tego nie dotarłam, gdyż wysiadłam chyba za daleko. Zachwycałam się więc urokami wsi i zieleni, przysłaniającej zabudowania
W oddali zza pagórków wyłaniały się gorczańskie wieże.
...i Tatry, które w sobotę były nieco bardziej zamglone niż ostatnio. Może to wina pory dnia? Choć była dopiero 13.00, a tydzień wcześniej o 13 było je widać jeszcze całkiem ładnie!
Tym razem jednak musiałam się zadowolić bliższymi widokami i Tatrami we mgle
...i pogodzić ze skwarem, który chwilami dawał w kość, a na razie ciągle było brak cienia.
Nawet na zalesionej drodze cienia było jak na lekarstwo
W końcu dotarłam do Przełęczy Słopnickiej, która znajduje się na granicy Zalesia i Słopnic.
Przełęcz nie obfituje w dalekie widoki, ale również odsłoniła przede mną umajone łąki i pobliskie wzniesienia.
Ja jednak uciekając przed słońcem szybko odbiłam w stronę interesującego mnie zielonego szlaku. Nie kierowałam się ku barowi, lecz prosto asfaltem do celu
Nawet ten asfalt nie dawał bardzo w kość, zwłaszcza że było ładnie i zielono! I więcej cienia
Za plecami miałam przełęcz i szlak ciągnący się ku górze Cichoń (PS. jakiego rodzaju jest Cichoń, skoro Kudłoń jest rodzaju żeńskiego? )
Po drodze były liczne odbicia na leśne drogi.
Ja jednak wciąż dzielnie maszerowałam asfaltem, mijając m.in. krzyż zdobiony moim ulubionym (:P), bo sztucznym kwieciem
Czekałam na przestrzeń i punkty widokowe, już mi tego zaczęło brakować
Pierwszy dobry znak ku temu pojawił się dosyć szybko, jednak nie była to jeszcze większa osada, a tylko jedno gospodarstwo.
Przy ładnej pogodzie i dobrej przejrzystości mają z niego ładny widok na Tatry i Gorce. Tuż dalej jest on nieco przysłonięty przez drzewa.
Do Wyrębisk Zalesiańskich, czyli małej osady w górach, został mi jeszcze tylko krótki leśny odcinek.
Tuż za nim zaczęły się widoki.
Na razie jeszcze cały czas kroczyłam asfaltem, ale i tak ze względu na to, co było po bokach, było całkiem przyjemnie!
Po drodze mijałam m.in. moje ulubione skrzynki pocztowe!
Ale nie tylko...
Tak się prezentowała część Wyrębisk, przez którą już przeszłam...
Mnie natomiast pozostało jeszcze przez chwilę deptać pod górę.
Widoki z góry też były przyjemne dla oczu.
Mają tu piękne widoki i wcale nie tragiczny dojazd do miejscowości! Ostatecznie ze wszystkich, przez które przechodziłam do tej pory, w tej osadzie mogłabym zamieszkać
Co jakiś czas jednak korzystałam z cienia drzew, który dawał przyjemne poczucie delikatnego ochłodzenia!
Jednak było to na krótko!
Mijając już ostatnie pobliskie gospodarstwa, widziałam przed sobą las, co oznaczało, że przede mną długi odcinek wiodący drogą leśną.
U góry znajdował się parking, skąd wiele osób dopiero rozpoczynało swoją wędrówkę na Mogielicę. Ja jednak nie żałowałam dotychczasowej drogi, gdyż była bardzo urokliwa
Teraz natomiast miało już nie być widoków aż do Mogielicy.
Najpierw szłam dosyć szeroką drogą, która w zimie służy jako trasa narciarska.
Minęłam Starą Leśniczówkę A. Florka.
Następnie Krzyż i Obelisk Partyzancki, obok których skręciłam w prawo.
Po jakimś czasie skończyły się trasy narciarskie, a droga zaczęła się zwężać.
W końcu zaczął się teren Rezerwatu Przyrody Mogielica, co oznaczało, że jestem już niedaleko
Pnąc się delikatnie pod górę, w końcu zbliżyłam się do szczytu.
Nie było tam bardzo dużo osób, raptem kilka. Ponoć chwilę wcześniej leciała muzyka z głośników w telefonie, ale ci najbardziej hałasujący oddalili się równo z moim przyjściem. Spotkałam natomiast Rudą, która towarzyszyła mi aż do Jasienia. Zanim jednak ruszyłyśmy dalej, wyszłam jeszcze na wieżę.
Zrobiłam standardowe, spieczone słońcem selfie
I kilka zdjęć z perspektywy wieży.
M.in. nóżkę Rudej
Ale oprócz nóżki Rudej były przecież inne ładne krajobrazy
Nie chciałam jednak zmuszać Rudej do długiego oczekiwania, więc po zrobieniu raptem kilkudziesięciu zdjęć (zamiast tysiąc trzysta pięćdziesięciu dwóch ;p) powoli zeszłam na dół.
Daleko nie doszłyśmy, bo już na Polanie Stumorgowej zrobiłyśmy postój i wodopój
Siedziałyśmy na niej blisko godzinę, a czas uciekał Wiedziałyśmy jednak, że Darek z Basią są jeszcze za naszymi plecami
W końcu jednak nadeszła chwila, w której i my postanowiłyśmy iść dalej ku Jasieniowi.
Najpierw wciąż uroczą polaną ;-)
Później już głównie lasem!
Zrobiłyśmy jeszcze chwilkę postoju na Polanie Przysłopek.
...a później już prosto na Jasień!
W końcu dotarłyśmy! Poznałyśmy się z częścią ekipy, która dotarła już przed nami!
Wieczór przebiegł bardzo sympatycznie. Pozwolę sobie wrzucić krótki filmik nagrany przez jednego z uczestników wieczorową porą - streszczenie wieczoru - oszczędzę pracy napaleńcom, którzy mieli na to ochotę
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=0D-c7p5KkQ0[/youtube]
W niedzielę pogoda miała już się nieco psuć i choć teoretycznie miało to nastąpić dopiero popołudniu, już rano niebo było nieco zamglone.
Ruszyliśmy siedmioosobową ekipą do Lubomierza przed Polanę Folwarczną - zielonym, a później czarnym szlakiem.
Ci, którym spieszyło się mniej, zostali jeszcze nieco dłużej. Podzieliliśmy się śmieciami różnej maści i w drogę!
Widoki były słabsze niż w sobotę, a skwar był niemiłosierny!
Las wcale nie dawał ochłody, a raczej kumulował tę duchotę
Aż się cieszyłam, że tego dnia tylko schodzimy! Po drodze zatrzymaliśmy się na chwilę na widokowej Polanie Łąki...
...gdzie nie tylko podziwialiśmy widoki, ale również zebraliśmy śmieci (głównie puszki), po ekipie, która biwakowała tam najprawdopodobniej poprzedniego dnia.
Ruszyliśmy dalej, idąc głównie lasem, ale co jakiś czas depcząc również łąkami.
Przez jakiś czas musieliśmy się sporo nagimnastykować, mijając kolejne wiatrołomy.
Wtedy też zgubiliśmy szlak, ale wiedzieliśmy, że wciąż jesteśmy na dobrej drodze do Lubomierza, więc maszerowaliśmy wydeptaną dróżką.
...która później zamieniła się w nieco szerszą drogę, prowadzącą do miejscowości...
...i odsłaniającą trochę widoków.
W końcu dotarliśmy na dół, widząc czmychający nam bus! Okazało się jednak, że trafiliśmy w idealną godzinę, bo za 15 minut miał być następny, co pozwoliło jeszcze kupić na stacji jakieś napoje prosto z lodówki. Po kilku minutach ruszyliśmy w drogę powrotną!
Wyjazd był bardzo udany, towarzystwo wróciło do domów, a darkheush sprawdził się jako organizator, co zobowiązuje ;D....
[youtube][/youtube]Fotki
3-4.06.17. Jasień tam i z powrotem...
3-4.06.17. Jasień tam i z powrotem...
Ostatnio zmieniony 2017-06-06, 18:40 przez nes_ska, łącznie zmieniany 1 raz.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Podobno wystarczy zajrzeć pod ogon - mądrość ludowa.nes_ska pisze:jakiego rodzaju jest Cichoń
To była "Ruda z wyboru" czy naturalna?
Na filmie zbyt ruchliwi uczestnicy, nie nadążyłem kręcić głowa przed swym 26" monitorem.
Więcej kopciło się z ogniska czy w następstwie dmuchania?
Jednym słowem: nuda.
Jestem napalony na pisanie najważniejszej części oddającej sens organizacji spotkania.
Ostatnio zmieniony 2017-06-06, 19:22 przez ceper, łącznie zmieniany 1 raz.
U mnie właśnie w czerwcu każdy jeden weekend ma być górski podobno Tak się jakoś ładnie ułożyło.
Dziękuję Zapraszamy następnym razem. Jesteśmy mocno towarzyscy! (wbrew pozorom ;p)
tango pisze:Bardzo dobre zdjęcia!
Ładnie napisana relacja!
Szkoda że mnie tam też nie było!
Dziękuję Zapraszamy następnym razem. Jesteśmy mocno towarzyscy! (wbrew pozorom ;p)
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
nes_ska pisze:U mnie właśnie w czerwcu każdy jeden weekend ma być górski podobno Tak się jakoś ładnie ułożyło.
To zazdroszczę, u mnie czerwiec to zazwyczaj najbardziej pracowity miesiąc w roku-świadectwa, arkusze, sprawozdania...
Fotki piękne, jak zwykle.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 122 gości