Jest już czerwiec, a ja zdałam sobie sprawę z tego,że jeszcze nie byłam w tym roku na Leskowcu Nie jest to postawa godna osoby z Wadowic, więc wypadało ten stan rzeczy zmienić jak najszybciej, a że mamy nie odwiedziłam od ponad miesiąca, pasowało akurat jechać.
W piątek późnym popołudniem udaję się na małą przechadzkę po peryferiach miasta z pięknym widokiem na Pasmo Bliźniaków, Goryczkowiec i Górę Jaroszowicką. Łażę polnymi drogami, robię fotki, pogoda przecudna i ogólnie jest fajnie. Uwielbiam zadupia mojej mieściny.
W sobotę rano budzi mnie słońce i bezchmurne niebo. Prognozy nie są optymistyczne, ale nie mam zamiaru się nimi przejmować , więc pakuje plecak i wyruszam na przystanek. W busie jeden pasażer czyli ja. Kierowca coś tam mówi,że będzie padało.
Ruszam na szlak i póki co jest pięknie.
Nie ma upału, więc w dość szybkim tempie docieram na Przełęcz pod Gancarzem i nie zatrzymując się idę dalej.
Pogoda zaczyna się pierniczyć gdy jestem w okolicach Gronia JPII. Pojawiają się chmury, widoki nawet na te najbliższe szczyty już za mgłą, niezbyt wyraźne.
Tym razem wstępuję do kaplicy. Może by się pomodlić o ładną pogodę?
Nic z tego, kto by tam słuchał modlitwy niedowiarka... Gdy docieram do schroniska, pogoda już wyraźnie się psuje. Niebo zasnuwa się całkowicie chmurami, zaczyna mocno wiać, pojawia się mgła. Obok schroniska pusto.
Siadam,żeby zjeść kanapkę i chwilkę odpocząć. Pojawiają się spanikowani "turyści", pogoda wyraźnie ich zaskoczyła. Zamawiają kwaśnicę i twierdzą, że zaraz stąd uciekają, o wejściu na Leskowiec ani słyszeć nie chcą.
Na poprawę pogody nie ma szans, więc ruszam w stronę szczytu, bo na co mam czekać?
Fotka z cyklu gównowidać. Wrzucam tylko jedną, choć zrobiłam ich kilka. Wszystkie do siebie
jakoś ku...a podobne.
We wiacie siedzi facet, więc dłuższą chwilkę rozmawiamy( potem spotkamy się jeszcze na przystanku i busem wrócimy do Wadowic).
Idę we mgle w stronę schroniska.
A w schronisku pełno ludzi. Zamawiam herbatę, bo zmarzłam, do tego jakiś placek z truskawkami , udaje mi się znaleźć wolne krzesło i siedzę ze dwie godziny. Za oknem świata nie widać, a potem zaczyna padać. Toczą się rozmowy, głównie o niedźwiedziu, który pojawił się w okolicy niedawno. Są tacy, którzy straszą mnie spotkaniem z misiem. Jakoś bardziej martwi mnie paskudna pogoda. Nareszcie żegnam towarzystwo, kurtka przeciwdeszczowa, kaptur i złażę. Im niżej, tym deszcz mniejszy. Spotykam jeszcze gościa, który idzie do góry pod parasolem, ale za chwilę już gna z powrotem.
Po zejściu do Ponikwi mam jeszcze trochę czasu, więc zatrzymuję się na fotki.
Idę na przystanek, po chwili przychodzi facet, z którym rozmawiałam na Leskowcu, jeszcze dołącza miejscowy chłopak, rozmawiamy czekając na busa. Po powrocie do domu zjadam pyszne ruskie pierogi przygotowane przez mamę, popijam gorącą herbatę.
I myślę sobie,że było strasznie fajnie
W słońcu, mgle i deszczu na ulubiony szczyt Beskidu Małego
W słońcu, mgle i deszczu na ulubiony szczyt Beskidu Małego
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Ceper to Ty na Leskowcu nigdy nie byleś? Nie godzi się . Nadrobić braki trzeba
Sokół, ale ja wcale nie narzekam. Nie wiem ile razy byłam na Leskowcu, ale widoki to miałam jakoś nieczęsto.Przyzwyczajona jestem. I naprawdę było fajnie, zwłaszcza w zatłoczonym schronisku.
Piotrek, ja przeklinam często, nie od czasu do czasu. Przyznaje się, jęzor mam okrutnie niewyparzony.
Sokół, ale ja wcale nie narzekam. Nie wiem ile razy byłam na Leskowcu, ale widoki to miałam jakoś nieczęsto.Przyzwyczajona jestem. I naprawdę było fajnie, zwłaszcza w zatłoczonym schronisku.
Piotrek, ja przeklinam często, nie od czasu do czasu. Przyznaje się, jęzor mam okrutnie niewyparzony.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 227 gości