Prognozy były podejrzanie zmienne, dlatego o ewentualnym urlopie miałem zadecydować rano. Wstałem 5:30, patrzę, ma być ładnie, to napisałem do szefa o urlop. Ustaliłem trasę, zjadłem śniadanie, ubrałem się. Szef śpi, nie odpisuje. To uznałem, że nie będę go przecież budził. Zebrałem się i pojechałem
Chciałem poobcować bliżej ze śniegiem. Pojechałem do Ciśca k. Węgierskiej Górki i ruszyłem po prostu w górę w kierunku Czerwieńskiej Grapy (widoczna na zdjęciu w oddali)
Budują drogę. Z jednej strony szkoda gór przeoranych wiaduktami i dużą drogą. Ale z drugiej będę często jeździł tą drogą w góry, więc mam ambiwalentne uczucia.
Nabieram wysokości. Widoki na Romankę.
Na końcu cywilizacji kapliczka.
Następnie idziemy dziewiczą nieprzetartą drigą na Czerwieńską Grapę. O to chodziło, żeby sobie iść w śniegu. Bosko!
Wychodzić na śnieżne pieńki.
Wyszliśmy na Grapę, a potem na dwa Żary (Mały i Wielki).
Zejście z Żaru strome jak diabli.
Trochę uspokojenia...
I kolejne podejście na Glinne, to już ponad 1000m.
Trudna ambonka, nie da rady wyjść na samą górę.
Im wyżej tym więcej śniegu.
Na samym dole byłem lekko zawiedziony, że jest mało. Potem było już w sam raz. Potem nawet trochę za dużo. No i w końcu zdecydowanie za dużo. Biedny piesek.
Jednym słowem - nasyciliśmy się śniegiem.
Szczyt Glinne został zdobyty.
Jest tu szlak, więc przedeptane. Ale dalej nie idziemy - dzień się powoli kończy.
Tobi chyba chciałby na Babią.
Szlakiem schodzi się ekspresowo.
No i tyle. Bardzo fajna wycieczka.
Pozdrawiam wszystkich co musieli iść do pracy
Ciekawe czy mnie wywalą z roboty za taki samowolny urlop. Jutro się dowiem