Znów się trochę uzbierało, więc czas zaktualizować temat.
Pogoda była taka, że psa szkoda wypuścić, więc w sam raz by samemu się gdzieś ruszyć
Deszczyk przestał padać po pół godziny od wyjścia w Korbielowie. Za to była mgła i wzburzone wody potoku.
Na tej wysokości odpuściłem Pilsko, bo pchać się w taką siarę na szczyt sensu nie widziałem. Może gdybym tam szedł pierwszy raz to co innego, choćby dla zasady, ale ten przypadek mnie nie dotyczy. Wyjdę sobie kiedy indzie.
Celem staje się Jaskinia przed Rozdrożem, którą brałem pod uwagę, stąd też w plecaku leżakował kawałek liny, na wszelki wypadek. Choć po prawdzie do jaskini da się wleźć i bez niej.
W środku tak sobie, szału nie ma. W dodatku aparacik zaparował, więc zdjęć większość poszła w piach.
Otoczenie, czyli bardzo ładne głazowisko i mglisty, pełen duchów las.
A na pożegnanie takie oto spotkanie
W ostatnią niedzielę od rana pogoda niezdecydowana.Chmur dużo ale czasem słońce próbuję się przebić. My też niezdecydowani, brać się w teren czy nie?. I tak zeszło chyba do 11. W końcu wniosek, że można się przynajmniej przewietrzyć,, a jak się całkiem spierdzieli pogoda to przecież nie jedziemy do Afryki i szybko zdążymy wrócić.
Między Żywcem, a Trzebinią ciągną się ładne widokowo wzgórza. Znam je z rowerowych przejażdżek i wycieczek z córą gdy była malutka.
Bardzo sielskie to wzgórza i bardzo widokowe, więc napieramy.
Do tego miejsca mieliśmy kontakt z trzema sarnami. Wypadły jak strzała z krzaków przed nami i tylko żal, że aparat w kieszeni miałem
Dotychczas szliśmy na krechę ale już na grzbiecie pojawia się dróżka i robi się spacerowo
Wielka szkoda, że zapomnieliśmy latawca, bo akurat do puszczania pogoda była świetna-wiał wiatr ale nie za mocny i o stałym kierunku. W takich warunkach puszczać latawczyka to sama przyjemność.
W drodze powrotnej, a puściliśmy się znów na przełaj, pojawiły się kolejne sarenki i jako bonus bażant
Córa oczywiście jak to dziewczynka rozmarzyła się, że super było by mieć sarenkę w domu, syn natomiast zamarzył zapolować
Kolejny wypad był dość specyficzny, bo jakoś bardzo bardzo dawno nie szedłem odcinkiem od okolic rez. "Szeroka" w stronę Żaru. Od drugiej strony, czyli od P.Kocierskie do rezerwatu już w tym roku lazłem ale ten drug odcinek to jakby odkrywanie od nowa, nic z niego nie pamiętałem, prócz Kiczery. No i samego Żaru oczywiście
A więc start na Przełęczy Kocierskiej.
Z rana jeszcze lekki mrozik ale wkrótce zrobiło się wyjątkowo ciepło, jak w pełni lata
.
Pojawiają sie ruinki jakieś i kierunkowskaz do osobliwości etnograficznej BM. Wygląda na to, że trzeba odbić ze szlaku i gdzieś podejść, co mnie bardzo kusi ale jednak musze odpuścić bo autobus w Międzybrodziu czekał specjalnie nie będzie
Znów na widoku Skrzyczne.
Jest też i Żar
W końcu popularna wiata na Kiczerze, a tuż za nią chyba najładniejsze ujęcia na Żar - od góry
W końcu jestem na Żarze.
W planie miałem zamiar zrobić nalot i wpaść do
TatyOjca, ot taki soprajs
ale kurde za bardzo się po drodze ociągałem, czas zleciał, do autobusu na dole ledwo pół godziny.
Przez myśl przechodzi by chociaż zadzwonić ale cóż to za sens - jak już zadzwonie to pewnie zostanę, a autobus do chaty pójdzie się paść. Następnym jechać już za późno, bo człowiek poumawiany.
Tak więc pozostał tylko przelot wokół budynków i bieg na dół, czarnym na krechę.
No szkoda, że czas mnie gonił (do autobusu wpadłem z jęzorem po pas
), albo że wcześniej za bardzo się ociągałem, bo posiedział bym chętnie na Żarze z godzinkę